Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (17)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XVII

W maju roku 1926, gdy ksiądz Smith poszedł podziwiać żonkile matki de la Tour, po mieście chodziło już wielu dorosłych ludzi, których ksiądz nie pamiętał z widzenia. Przypuszczał, że musi być tak, iż dzieci stały się teraz mężczyznami i kobietami; wydawało mu się tylko dziwne, że w agresywnym wyrazie ich oczu i podbródków nie widział już odbicia ich niemowlęcej pucołowatości. Sam stawał się stary, ale wciąż zdawał się spoglądać na tramwaje, bruk i plakaty „The People’s Friend”1 w ten sam sposób. Na afiszach przed kinem signor Sarno reklamował Rudolfa Valentino i Harolda Lloyda2, a miejsca na balkonie zdrożały do szylinga i dziewięciu pensów, lecz ksiądz nie zwracał na to zbytniej uwagi, bo trwał strajk generalny, policjanci chodzili grupami, a tramwajami kierowali wymuskani młodzieńcy z wyższych klas.
Ksiądz Smith nie całkiem wiedział, co sądzić o strajku, bo zdawało mu się, że robotnicy mieli autentycznie uzasadnione poczucie krzywdy, ale nie podobał mu się sposób, w jaki włóczyli się po mieście z rękami w kieszeniach. Nie podobał mu się też sposób, w jaki poruszali się bogacze, dając wyraz swojej lojalności wobec przełożonych, bo sądził, że łatwo im wykonywać dla zabawy pracę ubogich i dlatego nie wiedział, jak przywitać lady Ippecacuanhę, gdy natknął się na nią – wielką, hałaśliwą, rudą i zamonoklowaną – dziurkującą bilety i dzwoniącą dzwonkiem w tramwaju, który miał go zawieźć z plebanii do klasztoru.
Drogi księże, myślę, że to, w jaki sposób wszyscy okazują taką lojalność, jest wprost cudowne – nie sądzi ksiądz? – powiedziała tubalnym głosem przez kłowate zęby, wciskając księdzu bilet.
Lojalność wobec czego lub kogo? – zastanawiał się ksiądz Smith, odpowiadając  jej bochnowatej twarzy głupawym uśmiechem. Lojalność wobec sald bankowych, dywidend i smokingów, czy wobec ich odczuwania Emmanuela, Boga z nami? Wszak bycie lojalną przychodziło lady Ippecacuanhy z taką łatwością, z jaką Angusowi McNabowi bycie nielojalnym. Nigdy nie pociła się w okopie ze strachu, nie spała w błocie, nie ryzykowała, że w bolesny sposób straci życie, rozerwana na strzępy, i nie nagrodzono jej za to koniecznością sprzedawania na ulicy sznurowadeł – sprzedawania ich cywilizacji, którą pomogła ocalić. Wiekopomne, chwalebne czyny prędko ulatywały z ludzkiej pamięci, a ich miejsce zajmował bardziej doraźny egoizm. I czy było to właściwe, że tym samym ludziom miało być wciąż wygodnie przez cały czas? Był rad, gdy tramwaj dojechał pod klasztor, gdzie mógł wysiąść i oddalić się od uśmiechu lady Ippecacuanhy, uśmiechu z rodzaju „uczynię Brytanię jeszcze potężniejszą”3.
W szkole dzieci ćwiczyły sekwencję na uroczystość Bożego Ciała. Księdza Smitha, spacerującego po trawniku z matką de la Tour, dobiegały przez otwarte okna ich młode głosy:

Sit laus plena, sit sonora
Sit jucunda, sit decora
Mentis jubilatio4.

Gdyby tylko cały świat potrafił śpiewać takie pieśni i autentycznie mieć na myśli to, co śpiewa, nie byłoby już więcej wojen, bezrobocia, strajków, ani nędzy – pomyślał ksiądz Smith.
– Jamais la Révérende Mère ne vous pardonnera si vous n’allez pas leur dire un petit bonjour5 – powiedziała matka de la Tour, biorąc do rąk konewkę.
Gdy ksiądz wszedł do klasy, dzieci nadal śpiewały. Były wszystkie – duże dziewczynki i małe dziewczynki – w dodatku ubrane w białe welony, bo przygotowywały się również do procesji, gdy Biskup będzie niósł Najświętszy Sakrament ścieżką pod drzewami, a one będą kroczyć przed nim z zapalonymi świecami. Matka Leclerc, chórmistrzyni, dyrygowała śpiewem, podczas gdy Wielebna Matka siedziała na podwyższeniu, patrząc na nie wszystkie zza okularów promiennym wzrokiem.

Caro cibus, sanguis potus:
Manet tamen Christus totus
Sub utraque specie6.

Wielebna Matka zaczekała, aż skończyły całą sekwencję, zanim dała księdzu Smithowi poznać, że ma świadomość, iż jest obecny, a następnie skłoniła go, aby wspiął się na podwyższenie, i powiedziała:
– Et maintenant, mes enfants, le Révérend Père Smith va bien vouloir nous dire quelque mots7.
Czując się bardzo głupio – jak zawsze, gdy musiał mówić publicznie w obecności Wielebnej Matki – ksiądz Smith powiedział krótko o pięknie wielkiej uroczystości, którą mieli obchodzić. Powiedział dziewczętom, że gdy dorosną i pójdą na świat, źli ludzie mogą próbować nakłonić je, aby zapomniały słodkich nauk, które przyswoiły w klasztorze, i że nie wolno im ich zapomnieć, gdyż nauki owe są nie tylko piękne, ale również prawdziwe. Wystarczyło tylko posłuchać tego przepięknego hymnu na cześć Najświętszego Sakramentu, który właśnie zaśpiewały, by zrozumieć, że Bóg pomyślał świat jako bardzo wspaniałe miejsce i faktycznie takim go uczynił, bo to Bóg był tym, który wyrzeźbił góry, wydrążył doliny i wlał wodę do mórz, podczas gdy to ludzie zbudowali z cegieł miasta i to dlatego były one niekiedy tak brzydkie. Zdawało się, że jedynymi czasami, w których ludzie potrafili tworzyć coś naprawdę pięknego, były czasy średniowiecza, gdy budowali kościoły i katedry, a to dlatego, że pracując, nieustannie myśleli o Bogu; majestatyczne wieże i przepiękne ich zwieńczenia wychodziły spod ich palców jak ręcznie formowane świece. Zawsze jednak muszą pamiętać o tym, iż żadna katedra, żadne jezioro i żadna góra nigdy nie będą nawet w przybliżeniu tak piękne jak nasz Pan w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, jak same pojmą pewnego dnia, gdy zobaczą Go twarzą w twarz w niebie.
Gdy ksiądz Smith skończył mówić, dzieci trochę klaskały, ale kapłan był pewien, że robiły to tylko z grzeczności. Z wyrazu twarzy Wielebnej Matki niepodobna było odczytać, co sądziła o jego wystąpieniu. Nie powiedziała mu o tym również, gdy byli razem na osobności, ale po prostu podziękowała mu za dobroć, jaką okazał, przychodząc się z nimi zobaczyć, i powiedziała, że Elvira poprosiła, aby pozwolono jej pomówić z nim w rozmównicy.
Elvira miała teraz osiemnaście lat. Gdy stała, patrząc na zdjęcie kardynała Amette8, zmarłego arcybiskupa Paryża, wydawała się starsza, ale gdy odwróciła się do księdza, aby go przywitać, niewinność jej twarzy nadała jej wygląd młodszy.
– Buon giorno, carissimo padre mio – przywitała się, a potem odważny uśmiech zszedł z jej twarzy i, szlochając, rzuciła się na ramię księdza. – Per Bacco, jestem taka nieszczęśliwa, proszę księdza, i nikt tego nie zrozumie – tylko ksiądz. Widzi ksiądz, kocham go tak bardzo. Niech mi ksiądz powie, czy źle robię kochając go, gdy on wyjeżdża, by uczyć się na kapłana?
Posadziwszy Elvirę na krześle, ksiądz Smith siadł obok niej.
Drogie dziecko – powiedział – drogie dziecko, oczywiście, że nie robisz nic złego, kochając Józefa dlatego, że ma on zamiar zostać kapłanem. Wręcz przeciwnie – powinnaś kochać go tym bardziej, ponieważ porzuca on wszystko dla naszego Pana. Ale istnieją dwa rodzaje miłości, Elviro: ziemska i nadprzyrodzona; i to miłością nadprzyrodzoną musisz kochać Józefa.
Ale jeśli nigdy nie dam mu poznać, że kocham go miłością ziemską? – zapytała. – Jeśli już nigdy nie będę trzymać go za rękę ani uśmiechać się zbytnio, gdy zobaczę, jak nadchodzi ścieżką w ogrodzie?
Kochane dziecko, musisz nauczyć się kochać go tylko w Chrystusie – powiedział ksiądz Smith.
Ale w Chrystusie kocham moich wrogów – zaprotestowała Elvira. – Kocham ich dlatego, że nasz Pan umarł za nich tak samo jak za mnie; kocham ich dlatego, że ich ciała są świątynią Ducha Świętego dokładnie tak jak moje ciało; kocham ich, bo Bóg nakazuje mi ich kochać. Ale to nie w ten sposób kocham Józefa. Oczywiście, kocham go również w ten sposób, ale kocham go również na inne sposoby. Kocham jego oczy i jego nos, i jego usta, i to, w jaki sposób rosną jego włosy. Niech mi ksiądz powie: czy to coś złego, jeśli dziewczyna kocha sposób, w jaki rosną włosy kapłana?
Jeśli nawet nie jest to nic złego, jest to co najmniej niebezpieczne – powiedział ksiądz Smith.
Nasz Pan wymaga od nas niekiedy bardzo wiele, czyż nie? – stwierdziła Elvira.
Musimy pamiętać, że nie obudzimy się w niebie, dumając, jakże, u licha, się tam dostaliśmy – powiedział ksiądz Smith, uśmiechając się do siebie w duchu, gdy cytował ulubioną groźbę kanonika Bonnyboata.
Wciąż mam zamiar zostać aktorką, ale gdy mężczyźni będą się odwracali i wpatrywali we mnie w holu hotelu Carlton-Elite, wciąż będę chciała, aby to Józef się we mnie wpatrywał – powiedziała Elvira. – I nigdy, nigdy nie wyjdę za nikogo innego i będę nosić wszystkie moje piękne ubrania na większą chwałę Bożą, bo Józef będzie zbyt zajęty byciem księdzem, aby go to interesowało. I każdego wieczoru będę się modlić, aby Bóg dał mu łaskę dobrej śmierci. Niech mi ksiądz powie: jeśli dziewczyna nie może kochać sposobu, w jaki rosną włosy księdza, to może się z pewnością modlić, aby Bóg dał mu łaskę dobrej śmierci?
Wyrośniesz ze swojej zgryzoty, dziecko, a w międzyczasie jedyne, co możesz zrobić, to ofiarować ją Bogu – powiedział ksiądz Smith, wychodząc. Czuł, że powinien był mieć umiejętność powiedzenia czegoś bardziej pocieszającego, szczególnie gdy przy bramie Elvira dziękowała mu za to, że tak bardzo jej pomógł.
Stojący przy nowych światłach James Scott, awansowany niedawno na zwrotniczego, kierował przyjazdami i odjazdami tramwajów. Stał z siwymi już włosami, wyrastającymi w okrągłą niebieską czapkę z daszkiem i gwizdał gwizdkiem: jednokrotnie, zezwalając tramwajom na wjazd do miasta, i dwukrotnie, zezwalając im na wyjazd. Przechodząc przez ulicę, aby pogratulować Jamesowi Scottowi, że nie wziął udziału w strajku, ksiądz Smith zastanawiał się, czy potrafiłby służyć Panu Bogu tak odważnie jak James Scott czynił to przez dwadzieścia ostatnich lat – gdyby musiał robić to, dziurkując bilety i dmąc w gwizdki. James Scott nie uważał jednak, że niewzięcie przez niego udziału w strajku świadczy o jakiejś szczególnej odwadze, choć był w widoczny sposób zadowolony, gdy ksiądz Smith zaczął mówić o Józefie i o tym, jak dobry jego zdaniem będzie z niego kapłan.
Myślenie o jednym parafianinie naprowadziło księdza Smitha na myśl o innym; zdecydował więc, że pójdzie odwiedzić Angusa McNaba i zobaczy, jak radzi sobie ten młody człowiek. Wyruszył zatem wzdłuż podłych ulic prowadzących do slumsu, w którym mieszkali Angus i jego żona. Gdy szedł między brudnymi dziećmi, usiłował się do nich uśmiechać tak, jak wedle jego mniemania, uśmiechałby się do nich monsignore O’Duffy, bo wiedział, że Bóg chciał, by księża kochali nie tylko czyste dzieci, ale również brudne – i to szczególnie, bo tak wiele można im było wynagrodzić; ale nie miał sposobu bycia prałata, więc dzieci nie odpowiadały uśmiechem, a niektórzy z ich rodziców nawet rzucali mu gniewne spojrzenia, jakby zaliczali kapłanów do jednej grupy z pracodawcami. Ksiądz Smith zaczął żałować, że nie idzie tędy innego dnia, gdy nie ma strajku generalnego, ale wiedział, że to z jego strony słabość i tchórzostwo.
Przybył do zamieszkiwanej przez McNabów kamienicy w samą porę, by udzielić Annie warunkowego rozgrzeszenia po tym, jak Angus wyrzucił ją przez okno. Klęcząc na chodniku obok jej połamanego ciała, mruczał święte słowa, podczas gdy wokół niego twarze o głupim i wrogim wyrazie gapiły się. – Uczyń akt skruchy – wzywał miazgę, krew i zmierzwone włosy. – Powiedz: „O, mój Boże, któryś jest nieskończenie dobry sam w sobie...”; ale ani miazga, ani krew, ani zmierzwione włosy nie odpowiedziały żadnymi słowami, a policjanci już byli na górze, aby zabrać Angusa.

1 „The People’s Friend” – założony w 1869 roku brytyjski tygodnik kierowany głównie do starszych kobiet.
2 Rudolf Valentino (1895–1926) – włoski aktor filmowy, gwiazda kina niemego; Harold Lloyd (1893–1971) – amerykański aktor, komik, reżyser i producent filmowy, scenarzysta i kaskader.
3 Aluzja do napisanej w 1902 roku brytyjskiej pieśni patriotycznej pt. Land of Hope and Glory (Kraina nadziei i chwały), w której padają słowa: „Bóg, który uczynił cię [Brytanio] potężną, uczyni cię jeszcze potężniejszą”.
4 Sit laus plena... (łac.) – „Niech pieśń jasna i donośna, / Pełna wdzięku i radosna / Cieszy nas pospołu” (fragment sekwencji Lauda Sion Salvatorem (Chwal Syjonie Zbawiciela) autorstwa świętego Tomasza z Akwinu).
5 Jamais la Révérende Mère… (franc.) – Wielebna Matka nigdy księdzu nie wybaczy, jeśli ksiądz nie wstąpi choć się przywitać.
6 Caro cibus (łac.) – „Ciało strawą, krew napojem, / Lecz Pan cały bóstwem swoim / W obu jest przytomny”.
7 Et maintenant... (franc.) – A teraz, moje dzieci, czcigodny ksiądz Smith skieruje do nas kilka słów.
8 Leon-Adolphe Amette (1850–1920) był arcybiskupem Paryża w latach 1908–1920.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz