-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
6
Wyjeżdżając
z miasta na spotkanie brytyjskiego męża stanu w porcie lotniczym,
Consejero Ayudante bez przerwy nadawał generałowi na tematy
filologiczne. Dios – od Deus, mówił, pochodzi
wyjątkowo od łacińskiego vocativu, nie zaś accusativu, ze względu
na to, że ludzie znają kolekty Kościoła, a conmigo,
contigo oraz consigo1
to dodatkowe formy ablatiwów, pochodzące od zniekształconych form
mecum, tecum i secum2.
Przystrojony girlandą medali i szkarłatnym fajínem3
przewieszonym przez ramię niczym diakońska stuła, Compañero
Teniente General4
Tomás Trinidad Clave y Tierboles otwarcie ziewał. Jowialny i
pulchny Consejero Ruso Lotczewin nie przestawał gapić się na
dziewczyny na chodniku. Usadzony bokiem na strapontenie Don Arturo,
którego zabrano, by służył jako tłumacz, nie słuchał, bo już
to wszystko słyszał.
Mimo że poprzedniej nocy miasto po raz pierwszy zbombardowano, nie
było żadnych widocznych zniszczeń. Kolejki przed pustymi sklepami
spożywczymi ciągnęły się tak daleko, jak zawsze, a prowadzący
nielegalny handel przemykali chyłkiem pod poziomymi hasłami:
cała
broń na front!
na
piątą kolumnę wystarczy nóż!
Miejski
karawan kursował nie rzadziej niż zwykle. Jedyna różnica polegała
na tym, że na ścianach wypalonego kościoła widniały nasmarowane
kredą słowa:
gdzie
jest palec
świętego
jana od krzyża?
„...jeśli
jednak wróg
zdobędzie
palec,
na
pewno przejdzie i miasto padnie”.
– Niech to szlag! – wykrzyknął generał. – Jakaś
faszystowska świnia musiała się wymknąć, gdy trwał nalot.
– Działa wśród nas Falange Española de las JONS5
– powiedział lekko Botargas.
– Czy zrobili to falangiści, Requetes6,
monarchiści, czy karliści7,
nie ma żadnego znaczenia – powiedział generał. – Ma za to
znaczenie fakt, że tego rodzaju zdarzenie źle wpływa na morale.
Wiecie o sztuczkach, jakie stosują teraz dzielni obrońcy
demokracji? Aby nie dało się zauważyć oparzeń od prochu wokół
ran, które sami sobie zadają, kładą między nogą a lufą
karabinu kawałek chleba.
– Do diabła! – powiedział Consejero Ayudante. – Wydawało
się, że po Badajoz i Guernice8
wykażą nieco odwagi. – Consejero Ruso nie mówił nic; nie
rozumiał zbyt wiele hiszpańskiego i zbyt zajmowało go podziwianie
dziewcząt.
– Co za bzdura! – parsknął generał. – Co Badajoz i Guernica
mają z tym wspólnego? W Badajoz faszyści rozstrzelali więźniów,
a w Guernice ich samoloty zabiły przez pomyłkę kilku baskijskich
księży. To brudne zagrania, oczywiście, ale jakie mamy prawo o tym
mówić? Gdy my zabijamy księży, to nie przez pomyłkę. Cała
sztuka wojny polega na skutecznym stosowaniu brudnych zagrań.
Pierwszy dzikus, który zrobił drugiemu dzikusowi kropkę na nosie,
zastosował brudne zagranie. Zachowajmy wszystkie te brednie o
Badajoz i Guernice dla naszego angielskiego przyjaciela.
Don Arturo starał się nie słuchać. Badajoz i Guernica stanowiły
dwa główne filary jego wiary. Czy jego pewność, że niewątpliwie
zbrukany miecz armii republikańskiej mógł wyrąbać drogę do
nowego Nieba i nowej ziemi, była tak samo bluźniercza, jak
stwierdzenie kardynała arcybiskupa Toledo, że armaty Franco grzmią
głosem ewangelii? Wiara w nieuświadomione kapłaństwo
rewolucjonistów stawała się trudniejsza niż kiedykolwiek; wiara w
to, że tak jak Borgiowie nigdy nie uronili nic z Ducha Świętego,
tak Compañero Teniente General Tomás Trinidad Clave y Tierboles
bezwiednie niósł innym krzyżmo.
Samochód jechał teraz wzdłuż linii kolejowej. Między zużytymi
podkładami torów rosła trawa. Na budynku nastawni, która
wyglądała jak baptysterium, nagryzmolono kolejne wyzywające hasło:
gdzie
jest palec
świętego
jana od krzyża?
tak
jak palec franco
palec
świętego jana od krzyża
zwrócony
jest w górę.
– Me cago en sus madres – powiedział generał. –
Będziesz musiał zapobiec tego rodzaju wybrykom, Compañero
Consejero Ayudante. Nie możemy sobie pozwolić na takie bzdury,
kiedy coraz większa część terenów rolniczych wpada w ręce
faszystów. Nawet kontrola nad portem nam nie pomoże, jeśli
zabraknie morale. I gdzie w ogóle jest ten cholerny palec? Nie
dowiedzieliście się jeszcze, gdzie księża go ukryli?
– Znajdź mi kanonika Rotę y Musónsa, a ja znajdę dla ciebie
palec – powiedział Botargas.
– A co z naszym przyjacielem apostatą, który jest z nami? Czy on
nic nie wie?
– Nawet jeśli wie, nie powiedział mi.
Generał zwrócił swoje zimne szare oczy na księdza. Usta generała
wyglądały jak szczerba w jego kościstej twarzy.
– Wiesz, czy nie wiesz, gdzie jest kanonik? – zapytał.
– Arturo jest w porządku – powiedział Consejero Ayudante. –
Ma dziewczynę.
– Wielu księży ma dziewczyny i wcale nie jest w porządku –
powiedział generał.
– To podłe kłamstwo. – Don Arturo zbyt się rozgniewał, aby
zachować rozsądek. – Nasi księża byli może lekkomyślni, ale
nigdy rozpustni.
– Uspokój się – powiedział generał. – Mógłbym wysłać
cię na front za mniej niż te słowa.
Raz jeszcze Botargas przyszedł księdzu z pomocą.
– Musisz mu wybaczyć, Compañero General – powiedział. –
Arturo źle to sformułował; na imię jej Soledad. Pracuje dla nas w
SIM.
– Znałem kiedyś dziewczynę zwaną Soledad – powiedział
generał. – W Oviedo. ¡Por
Dios! Ale z niej była teatralna sztuka!
– Casa de putas10
– powiedział Rosjanin, aby pokazać, że to było coś, co
zrozumiał. Teraz, gdy nie było żadnych dziewczyn, na które można
by popatrzeć, Consejero Lotczewin siedział z rękami założonymi
na swojej bluzie koloru khaki. Czerwona opaska wokół kapelusza
stanowiła jedyny kolorowy element jego munduru, ponieważ w
przeciwieństwie do hiszpańskiego generała, Rosjanin nie nosił
żadnych medali. – Casa de putas hoy por la tarde11.
Trzej mężczyźni roześmiali się hałaśliwie i poczęli z
podnieceniem trajkotać o markizach-renegatkach oraz importowanych
dziewczynach z Czerkiesji, które stanowiły teraz główną atrakcję
w drogich casas de citas12.
Lecz Don Arturo zbyt długo był księdzem, aby uważać lubieżność
za coś zabawnego. Szokowało go, że dorośli ludzie mogą rozmawiać
tak nieodpowiedzialnie. Będziemy wiedzieli, że nawróciliśmy
świat, w dniu, w którym usłyszymy świeckich rozmawiających w
tramwaju o Najświętszym Sakramencie, powiedział biskup w jednym ze
swoich lepszych momentów. Etyka rewolucji zdawała się nużyć
nawet rewolucjonistów. Wyglądało na to, że rozmowa o czerkieskich
dziewczynach sprawia przyjemność nawet Consejerowi Ayudante.
Znaleźli się już na wsi. Krępe drzewa oliwkowe okalały pola
niczym kandelabry.
Słońce nadawało liściom połysk, jakby były mokre. W oddali
falowało różowo-złote morze. Aby nie być zmuszonym do słuchania
rozmowy, ksiądz pomyślał o Soledad.
Dziewczyna pomagała mu teraz w biurze. Potrafiła porządkować akta
z zadziwiającą dokładnością. Don Arturo sądził, że Soledad
nawet zaczyna rozumieć powody, które wywołały wybuch wściekłości
ludu. Choć zawsze odpowiadała mu, używając jego własnych
zwrotów, przypuszczał, że w końcu doszło do niej, iż niedola
Hiszpanii nie była szczególniejsza na tle całego świata niż
nędza Soledad i Mercedes na tle Hiszpanii. Największą radość
sprawiało mu obserwowanie jej, gdy nie była świadoma, że na nią
patrzy, pochylonej nad swoją pracą, z błyszczącymi włosami.
– Pamiętaj, że polegam na tobie, tłumacz więc dokładnie. –
Wkraczając na lotnisko, Botargas ponownie przeobraził się w
pozbawionego poczucia humoru rewolucjonistę nieczułego na filologię
i czerkieskie dziewczyny. – I nie potrzeba, abyś zbytnio wchodził
w szczegóły. Anglicy są dziwaczni na punkcie więźniów
politycznych i spraw tego typu.
– Anglicy to hipokryci – powiedział generał. – Po dziesiątej
w nocy są tacy sami jak Hiszpanie.
– Można by dyskutować – rzekł Botargas. – Jednak na temat
ich sentymentalizmu nie ma, na szczęście, wątpliwości. To ze
względu na ich przenikliwe poczucie sprawiedliwości i współczucia
większość z nich sympatyzuje z nami. Dlatego musimy być ostrożni,
aby nasz gość nie odczuł żadnego wstrząsu. Mam nadzieję, że
mnie rozumiesz, Arturo. – Twarz Consejero Ayudante wyglądała jak
nieskazitelna ściana pachnących wapnem korytarzy lotniska, jakby
wykonano ją ze zbrojonego betonu.
Ksiądz żałośnie skinął głową. Botargas gadał o tym wszystkim
poprzedniego wieczoru, a ustawiczne wracanie do tematu wskazywało na
poczucie winy.
Dołączyli do grupy w niechlujnych mundurach, czekającej już koło
małego trapu przy pasie startowym. Prawie natychmiast na niebie
pokazał się błysk.
– Szkoda, że nie mamy kilku takich – powiedział generał, gdy
błysk przybrał kształt i rozmiar maszynki do golenia. –
Moglibyśmy w try miga zrobić z nich bombowce.
– Zasada nieinterwencji – powiedział Consejero Ayudante.
– ¡Por Dios!
Franco ma dwie bandy zagranicznych zbirów walczących po jego
stronie, a my tylko jedną. – Przerwał, gdy złowił wzrokiem
ostrzegawcze spojrzenie Botargasa. – Gdyby tylko Wielka Brytania
poszła w ślady naszych walecznych sowieckich sojuszników,
Ilustrísimo Compañero Consejero13
Ruso – dodał głośno.
Ale wyraz twarzy Lotczewina nie zdradzał żadnej urazy.
Brytyjski mąż stanu, stojący na szczycie schodków i trzymający
kapelusz i parasol w tej samej ręce, podniósł zaciśniętą w
pięść drugą. Potem zszedł po schodkach, stawiając ostrożnie
swoje duże stopy. W ślad za nim podążał smukły młodzieniec w
szarej, flanelowej, dwurzędowej marynarce. Brytyjski mąż stanu był
chudym człowiekiem o nosie zdradzającym chłód obejścia i
przezornych oczach.
– Powiedz mu o Alcalde,
czekającym, aby podjąć go lunchem w Ayuntamiento. – Generał
lśnił jak choinka, gdy ściskał rękę męża stanu, a Don Arturo
tłumaczył.
– Ach tak, Geoffrey, przesłanie.
– Mąż stanu wyszczebiotał z podnieceniem słowa, zanotowane na
kartce, wręczonej mu przez smukłego młodzieńca:
– Wszyscy miłujący wolność
ludzie w Wielkiej Brytanii przesyłają pozdrowienie wszystkim
miłującym wolność ludziom w Hiszpanii w ich heroicznej walce o
wolność i niezbywalne prawa człowieka.
Tłumacząc, Don Arturo zastanawiał
się, kiedy mężowie stanu nauczą się mówić rzeczy ważne prosto
i precyzyjnie. Dotychczas jedynie Hitler i Mussolini mieli dość
rozumu, aby przemawiać konkretnie, używając słów, a nie wyrażeń.
– Powiedz Sir Longdragonowi, że
miłujący wolność Hiszpanie potrzebują karabinów i samolotów, a
nie wyrazów solidarności – rzekł generał. – Powiedz mu, że
bez broni nie mamy co liczyć na to, że obronimy to miasto.
Sir Dermot
Longdragon pokiwał palcem.
– Przykro mi, generale, ale
trzymamy się zasad. Nieprawdaż, Geoffrey?
– Tym większa szkoda –
wyburczał smukły młodzieniec.
– Geoffrey to mój sekretarz –
wyjaśnił mąż stanu. – Ma skłonność, aby tracić cierpliwość
wobec osób, które są zbyt głupie, żeby zrozumieć, iż niezwykle
udany eksperyment rosyjski w nieunikniony sposób musi zostać
zastosowany wobec reszty świata.
Consejero Lotczewin wychwycił
słowo „rosyjski” i cały się rozpromienił.
– Winston Churchill głupie gufno
– powiedział po angielsku. Mąż stanu nie uśmiechnął się.
– Nie posuwałbym się tak
daleko, a ty, Geoffrey?
Sekretarz zachichotał i odparł:
– Pójdźmy na kompromis
stwierdzając, że od czasu do czasu potrafi nieco popsuć innym
zabawę.
– Muszę przeprosić za
nieumiejętność mówienia w waszym języku, choć Geoffrey jest
całkiem niezły we francuskim – powiedział Sir Dermot.
– W Światowym Związku
Socjalistycznych Republik Sowieckich będzie tylko jeden język –
powiedział Consejero Ayudante.
– Oczywiście faktycznym
kierunkiem studiów Geoffrey’a jest ekonomia polityczna –
kontynuował mąż stanu, gdy wracali wyciągniętym w linii prostej
asfaltem. – Pamiętasz, jak Adam Smith usiłował uzasadniać
laisser aller15?
Im więcej cygar wypalał bogacz, tym więcej pracowników zatrudniał
w niebezpośredni sposób; pracownicy ci, dzięki mimowolnej hojności
bogacza, mogli w niebezpośredni sposób zatrudnić innych
pracowników. A na wypadek, gdyby student zauważył, że
Corona-Coronas rzadko dostawały się do slumsów, zatroszczono się
o to, aby wskazać, że prawo popytu i podaży stanowiło zjawisko
normatywne, nie zaś system etyczny. Cóż, Geoffrey zbił całą tę
argumentację. Mówi, że publiczne szczęście nie może być
wytworem prywatnej chciwości.
„Byli szczerzy” – pomyślał
Don Arturo z zachwytem, borykając się z tłumaczeniem. Za
zmanierowaniem wciąż tlił się prawdziwy płomień. Wydawało się,
że nawet na generale zrobiło to chwilowe wrażenie.
– Całej benzyny potrzebujemy na
front – powiedział generał, przepraszając za to, że dla całej
grupy przeznaczono tylko jeden samochód. – Nie cięliście
Mussoliniemu dostaw ropy do Abisynii. Dlaczego tniecie nasze?
Mąż stanu nie odpowiedział. W
blasku poranka jak z kolorowej pocztówki w ceremonialny sposób
proponowali sobie wzajemnie najlepsze miejsca w samochodzie, jakby
drobiazgowość w kwestii protokołu stanowiła jedyny sposób, który
dawał im nadzieję na powstrzymanie zagrożenia ze strony
znajdujących się hen ludzi, którzy odnieśli sukces, czyniąc z
grubiaństwa w ambasadach zasadę. Gdy ustalono już w należyty
sposób, kto ma zająć które miejsce, a Consejera Ruso usadowiono
bezpiecznie z przodu obok kierowcy, Sir Dermot zgrabnie zmienił
temat:
– Geoffrey mniema, że ropa
powinna przejść na własność ludu – rzekł.
– Widzicie, ropa jest jak węgiel
– powiedział sekretarz. – Oczywiście, moja teoria stoi w jawnej
sprzeczności z teorią renty, sformułowaną przez Ricarda16.
– To kwestia elementarnej
uczciwości – powiedział mąż stanu. – I prowadzi mnie do
istotnego przemyślenia. Jeśli nasza sprawa jest słuszna, nasze
postępowanie również musi być słuszne. Całkiem niedawno
pojawiły się pewne bardzo niepokojące pogłoski.
– Kłamstwa – powiedział
generał.
– Brytyjska prasa konserwatywna
jest zupełnie zdeprawowana – dodał Consejero Ayudante.
– Tak samo jak francuska prasa
prawicowa – powiedział Sir Dermot. – „Gringoire”
opublikowało straszne oskarżenia. Nie owijając w bawełnę, mówią,
że republikanie nie tylko mordują, ale także torturują
reakcjonistów.
– Nic takiego nie ma tu miejsca –
odparł Consejero Ayudante. – I myślę, że mogę zagwarantować,
iż to samo dotyczy Madrytu i Barcelony. Oczywiście, musimy stosować
pewne środki represji.
– Mówią też, że zabiliście
wszystkich księży.
– Spytaj naszego tłumacza –
powiedział Botargas. – Jest księdzem. Nie wygląda na
zamordowanego, prawda?
Mąż stanu spojrzał na Don Artura
jakby ten był kawałkiem dzianiny.
– I wciąż możesz sprawować
nabożeństwa? – zapytał.
Ksiądz spostrzegł, że Consejero
Ayudante bacznie mu się przygląda.
– Señor Longdragon pyta,
czy wciąż możemy odprawiać msze – przetłumaczył.
– Kościoły zostały spalone w
pożałowania godnym przesadnym wybuchu wściekłości ludu –
wyjaśnił Botargas. – Wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja.
– I rzecz jasna zbrakło wam
czasu, aby je naprawić. – Mąż stanu w wyraźny sposób zdradzał
chęć bycia układnym.
– To, czego potrzebuje Watykan,
to wpuścić trochę świeżego powietrza – powiedział sekretarz.
– Muzyki i tańczących dziewczyn. Czegoś nowoczesnego.
– Już tego próbowano, wiecie –
powiedział ostrożnie Don Arturo.
– Tu cię złapał, Geoffrey –
rzekł Sir Dermot, strzelając zwiniętą w kluchę pięścią w
kierunku dwójki dzieci stojących obok nieczynnego dystrybutora
paliwa.
– Przykro mi, sir. To musiał być
ten szampan, który wypiłem wczorajszej nocy w Paryżu.
Dotarli na obskurne przedmieścia.
Na kadłubie ponurego bloku kamienic wymalowano na czerwono i żółto
reklamę Fundadora, a poniżej widniały nasmarowane kredą wielkie
litery:
czy
powiecie sir longdragonowi,
że
nie wiecie,
gdzie
jest palec
świętego
jana od krzyża?
¡arriba
españa!
Zarówno generał, jak i Consejero Ayudante celowo skierowali wzrok w
drugą stronę. Ani mąż stanu, ani jego sekretarz zdawali się nie
widzieć napisu.
– A owa słynna piąta kolumna? –
zapytał z nagłym błyskiem w oku Sir Dermot. – Czy faktycznie
jest tak aktywna?
– Jeśli ludzie w tym mieście
nie są lojalni, sprawiamy, że takimi się stają – powiedział
generał. Botargas posłał Don Arturowi ostrzegawcze spojrzenie, aby
nie tłumaczył dosłownie.
– Doprawdy nie powinien pan
zadawać takich pytań z tezą, sir – powiedział sekretarz. – W
końcu wszystkie rewolucje potrzebują środków represji. A to
przecież Hiszpania. „Ces
Arabes Chrétiens”17,
jak nazwał Hiszpanów Chateaubriand. Niech pan sobie przypomni
inkwizycję. I niech pomyśli pan o tym, co Franco robi więźniom z
Brygad Międzynarodowych. – Sekretarz, nienarażony na
niebezpieczeństwo ze strony chrześcijańskich Arabów, inkwizycji,
Franco ani lecącej w południe strzały18,
bezpieczny w swoim garniturze za szesnaście gwinei, wyjrzał przez
okno i powiedział dobrodusznie:
– Ależ ładne dziewczyny! A
niektóre rzucają nam nawet niedwuznaczne spojrzenia.
Consejero Ruso Lotczewin również
patrzył na dziewczyny. Opuścił szybę oddzielającą go od
pasażerów na tylnych siedzeniach i powiedział z mrugnięciem oka:
– Powiedz im prawdę – rzekł
generał, zamykając na powrót szklane przepierzenie prosto w
wyszczerzoną w uśmiechu twarz Lotczewina. – Powiedz im o
bombardowaniu zeszłej nocy. Bądźmy szczerzy, Sir Longdragon, jeśli
faszyści podejdą znacznie bliżej, pociski będą wkrótce spadać
na ulice. Nie ma co gadać bzdetów o nieinterwencji. Potrzebujemy
broni – i jedzenia.
– Powiedz mu, że jeśli
przegramy tu, w Hiszpanii, nasza sprawa cofnie się na całym świecie
o sto lat – dodał Consejero Ayudante.
– Powiedz mu, żeby spojrzał na
to, jak ludzie się ubierają – rzekł generał. – Powiedz mu,
żeby skończył gdakać o nieinterwencji i zabrał się do roboty.
Mąż stanu i jego sekretarz
słuchali niezrozumiałych sylab z nieruchomym uśmiechem.
Wyszczerzyli zaś zęby, gdy zobaczyli hasła zwisające bezwładnie
w poprzek gorącej ulicy:
związek
sowiecki jest z nami
nie
potrzebujesz rewolweru
do
potyczki z kobietą
Przechodnie
o szarych twarzach nie patrzyli na hasła. Wyglądało na to, że
wiedzieli, iż cokolwiek krzyczało w ich kierunku – zachowaj
cerę nastolatki20;
zaciągnij
się do batalionu artystów ugt; chodźcie do mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście
– zawsze będą skazani na to, by przejść przez życie
niezauważeni, od ginącego w niepamięci chrztu do majaczącego
gdzieś w przyszłości grobu.
– Zabawne, rozumiem co nieco po
hiszpańsku, kiedy jest napisane – powiedział Sir Dermot.
– Bardzo przypomina łacinę,
nieprawdaż? – rzekł sekretarz.
– Podobieństwo jest zwodnicze –
zauważył Consejero Ayudante. – Facere
staje się hacer,
a factum –
hecho21.
– Powiedz im, co się dzieje –
ryknął generał, gdy zorientował się, że jego uwagi nie zostały
przetłumaczone.
Ale już jechali wśród
wiwatujących tłumów na Plaza de Moscú i wszyscy w
samochodzie musieli wstać i zacisnąć pięści. Na schodach
Ayuntamiento czekała na nich grupa niepoważnie wyglądających
mężczyzn w poważnych mundurach. Jakiś cywil odłączył swój
stonowany garnitur od rzędów szarf i medali i podszedł trzymając
zaciśniętą pięść w górze niczym zapaloną świeczkę.
– Wielce dostojni i znamienici,
miłujący wolność przyjaciele, jako Alcalde tego miasta mam
zaszczyt przywitać was w miłującej wolność ziemi hiszpańskiej –
powiedział.
Mąż stanu zwrócił się do
swojego sekretarza.
– Przesłanie, Geoffrey. A może
sądzisz, że dla odmiany powinienem być oryginalny?
– Musiałby pan być geniuszem,
aby powiedzieć coś oryginalnego na temat demokracji, sir.
Lecz Sir Dermot skinieniem ręki
nakazał odsunąć od siebie kartkę.
– Señores, czuję zarówno
pokorę, jak i dumę, mogąc być waszym gościem. – Na jego
absurdalnie mizernej twarzy malowała się szczerość. –
Cywilizację, którą znamy, tworzy się głównie metodą prób i
błędów. To oznacza, że gdy tylko spostrzeżemy błąd, musimy
wykonać nową próbę. Gdybym nie wierzył, że to jest to, co
usiłujecie zrobić w Hiszpanii, nie byłoby mnie tutaj.
Serce Don Artura pałało, gdy zaczął tłumaczyć, ale nieomal
natychmiast zauważył, że jego słuchacze są znużeni. Większość
z nich nawet nie próbowała słuchać. W miarę jak przyglądali się
wzajemnie swojemu niezainteresowaniu, powaga znikała z ich twarzy,
na które wypełzał szeroki uśmiech.
– A teraz może parę słów do
ludu z balkonu – zasugerował Alcalde Sir Dermotowi, prowadząc
schodami na górę. – Sprawy wyglądają bardzo poważnie, wiesz
pan, a odrobina zachęty zawsze pomaga.
Weszli do głównego holu, którego jedyne umeblowanie stanowił
posąg brodatego mężczyzny w cylindrze, stojącego z rękami
splecionymi z tyłu na kwadratowych połach surduta. Za nimi weszła
mieszanina generałów, pułkowników i radnych. Gdy Alcalde
i mąż stanu dotarli do pierwszego zakrętu na klatce
schodowej, zawyła syrena. Przymocowano ją na dachu Ayuntamiento, a
hałas był tak wielki, że nawet generał Clave wyglądał nieswojo.
– Prawie jakby nasi wrogowie
zwietrzyli pana obecność – rzekł Alcalde z lekkim rozbawieniem.
– Może Wasza Ekscelencja wolałby zejść do piwnicy?
– Azaña nie schodzi do piwnicy,
gdy ostrzeliwany jest Madryt – powiedział generał Clave. –
Gdyby tak robił, spędziłby całe życie w piwnicach.
– Nawet jeśli celują w
Ayuntamiento, szansa na bezpośrednie trafienie wynosi jeden na
tysiąc – rzekł Consejero Ayudante.
Ale większość z nich wyglądała
na z lekka tylko uspokojonych, gdy mąż stanu zdecydował się
pozostać na miejscu. Wyszczerzone w uśmiechu usta znów nabrały
wyrazu powagi. Cisza dźwięczała niby drut telegrafu aż do chwili,
gdy syreny niespodzianie ogłosiły koniec alarmu.
– Prawdopodobnie samolot
rekonesansowy szukał celu wojskowego – powiedział Botargas.
– W takim razie lepiej, żeby
Consejero Lotczewin podjął kroki, aby chronić swoje burdele –
powiedział generał Clave.
Consejero Ruso, który zrozumiał
tylko ostatnie słowo, śmiał się głośniej od wszystkich.
– Dajmy może tłumowi kilka
minut, aby ponownie się zgromadził – powiedział Alcalde. –
Niektórzy mogli się gdzieś schronić.
Lecz gdy wyszli na balkon, w tłumie
wciąż były duże luki, a wiwaty brzmiały niemrawo.
– Nieważne, co mówisz, o ile
mówisz to głośno – powiedział Alcalde do Sir Dermota.
– Czy nie lepiej poczekać na
spóźnialskich? – zapytał mąż stanu.
Z góry Avenida del Sol wchodził na plac pochód. Poruszał się
hiszpańskim sposobem, krocząc szybko lukami w tłumie. Gdy przednia
część pochodu dotarła do barierek Ayuntamiento, rozwinięto
transparent, na którym zgromadzeni na balkonie mogli przeczytać:
czy
powiedzieliście sir longdragonowi,
że
straciliście palec
świętego
jana od krzyża?
„...jeśli
jednak wróg
zdobędzie
palec,
na
pewno przejdzie i miasto padnie”.
Krzyczano: „¡Adelante!”22,
a chudzi, podekscytowani uczestnicy pochodu wszyscy wrzeszczeli
piosenkę:
La camisa azul y postinera.
El yugo y las flechas por blasón,
Al cinto la replete cartuchera,
Sobre el hombro un nuevo mosquetón,
Allá va por
la blanca carretera
Un valiente y gallardo mocetón
A defender, dispuesto, la bandera
De falange Española de las Jons23.
– To jest to, co nazywacie
opozycją, o ile dobrze pamiętam – wyjaśnił Alcalde Sir
Dermotowi. – Ale poczuję się uspokojony, jeśli wejdzie pan do
środka. Obawiam się, że Plaza de Moscú to nie Izba Gmin, a
nie chcę mieć na sumieniu żadnych międzynarodowych incydentów.
Mąż stanu i jego sekretarz dali się przekonać. Consejero
Ayudante, który poszedł z nimi, dał Don Arturowi znak, aby też to
zrobił. Generał Clave i reszta zostali na balkonie. Prawie od razu
śpiew utonął w odgłosach strzałów i krzyków. Sir Dermot
wymienił ze swoim sekretarzem smutne spojrzenia.
– Mam nadzieję… – zaczął.
– Oczywiście, że nie –
przerwał Botargas. – Przypuszczam, że to znów ten cholerny
samolot przyleciał szpiegować.
Mąż stanu poczerwieniał.
– Wiesz, nie jestem zupełnym
durniem – powiedział cierpko. – Walczyłem na wojnie i wiem,
jaka jest różnica między odgłosem strzałów z dział
przeciwlotniczych a karabinów maszynowych. – Potem gniew znienacka
go opuścił i na powrót był ostrożnym urzędnikiem. – Lepiej
chyba, jeśli uznamy to za przetłumaczone – zwrócił się do
księdza. – I najpewniej nie miałbyś nic przeciw temu, aby pójść
i sprawdzić, co naprawdę się stało. – Posłał Don Arturowi
niemal konspiracyjne spojrzenie.
Consejero Ayudante nie pytał o to,
co powiedział mąż stanu. Okazał swoje zrozumienie, wracając
razem z Don Arturem na balkon. Plac był teraz pusty, jeśli nie
liczyć trupów i rannych, wykańczanych właśnie przez milicjantów.
Przed kioskiem leżał mężczyzna z rozpłatanymi plecami. Mała
sześcioletnia dziewczynka szlochała w ramionach kobiety o
zamienionej w miazgę i pozbawionej oczu twarzy. Młodzieniec z
odstrzeloną szczęką poruszył słabo ręką, gdy milicjant
przyłożył mu do skroni rewolwer.
– Krew – wymamrotał Botargas
bez obrzydzenia, ani przyjemności. – Sangre
od sanguinem,
jak hombre
od hominem24.
– Odwrócił w stronę Don Artura spokojną, pozbawioną emocji
twarz. – Mam nadzieję, że będziesz wiedział, co powiedzieć
temu durniowi w środku.
1
Conmigo, contigo, consigo (hiszp.) – Ze mną,
z tobą, ze sobą.
2
Mecum, tecum i secum (łac.) – Ze mną, z
tobą, ze sobą.
3
Fajín (hiszp.) – szarfa.
4
Teniente General (hiszp.) – porucznik generał.
5
Tradycjonalistyczna Hiszpańska
Falanga oraz Junty Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej
(hiszp. Falange
Española Tradicionalista y de las Juntas de Ofensiva Nacional
Sindicalista).
6
Requetes – nazwa członków monarchistycznych milicji
karlistowskich walczących w latach 1936–1939 po stronie gen.
Franco.
7
Karlizm (hiszp. carlismo) – potoczne określenie
istniejącego od 1833 r. hiszpańskiego ruchu politycznego,
występującego w obronie praw do tronu wydziedziczonego infanta Don
Carlosa i jego potomków.
8
Badajoz – miasto położone w pobliżu granicy z Portugalią; w
sierpniu 1936 r. siły nacjonalistyczne zdobyły Badajoz, a
następnie rozstrzelały ok. 4000 mieszkańców. Guernica (bask.
Gernika) – miasto w Kraju Basków zbombardowane 26 kwietnia 1937
r. przez niemieckie Luftwaffe.
13
Ilustrísimo
Compañero Consejero (hiszp.) – Znamienity Towarzyszu Sekretarzu.
14
Gran
casa de putas
[...] Grandísima
casa de putas. (hiszp.) – Wielki burdel [...]
Bardzo wielki burdel.
18
Aluzja do Psalmu 90: „nie ulękniesz się od strachu nocnego: od
strzały lecącéj we dnie. / Od sprawy chodzącéj w ciemności; od
najazdu i od czarta południowego” (Ps 90, 5–6, cyt. wg Biblii
Wujka).
21
Facere (łac.) – robić; factum (łac.) –
zrobione.
23
La camisa azul y postinera…
(hiszp.) – Niebieska i szykowna koszula. / Jarzmo i
strzały za symbol, / Pas pełen nabojów, / Na ramieniu nowy
karabin. / Oto wzdłuż zakurzonej drogi kroczy / Dzielny fest
chłopak / Gotów bronić flagi / Hiszpańskiej Falangi JONS.
(Przyp. autora).
24
Sangre (hiszp.) – krew; hombre (hiszp.) –
człowiek.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(dolna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz