Fot. MDK
Z drżeniem zbliżam się ku Panu uwiązanemu do słupa. Dotykam zbroczonych krwią ran. Nie potrafię jednak zasłonić Jezusa własnym ciałem. Powiedz, czy Twoim zdaniem wzdrygam się bardziej na Jego ból, czy na myśl, że być może będę musiał sam siebie aż do tego stopnia się zaprzeć? Przecież z tak wielkim trudem odmawiam sobie nawet drobnych rzeczy... A może chcę udawać bohatera? Porwać się na coś wielkiego, co będzie mogło stać się moim "tematem zastępczym"? Nie! Nie będę odwracał wzroku. Chcę obserwować każdą strużkę krwi spływającą po plecach Zbawiciela. Uklęknąć przed Miłością, która pobudza do takich czynów, do zaparcia się siebie. Uczyć się płacenia najwyższej ceny za wierność. Widząc zbolałe Oblicze chcę mocno postanowić, że wreszcie odrzucę lęk oddalający mnie od Pana. Zanurzając rękę w kałużę krwi pod słupem będę wiedział, że Pan chce, aby przeniknęła wprost do mojego serca; aby ciało, które tak często mi ciąży i prze wbrew Łasce i woli, stało się narzędziem niekończącej się chwały. Aby wola tak zmienna zjednoczyła się z Jego świętą i niezmienną Wolą.
NCWC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz