-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
8
Jedyne
jego szaty stanowiły stuła włożona na marynarkę, nieskrzyżowana
– jak u biskupa – i manipularz na lewym przedramieniu. I stuła i
manipularz w złych kolorach, bo przypadało święto męczennika,
stuła była zaś biała, a manipularz zielony. Ołtarz stanowił
skonstruowany z kartonów stół, który chwiał się, gdy Don Arturo
go całował, źródło światła zaś dwie nierównej długości
świeczki osadzone w butelkach. Czuł, że w ten sposób powinna być
odprawiana msza święta: w tajemnicy i dla żarliwych. „Kyrie
eleison... Christe eleison... Kyrie eleison”. Znów był
częścią Kościoła powszechnego, strumienia płynącego z nieba.
Większość spośród nielicznie zgromadzonych wiernych płakała,
gdy obrócił się w ich stronę, aby przemówić po ewangelii, a Don
Arturo sam prawie też płakał.
Jego kazanie stanowił wydukany mętlik myśli zebranych z tego, co
zapamiętał ze słów kanonika i tego, co jemu samemu czasem
przychodziło do głowy. Powiedział, że w raju znajduje się teraz
nowy święty, hiszpański święty. Bo nie mogło być wątpliwości,
że Isidro Rota y Musóns nadawał się, aby zobaczyć Boga bez
dodatkowego przygotowania. A częścią nagrody świętego kanonika
będzie świadomość istnienia tej garstki chrześcijan ryzykujących
życie, aby Bóg i oni sami mogli ugasić pragnienie.
W jakimś miejscu – kontynuował, gdy opanował już kolejny wybuch
płaczu – w jakimś miejscu niesprawiedliwości muszą zostać
wygładzone, a niezasłużone cierpienia ludzi i zwierząt wymazane,
tak jakby nigdy ich nie było. Jeśli zasłona wydawała się
nieprzenikniona, jeśli dowody miłosierdzia nie były dla nich tak
jasno widoczne, jak dla świętych, to dlatego, że Bóg nie miał
ciężaru, który można by zmierzyć. Tylko ci, którzy się
ogałacali, mogli dostrzec Boga w tym życiu. Waga relikwii świętego
Jana od Krzyża, o której ostatnio tak wiele szeptano, nie polegała
na tym, że ocalała ona albo zdobywała miasta, ale że była to
relikwia człowieka, który nie narzucał się Bożej skromności,
zanim sam nie stał się skromny.
Odwrócił się znów do ołtarza, utwierdzony
w przekonaniu, że płomień miłości do Boga palił się
wyżej właśnie dlatego, że niżej i bardziej skrycie.
Ale gdy rozpoczął Wielką Modlitwę Eucharystyczną1,
nie było ekstazy. Nie potrafił wypowiadać jej słów inaczej niż
beznamiętnie i nawet świetlane imiona: Chryzogona, Jana i Pawła,
Kosmy i Damiana, jaśniejące również świętością tych, którzy
wzywali ich przez wieki, rozjaśniały go tylko trochę. „Hanc
igitur oblationem servitutus nostrae...”2.
Twierdzenie, że – gdyby nawet inne modlitwy w większości obijały
się jak groch o ścianę, ta – nigdy; że – podczas gdy inne
słowa mogły pozostać bezskuteczne, na słowa konsekracji zawsze
przychodziło Słowo – było w swej wspaniałości straszliwe.
Nawet gdy pochylił się, by wypowiedzieć formułę przeistoczenia,
nic nie czuł. Nawet gdy podniósł Hostię, nie czuł Ofiary. Czy
zmarznięta ziemia prawdziwsza była od łagodności? Czy
miłosierdzie stanowiło tylko gest na wypadek, gdyby nieszczęśliwa
twarz mogła okazać się któregoś dnia twoją własną? Czy
nadzieja to nic więcej niż życzenie, aby odpowiedź mogła
stanowić miłość, nie zaś beznamiętna nauka? Dopiero gdy ujrzał
leżący na korporale bezbronny Opłatek, przypomniał sobie, co
powiedział kanonik: „Bóg może powierzyć nam do wykonania tylko
proste rzeczy. Na ołtarzu Jezus przychodzi do nas wślizgując się
między nasze palce...”. Nie było innego rozwiązania: jeśli ten
łagodny deszcz nie spadał co dzień, świat pozbawiony był
błogosławieństwa; jeśli to było fałszem, regułę stanowiło
okrucieństwo, a dobroć zbieg okoliczności; jeśli Hostia nie była
pełna, świat był pusty.
Modlił się dalej, a gdy do nich doszedł, Piotr, Felicyta, Perpetua
i Agata jaśniały jak wzniesione wysoko drogowskazy. Później,
wciąż czując na wargach smak Boga, zaniósł tajemnicę garstce
wiernych, o ileż większej niż wszyscy.
Był w połowie ostatniej Ewangelii, gdy wpadli milicjanci.
– Gdyby wszystkich durniów świata zapakowano do pudełka, ty
byłbyś durniem, który posłużyłby za pokrywkę. – Botargas
najwyraźniej przećwiczył tę obelgę, bo wypowiedział ją cicho.
Consejero Ayudante siedział w swoim specjalnym biurze w Cuartel
General i znów kiwał nogą pod biurkiem, jakby ciężki wojskowy
but pociągał ją w przód i w tył. – Więc myślałeś, że nas
przechytrzysz, prawda?
Don Arturo nie miał trudności z nieudzieleniem odpowiedzi. Wargi
miał poranione i opuchnięte od bicia, które zgotowano mu w
ciężarówce. Aby się uspokoić, wyjrzał przez okno. Morze było
dziś purpurowe i zbliżało się do nieba pod kątem. Krótkie
ukojenie, jakie nawiedziło go na widok trwającego nadal świata,
przerwały wrzaski z sąsiedniego pomieszczenia.
– W porządku – powiedział Botargas. – To tylko
siedemnastoletni chłopiec, który nosił szkaplerz. Nie
przypuszczam, aby twoja kara miała być tak łagodna. – Do
słuchawki powiedział:
– Oiga, hombre3,
weźcie go na dół do piwnicy, jeśli ma robić taki hałas. –
Przez celuloid dobiegło, trzeszcząc, ciche przytaknięcie. –
Zdejmijcie mu kajdanki – powiedział Consejero dwóm milicjantom
pilnującym księdza. – Na początek będziemy uprzejmi.
Don Arturowi zdjęto kajdanki i rzucono na stojące naprzeciw biurka
krzesło.
– Nie rozumiem cię – kontynuował Botargas. – Dać się tak
złapać. Szlag by to! Nie ma sensu kłamać dla sprawy, która sama
w sobie jest kłamstwem. Nasza sprawa jest prawdziwa i taką
pozostanie bez względu na to, ile razy skłamiemy.
– I bez względu na to, ilu biskupów zostawicie na pastwę
pszczół, które zagryzą ich na śmierć.
– Zajmijcie się nim – powiedział Consejero.
Wyszarpnięto księdza z krzesła; jeden z milicjantów trzymał go,
podczas gdy drugi bez ustanku rozbijał mu pięścią twarz.
Mężczyzna, który zadawał ciosy, nosił na palcu sygnet. Gdy wybił
jeden z zębów Don Artura, Botargas rozkazał przestać.
– Raz wyłupaliśmy w ten sposób pewnemu człowiekowi oczy –
powiedział Consejero. – Toczyły się po podłodze jak jajka.
„Jak Twoje ramiona rozciągnięte na krzyżu”. Każde słowo
wbijało się z osobna w mózg księdza. Biskup powiedział mu
kiedyś, jak odkrył, że ten akt strzelisty pomaga mu, gdy siedzi na
dentystycznym fotelu. Teraz nie pomagał zbytnio, nawet gdy myślał
o Ciele, którego ciężar powodował rozszarpywanie Rąk.
– Wygląda na to, że kanonik całkiem sporo ci opowiadał, prawda?
Powiedział ci może przypadkiem, gdzie jest palec?
Krew w ustach księdza smakowała solą. – Twoje wargi jak sznur
szkarłatny, i piękne twoje usta. Twoja skroń jak płatek granatu
spoza twojego welonu4.
– Ostatnie słowa powiedział głośno. – Pieśń nad Pieśniami
– wyjaśnił, gdy spostrzegł, że Botargas wygląda na
zakłopotanego.
– Niech mnie szlag! Jeśli można mówić o dziwkarskich tekstach,
to jest nim właśnie to.
– Kobiece ciała nie hańbią Kościoła; to Kościół traktuje
ciała kobiece ze czcią. Dlaczego musisz zawsze rozumieć wszystko
na opak?
– W każdym razie to nie poezja spowoduje, że Hiszpanii uda się
wyprodukować dosyć żywności dla dwudziestu dwóch milionów.
Króliki, powiesz. Ale osiem królików zjada tyle, co jedna owca –
trzy czwarte akra5
trawy rocznie. A pod koniec roku z ośmiu królików zrobi się
osiemset. Nawet twój Maritain, ani twój Newman nie potrafią
użyźnić naszej jałowej ziemi. Eksport? Oliwki na imprezy
koktajlowe dla reakcjonistów z Londynu i Nowego Jorku? Ale każdy
Hiszpan z półwyspu zjada rocznie trzynaście kilogramów oliwek.
Zgadza się. Właśnie przygotowuję dla Lotczewina dokumentację,
której użyje w swoim raporcie dla Moskwy. Powiesz mi teraz, gdzie
jest palec?
Don Arturo wiedział teraz, że większość ludzi to tchórze, a on
sam był najtchórzliwszym z nich. Tylko pamięć nagłego pokoju,
jakiego doświadczył rano przy ołtarzu, pozwoliła mu powiedzieć:
– Nie mogę na ten temat powiedzieć ani słowa.
– Tajemnica spowiedzi, prawda? Przeszukać go – rozkazał
Consejero milicjantom.
Milicjanci przeszukali księdza dokładnie. Zdjęli mu nawet buty.
Wszystko, co znaleźli, to parę peset i starą gazetę.
– Miałem nadzieję, że ten stary głupiec ci to da – powiedział
Botargas, gdy skończyli.
Ksiądz nie mówił nic – twarde krzesło powodowało, że relikwia
zaczynała sprawiać mu ból.
– Rozumiesz, że uzyskanie tego talizmanu jest dla nas absolutną
koniecznością? Dziś rano pogróżki pojawiły się na ścianach
samego Ayuntamiento.
Generał Tomás Trinidad Clave y Tierboles wszedł z brzękiem do
pokoju. Choć pod mundurem wciąż nosił sztywny biały kołnierzyk,
nie włożył swojego czerwonego fajínu ani medali.
Zdobyczny stalowy niemiecki hełm zamocował jak olbrzymiego
skorupiaka do swoich żółtych skórzanych portek.
– U hache pé – powiedział Consejero, wznosząc ze
znużeniem pięść.
Generał nie fatygował się, aby odpowiedzieć na pozdrowienie.
– Właśnie usłyszałem wieści – powiedział, nie patrząc na
księdza. – I nie mów, że cię nie ostrzegałem. Cóż, zaczął
gadać?
– Jeszcze nie, Compañero Teniente General, ale nie martwcie się –
zacznie.
– To samo mówiłeś o Espejo.
– Zaczynam teraz myśleć, że Espejo nigdy nie wiedział, gdzie
jest relikwia.
– W sprawie Roty też się myliłeś.
– Chodzi ci o to, że miałem rację: Rota nie będzie mówił, ale
Carrera – tak. Tylko zostaw to mnie.
– Lepiej, aby tym razem nie przydarzyły się żadne błędy; w
przeciwnym wypadku odpowiesz za to głową. Wiesz, gdzie dziś
znajduje się wróg?
Don Arturo próbował nie słuchać; tak, aby jego nadzieja na
ratunek nie okazała się płonna. Głos generała pomagał mu,
dopasowując się rytmem do uderzeń pulsu w głowie księdza.
Generał wrzeszczał jeszcze długo. W końcu darł się tak, że
ksiądz zrezygnował z prób niesłuchania.
– Palec musi zostać znaleziony i to szybko. Te napisy kredą
przygnębiają ludzi. Nawet dynamitardzi stają się podenerwowani. –
Generał zasalutował, spojrzał na księdza z ukosa i wyszedł
sztywnym krokiem.
– Słyszałeś? – zapytał Botargas. – I jak, będziesz mówił,
czy nie?
– Nie.
– Nie bądź głupcem, Arturo. Giniesz za świat, który nie jest
już płaski. Opowiadasz się przeciw nauce.
– Kulisty czy płaski, w świecie wciąż chodzi o świętość.
– Jesteś świadom pochodzenia słowa „tortury”? Tordo,
tordere, torsi, torsum. Wciąż jesteś zdecydowany? W porządku.
Weźcie go na dół.
Nowi milicjanci w lochu nie stosowali zgoła wykręcania kończyn.
Nowi milicjanci bili go po głowie, w obnażony brzuch i w jądra
kawałkiem gumy z metalowym prętem w środku. Nowi milicjanci mieli
poczciwy, bezrefleksyjny wyraz twarzy pracowników odczytujących
wskazania gazomierzy, ale nie trwało długo, zanim ksiądz nie był
już w stanie widzieć ich twarzy.
1
Czyli Kanon Rzymski wg Mszału Piusa V.
2
Fragment modlitwy kapłana przed przeistoczeniem: „Hanc igitur
oblationem servitutis nostrae, sed et cunctae familiae tuae,
quaesumus, Domine, ut placatus accipias: diesque nostros in tua pace
disponas, atque ab aeterna damnatione nos eripi, et in electorum
tuorum iubeas grege numerari. Per Christum Dominum nostrum. Amen”
(łac.) – „Prosimy Cię przeto, Panie, abyś tę ofiarę sług
Twoich i całej rodziny Twojej miłościwie przyjął, dni życia
naszego w pokoju swym ustalił i zechciał od wiecznego potępienia
nas wybawić i zaliczyć w poczet wybranych Twoich. Przez Chrystusa,
Pana naszego. Amen”.
3
Oiga, hombre (hiszp.) – Hej, człowieku.
4
Por. Pnp 4, 3.
5
¾ akra – ok. 3000 m2.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(dolna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz