Fot. MDK
Jakoś
nie potrafię kupić sielankowej intrepretacji tej sceny. To chyba
nie tak miało być... Przecież odpowiadam na Boże Prowadzenie...
Chyba wspólnie odczuwamy swoisty kontrast – Bóg w nędznej
stajni. Jakoś nie chcę się na to zgodzić. O wiele łatwiej jest
mi powiedzieć „fiat voluntas tua”, gdy ewidentnie odpuszczam
walkę. Co za paradoks: przeciw Panu walczę do upadłego, a gdy chodzi o
grzech i słabości, nie chcę nawet podnieść rękawicy. Tymczasem
staję przez obrazem Świętej Rodziny. Po ludzku Rodzice zrobili
wszystko, aby zapewnić Zbawicielowi jak najlepsze warunki.
Teraz wpatruję się w Dzieciątko. I to jest chyba klucz do
wszystkiego. Odczuwam pokój tej sceny, bo to Jezus jest w centrum.
Nagle przestają być ważne wszelkie trudności, niepokoje, przyszłe
wyzwania... Próbuję sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni po
prostu wpatrywałem się w Pana tak jak Matka Boża. Nic nie mówiąc,
z wielką miłością, z zadziwieniem, z radością, ze łzami w
oczach... Chyba znów jestem spokojny. Wiem, że Maryja uprosi mi
łaskę, abym częściej wpatrywał się w Jej Syna niż w siebie
samego.
NCWC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz