Fot. DeTeni
Po spotkaniu Vivo
na temat Nowego manifestu libertariańskiego
(dalej zwanego w skrócie NML)
Samuela Konkina
oraz agoryzmu
ZAPISKI & ZAGADNIENIA DO DALSZEJ DYSKUSJI
U podstaw myśli wolnościowej (różnych nurtów) stoi dogmat, aksjomat - zasada nieagresji.
Według Konkina ideał Nowego Libertarianizmu jest czymś tak wielkim i wzniosłym - że "nie może zostać zdyskredytowany bez
zdyskredytowania wolności lub rzeczywistości (albo ich obu); może
być jedynie błędnie sformułowany". Twierdzi, że - gdyby na stronach NML miano znaleźć jakąkolwiek
niespójność - "wtedy Nowym Libertarianizmem nazwiemy sformułowaną
ponownie spójną teorię – nie to, co rozpoznano jako błędne.
Nowy Libertarianizm (agoryzm)". Jako żywo przypomina to słowa świętego Pawła dotyczące ewangelii głoszonej przezeń Galatom: "Ale choćby my, albo Aniół z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, niech będzie przeklęctwem". (Gal 1, 8)
Pawłowi z Tarsu, jednemu z najwybitnejszych w dziejach świata pisarzowi, zdarzało się zwracać do słuchaczy językiem "wykładowym", a czasem "wiecowym" - zawsze jednak zachowywał pełną ortodoksję. Konkin ma najwyraźniej ambicję przekonywać do idei agoryzmu stosując podobne zabiegi. Językowi finałowych wezwań rodem z manifestacji towarzyszy prowadzona nieco stron wcześniej "na chłodno" analiza sprawiedliwego rekompensowania ofierze przestępstwa poniesionych strat.
NML odwołuje się już choćby swoim tytułem do "starego" Manifestu libertariańskiego Rothbarda. Konkin stara się wskazać, jakie praktyczne działania należy podjąć, by dotrzeć do celu - ideału - społeczeństwa wolnościowego.
Wyklucza działalność polityczną. Jedną z najczęściej chłostanych na kartach NML organizacji jest Partia "Libertariańska" (to słowo Konkin zawsze bierze w tym kontekście w cudzysłów). Dlaczego? W imię radykalizmu i wierności zasadzie nieagresji. Konkin postuluje unikanie jakichkolwiek ustępstw i kompromisów. Nie zgadza się na "miękkie" przechodzenie do świata wolnościowego - tzn. próbę "wykorzystania" aparatu przemocy do wprowadzania zmian, które - jak się spodziewamy - mogą realizację agorystycznego ideału przybliżyć. A zatem: żadnej współpracy z funkcjonariuszami państwowymi → zamiast tego: rewolucja!
Rewolucja - bezsprzecznie różna w charakterze od angielskiej, francuskiej, czy bolszewickiej, choć niekoniecznie bezkrwawa.
Jak osiągnąć ideał?
Konkin przedstawia tę drogę rozpoczynając w sposób nie-tradycyjny: od ideału społeczeństwa wolnościowego do jego upadku. Dwa bieguny. Dwa światy.
Kluczowe wydaje się zagadnienie skuteczności aparatu przymusu. Jeśli zbrojne ramię
państwa (czyli jego uzbrojeni funkcjonariusze bezpośrednio wymuszający posłuszeństwo "władcom") przestają skutecznie działać, cały system upada - bo nie ma komu egzekwować przepisów, regulacji, nakazów i dyrektyw narzucanych przez mocodawców armii, policji i służb specjalnych. Innymi słowy można by zapytać: Kto w dzisiejszych czasach dobrowolnie
płaci podatki?
(Temat dodatkowy: czy łapówka wręczana policjantowi utwierdza system, czy raczej prowadzi do jego erozji? Propozycja odpowiedzi: na poziomie ogólnym raczej utwierdza system, bo nie skłania funkcjonariusza do porzucenia niemoralnej pracy, a środki finansowe inkasuje zarówno on - bezpośrednio - jak i system, który także go opłaca; ale na poziomie "prywatnym" może być wskazana - rozsądna; to kwestia kalkulacji ewentualnych zysków i strat).
A kto w historii dobrowolnie je płacił (jeśli tak było, to czy można je nazywać "podatkami" - czy też raczej "darowiznami")? Zdaje się, że czasy największej potęgi Polski (kraju, społeczeństwa, kultury - nie: państwa), to właśnie te opisywane przez Adama Mickiewicza w Prelekcjach paryskich. Naprawdę złota wolność. Czasy, w których dobrowolne daniny na rzecz manarchy stanowiły normę. Czy to przypadek, że właśnie w owych czasach Polska stanowiła potęgę? (Czy świadectwem owej potęgi były rokosze, a więc zbrojne wystąpienie - niekiedy skuteczne! - przeciw zasiadającemu na tronie? Któż dziś poważyłby się na taki bunt poparty siłą prywatnej armii?).
Uważna lektura klasyki polskiej literatury daje naprawdę wiele.
Konkin wskazuje science-fiction jako gatunek literacki "sprzymierzony" niejako z myślą agorystyczną. Nie docenia chyba innych gatunków, a prawie na pewno nie czytał Przedwiośnia Żeromskiego? Tak, tego właśnie Przedwiośnia, w którym autor uczciwie i obszernie przedstawia myśl polskiego klasyka myśli anarchistycznej - Edwarda Abramowskiego. Abramowskiego, który twierdzi, że działalność państwa należy en bloc bojkotować - nawet tam, gdzie zdaje się ona konstruktywna. To samo będzie głosił Konkin - jakieś pół wieku (z górą) później!
Jeśli chcemy skutecznie działać na rzecz wolności,
powinniśmy zapewne skoncentrować się na dziedzinie dostarczania usług bezpieczeństwa. Skuteczna firma ochroniarska - gotowa przeciwstawić się funkcjonariuszom państwowym - a także (tych dziedzin działalności też nie lekceważmy) prywatny uniwersytet (bez praw państwowych), muzeum (bez dotacji państwowych), przedsiębiorstwo etc. - wszystkie bez wyjątku działające poza strukturami państwowymi - to jest i będzie prawdziwa realizacja i sukces idei agoryzmu.
Wróćmy do myśli Konkina dotyczącej poszczególnych faz przechodzenia ze społeczeństwa wolnościowego do etatystycznego (i na odwrót). Zapobieganie
odradzaniu się państwa, jak również rodzeniu się społeczeństwa wolnościowego przypomina nieco walkę z wirusami komputerowymi - twórcy programów antywirusowych zawsze są o krok
do tyłu; po jednej stronie znajduje się (przynajmniej tymczasowo) siła; to drugiej: inicjatywa. Czy wolimy, gdy to my znajdujemy się w mniejszości, a oni atakują; czy też wolimy kontratakować, gdy wróg zdobył (przynajmniej tymczasowo) przewagę?
Sentencja, która mogłaby towarzyszyć naturalnym liderom oraz członkom społeczeństwa anarchicznego: "Ceną wolności jest wieczna
czujność" (Jefferson). Jeśli choć na chwilę ją stracimy, osiądziemy na
laurach - łatwo możemy utracić i wolność.
Czy technika sprzyja sprawie wolności per se? Zdawałaby się, że tak: kryptowaluty, rozwój techniczny pozwalający małym przedsiębiorstwom na konkurencję z molochami (por. Kevin Carson, Homebrew Industrial Revolution).
Ale: technika to tylko narzędzie, którym można się posłużyć ku dobru albo ku złu. Na przykład rozwój w dziedzinie medycyny zaowocował nie tylko możliwością przeprowadzania skomplikowanych operacji, ale umożliwił też próby zapanowania nad człowiekiem i sprowadzenia go do roli przedmiotu (in vitro, aborcja).
(W nawiązaniu do spostrzeżenia jednego z uczestników spotkania: możemy się z dużym prawdopodobieństwem spodziewać, że w rzeczywistości wolnościowej - nawet jeśli będą funkcjonowały obok siebie społeczności szanujące życie każdego od poczęcia do naturalnej śmierci oraz godzące się na mordowanie pewnych kategorii ludzi - ta społeczność, w której uznaje się prawo człowieka do życia "wygra" z tą, w której się go nie uznaje). [Uwaga moja: program minimum na dziś to doprowadzić do sytuacji, w której nikt nie będzie zmuszony do finansowania działań, które osobiście uważa za niemoralne].
No i sprawa kluczowa: kontrekonomia. (Istotna jest tu kwestia nazw: np. kontrkultura to przeciwieństwo kultury; ale kontrekonomia to po prostu normalna ekonomia, najzwyczajniejsza w świecie gospodarka wolnorynkowa).
(Nieświadomym najczęściej) anarchistą/agorystą jest każdy. Każdy, kto idzie na targ/bazar/rynek i kupuje tam cokolwiek bez uczestnictwa nieproszonej trzeciej strony w transakcji. Każdy, kto liczy się z tym, że na bazarze też zdarzają się oszuści (żyjemy w świecie po grzechu pierworodnym - nigdy nie dość przypominania o tej prawdzie), ale większość handlujących to ludzie uczciwi, którzy zgodnie z ewangeliczną zasadą raczej dosypią co nieco ponad kilogram albo dołożą jeszcze jedną gruszkę niż pozbawią nas tego naddatku i zapłacimy cenę kilograma za 950 gram towaru (por. Ł 6, 38: "Dawajcie, a będzie wam dano; miarę dobrą i natłoczoną i potrzęsioną i
opływającą dadzą na łono wasze; bo tąż miarą, którą mierzycie, będzie
wam odmierzono").
Każdy, kto nie boi się wyciągnąć logicznych i szerszych konsekwencji (praktycznych i myślowych) z normalnego dobrowolnego współdziałania z innymi na co dzień, zda sobie sprawę z tego, jak wielka część jego życia ma charakter anarchiczny, agorystyczny.
Czemu SEK3 jest tak dobrej myśli co do rozwoju agoryzmu? I czemu umieszcza swoje "własne podwórko" najwyżej na liście najbardziej rozwiniętych (faza 2) społeczności agorystycznych)? Może dlatego, że - jak każdy - miewa tendencję do pewnej idealizacji tego, co obserwuje w najbliższym otoczeniu?
(W nawiązaniu do spostrzeżenia jednego z uczestników spotkania: w odbiorze idei wolnościowych może przeszkadzać przedstawianie przez jej propagatorów "całościowej wizji" - niejako w odpowiedzi na wątpliwości wysuwane przez nieprzekonanych; "całościowa wizja" może kojarzyć się z próbą "systemowego rozwiązania", "odgórnego narzucenia" czy też "totalitarnego planowania" rzeczywistości wolnościowej - która, jaka faktycznie będzie - nie wiemy. Wiemy jedno: znamy podstawową zasadę, na której ma się ona opierać. Prowadzenie "wolnościowej narracji" może skłaniać ku myśli, że przyjmujemy zasady systemu - staramy się wszystko zaplanować i rozwiązać najdrobniejszą wątpliwość. W przypadku Konkina zniechęcać może też nieco kurczowe trzymanie się idei SNL - tak jakby realizacja tego planu rozwojowego "Sojuszy" była jedyną słuszną koncepcją rozwoju agoryzmu).
CZY AGORYŚCI TO ZAMORDYŚCI? W powieści Alongside Night Neila Schulmana bohater - usiłujący wyzwolić się z więzów państwa - podpisuje umowę z prywatną agencją ochrony. Umowa wygląda mniej więcej tak, jak "umowy" proponowane nam wielekroć przez producentów programów komputerowych (50 stron drobnym druczkiem - przygotowanie na "każdą ewentualność". Kto to czyta?). Bohater, zapoznawszy się z drobiazgowym opisem warunków na jakich może zawrzeć kontrakt z agorystyczną agencją ochrony, stwierdza: "Nieźli z was zamordyści". Jak uniknąć tworzenia systemu w miejsce systemu?
Może odpowiedzią na powyższe pytanie w rzeczywistości naszej - polskiej - dziś, jest próba budowania czegoś na kształt dworu szlacheckiego. Autonomicznego organizmu, który w razie potrzeby połączy siły z setkami i tysiącami podobnych autonomicznych małych ojczyzn - by dać odpór niesprawiedliwemu napastnikowi.
Opór bez przywódcy. Wolność i odpowiedzialność. Naturalna hierarchia (jak w rodzinie). Setki, tysiące (i więcej) małych ojczyzn. Zdaje się, że w Polsce szlacheckiej tak to własnie funkcjonowało.
Inny praktyczny przykład agoryzmu: SANTANDER.
Istotne też, by spotykać się i współdziałać w świecie realnym, a nie tylko w sieci. Prawdziwą siłę zdobywamy nie tylko dzieląc się ideami w warunkach wirtualnych, ale mając za sobą dom, który stoi na naszej ziemi, pole, kawałek miedzy, rodzinę, bliskich, przyjaciół, znajomych i sąsiadów, którzy wspólnie z nami są gotowi zbrojnie wystąpić w obronie naszej wolności.
Łukasz Kowalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz