Moje boje z tradycją: Wyznania

 Lśnij, potęgo Kościoła*
(Fot. MDK)

"Ten raz pójdę na Mszę tradycyjną, chociaż wolę <<nową mszę>>" - usłyszałem. Tak jakby nasze wolenie czy niewolenie miało istotny wpływ na to, co jest miłe Panu Bogu...

Powyższa wypowiedź świadczy o pewnym sukcesie nowej taktyki modernistów, którą można by w skrócie określić sformułowaniem: "dla każdego coś miłego". Ty, człowiecze, wolisz "po staremu" - prosimy bardzo, droga wolna. Masz swoje racje. A ty, człowiecze, wolisz "po nowemu" - i ty masz swoje racje.

Przypomina to nieco sytuację z anegdoty o rabinie, do którego przyszli kolejno mąż i żona. Każde z małżonków narzekało na drugą stronę związku. Rabin powiedział mężowi: "Masz rację". Następnie żonie: "Masz rację". Wreszcie opowiedział o tych wizytach i swoich reakcjach własnej połowicy. Ta skomentowała: "Przecież oni oboje nie mogli jednocześnie mieć racji". "I ty masz rację" - odrzekł rabin...

Kiedy zaczynałem chodzić na Mszę świętą przez duże "em", też tej liturgii z początku "nie czułem". Ale oto tu jest coś więcej niż człowiek i jego odczucia. Nie rezygnowałem. Chodziłem dalej.

(Zdałem też sobie w pewnej chwili sprawę, że tradycyjna liturgia może być szalenie wymagająca intelektualnie. Podobnie jak szalenie wymagająca intelektualnie jest traktowana z powagą katolicka wiara i nauka Kościoła).

W pewnej chwili coś "zaskoczyło". Ale to nie była "praca własna", czy też osobisty wysiłek umysłowy czy duchowy - które, swoją drogą, też są łaską...

Kacper Tomasz Lidzki

_____
* Aluzję zawdzięczamy JJ. Serdeczne podziękowanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz