-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
PRZEDMOWA
STATEK
PIJANY
„Wybory
udały się nadzwyczaj. Startował jeden kandydat, a potem i tak je
unieważniono”. Co łączy tę sytuację ze sceną przemówienia
pani dyrektor wygłaszanego przez zepsute głośniki albo ze sceną
noszenia krzeseł (organizowanego przez uczniów tak, żeby zajęło
jak największą część lekcji matematyki)? I z ocenami Aldony,
córki jednej z dyrektorek („dostała z klasówki piątkę”),
oraz Damazego (dostał tróję, „mimo że zrobił mniej błędów”)?
Blaga.
A
co łączy decyzję pani dyrektor, żeby zakazać gry w piłkę na
nierównym boisku, zamiast je naprawić, podjętą po złamaniu nogi
przez ucznia, z pogróżkami pani straszącej niesfornych uczniów
wezwaniem silniejszych chłopców ze starszej klasy i z oburzonym
zdumieniem pani, która nie może pojąć, że uczeń potrafi zapisać
literki poznane gdzieś wcześniej niż na szkolnych lekcjach
rosyjskiego? Bezradność.
Dlaczego Cyryl „nie dostał
całej piątki, skoro praca jest bardzo dobra”? „Za zbyt
radykalne sformułowanie” (napisał, że „większość ludzi nie
rozumie sensu tej książki”). W duszy pani od polskiego „zbyt
radykalne sformułowanie” wzbudza trwogę.
Kłamstwo,
bezradność, strach – oto treść dusz nauczycieli, którzy
traktują uczniów jak niebezpiecznych wrogów, dziecięce wybryki,
znane od tysięcy lat, jako atak na siebie samych, a zachowania
rzeczywiście gangsterskie zbywają tchórzliwie zdaniem: „Przecież
młodzież musi się wyszaleć” (odpowiedź na reklamacje
szatniarek po zdemolowaniu szatni przez podpitych uczniów).
Mikołajek
chodził do szkoły, w której prawdę traktuje się jako coś bez
znaczenia lub rzecz niebezpieczną, stopień dostaje się za
„grzeczne” zachowanie (ideał pań nauczycielek), personel
nauczający (?) przemocą i obelgami posługuje się z naiwnym
bezwstydem, a oczywiste prawdy moralne należą do spraw
zapomnianych.
Książeczka
o tej szkole jest, owszem, zbiorem facecji, pełnym pysznych anegdot
i efektownych powiedzonek – lecz przede wszystkim bezlitosnym
dokumentem zjawisk budzących grozę. Występują tu one w
nowoczesnej wersji, bo przecież sam temat znamy z polskiej
literatury przynajmniej od półtora wieku. Szkoła przedstawiona w
Syzyfowych pracach
miała przeobrazić młodych Polaków w entuzjastów kultury
rosyjskiej; Sienkiewiczowski „poznański nauczyciel” notował w
swoim Pamiętniku...,
jak bezduszne pruskie gimnazjum niszczy polskie dziecko moralnie (i
fizycznie – aż do śmierci); Gombrowiczowski profesor Bladaczka,
zapewne w przekonaniu o szlachetności swej misji, żądał recytacji
nieszczerych formuł uwielbienia dla wieszcza. Z kolei szkołę
dzisiejszą, tę najwspółcześniejszą szkołę wydającą
państwowe świadectwa i dyplomy, z każdym dniem komuniści
władający Polską i Zachodem próbują przeobrazić w maszynę do
miażdżenia już nie samodzielności myśli, ale wręcz odruchów
normalności. Wszystkie te znane nam z literatury i z życia systemy
opresji noszą wspólną cechę: odznaczają się pewną złowrogą
logiką.
„Placówce
oświatowej” (jak ją nazywa pani dyrektor) sportretowanej tu przez
autora tej cechy nie dostaje. Jego Mikołajek miał wątpliwą
przyjemność uczęszczać do szkoły w tej fazie jej dziejów, kiedy
jeszcze nie każdy oddech nauczycieli i uczniów regulowały
procedury; śmieszność i groza wypływają w niej niekoniecznie z
polityki petersburskich zaborców czy brukselskich nadzorców, lecz z
nieobliczalnego biegu zdarzeń; absurdy i niegodziwości zanotowane
przez niego noszą jeszcze, by tak rzec, znamiona improwizacji.
Panie
występujące tu w rolach nauczycielek (panów prawie w ogóle w tej
szkole nie ma) co chwila „wpadają w szał” (bo uczeń nie oddał
na czas klasówki, bo zaprotestował przeciw obelgom nauczycielki lub
„zdenerwował” ją swoim „tonem i minami”). Uczniowie piszą
klasówki z przedsiębiorczości, ale nie wolno im się wykazać
przedsiębiorczością (próbowali, handlując na przerwie pączkami
– zaraz im tego zakazano). Występkiem ściganym z urzędu – a
raczej z kaprysu – jest w tej „szkole” nie to, co może
zaszkodzić młodym umysłom i duszom, ale wszystko, co może
naruszyć „autorytet” nauczycieli, czyli nauczycielek –
celebrowany z użyciem szkolnego dziennika (można do niego w każdej
chwili wstawić pałę lub trzy – jak biednemu Ignacemu, którego
miny tak zdenerwowały panią od chemii), z użyciem telefonu
komórkowego (za czasów Mikołajka, Kosmy, Aleksego i ich
rówieśników jeszcze oznaki prestiżu) lub mikrofonu i głośnika –
które panią dyrektor na chwilę przemieniają w gwiazdę estrady.
Szkoła,
w której Mikołajek wchodzi do Europy, oczywiście jest śmieszna,
podobnie jak ta, którą znamy z francuskiego prawzoru autorstwa
Sempégo i Goscinnego oraz jego polskiej trawestacji (Mikołajek
w szkole PRL Maryny
Miklaszewskiej & Masława). Śmieszność jednak nie odbiera jej
grozy.
Nauczycielki-aktorki
w tej szkole chcą mieć
spokój i czuć się ważne;
gdybyśmy im powiedzieli, że nie to jest celem szkoły, zapewne nie
zrozumiałyby, o czym mowa.
Henryk
Antoniewicz
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz