-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
III
Jedynymi chwilami spędzanymi
poza kościołem, które ksiądz Smith w trakcie ostatnich piętnastu
lat wspominał jako naprawdę szczęśliwe, były te, gdy podróżował
pociągami; leżenie i dochodzenie do zdrowia w szpitalu było jednak
prawie tak samo dobre, bo, podobnie jak w pociągach, nie było
niczego naglącego do zrobienia. Biskup nalegał, aby ksiądz miał
salę tylko dla siebie, a pielęgniarki-protestantki były bardzo
uprzejme, chociaż nieustannie zadawały pytania o to, dlaczego
ksiądz Bonnyboat musi wpadać codziennie rano, aby udzielić
pacjentowi komunii świętej.
Ksiądz Smith miał powody, by
czuć radość również dlatego, że wiadomość o napaści na
Biskupa, innych księży i jego samego wstrząsnęła całym miastem
i spowodowała, że zaczęły napływać datki na nowy kościół.
Finansowego wsparcia udzielali nawet protestanci. Sir Dugald i lady
Ippecacuanha wysłali każde po czeku na sto funtów. Ksiądz niemal
cieszył się z tego, że kamień zostawił na jego skroni tak
paskudną szramę, skoro tak widomie zyskała na tym sprawa religii.
Powieść, którą ksiądz
usiłował czytać, nosiła tytuł Władza
doczesna, a jej
autorką była Marie Corelli1.
Pożyczyła mu ją jedna z pielęgniarek, bo zdawało się jej, że
ksiądz Smith będzie jeszcze milszy jako pastor u szkockich
episkopalian niż jako kapłan rzymskokatolicki i miała nadzieję,
że książka go nawróci; lecz ksiądz uznał książkę za głupią
i napuszoną, pozwolił jej osunąć się na narzutę, a sam położył
głowę na poduszce.
Na zewnątrz, ulicą
przechodził ukryty przed wzrokiem księdza chłopiec na posyłki,
wyśpiewując w stronę niebiesko-złotego nieba:
Anybody
here seen Kelly,
Kay-ee-double
ell-wye,
Anybody
here seen Kelly
Kelly
from the Isle of Man?2
Piosenka ta zwykle bawiła
księdza Smitha, bo przywodziła mu na myśl monsignore kanonika
Francisa Kelly’ego, wikariusza generalnego i protonotariusza
apostolskiego, który zawsze zadzierał nosa, gdy zastępował
Biskupa i wolno mu było odprawić uroczystą mszę pontyfikalną w
białej mitrze; ale dziś nie słuchał, bo myślał o wydarzeniach
sprzed lat, które skłoniły go do tego, by zostać kapłanem.
Nigdy nie mógł ostatecznie
zdecydować, czy to ta dziewczyna podczas potańcówki, czy raczej ta
kobieta napotkana w bibliotecznej wypożyczalni jako pierwsza
uświadomiła mu, że Bóg go wzywa. Wszystko, co powiedziała
dziewczyna na potańcówce, to: „Kitty mówi, że z pewnością
będę się setnie bawiła w Ascot”, a wszystko, co powiedziała
kobieta w wypożyczalni, to: „Proszę o jakąś przyjemną powieść;
coś żeby jakoś umilić sobie popołudnie”, jednak obie te
wypowiedzi przeszyły osiemnastoletnią duszę Tomasza Edmunda Smitha
jak gwoździe i spowodowały, że zrozumiał, iż Chrystus nie umarł
w boleściach na krzyżu po to, aby dziewczęta mogły się setnie
bawić w Ascot, a włochate na policzkach żony prosperujących
adwokatów umilać sobie długie popołudnia czytaniem bredni. Wciąż
miał przed oczami kieckę kobiety, odbijającą się ślicznymi
plamami koloru na parkiecie sali balowej, podobnie jak obszerny
kraciasty płaszcz na grzbiecie przypominającej kobyłę żony
adwokata, i wynikającą z widoku ich obu wiedzę, że te łatwe,
czcze rzeczy nie są dla niego.
Od tamtej chwili wstrząsała
księdzem straszliwa świadomość, że dla większości ludzi na
świecie to, co duchowe, próba życia w zgodzie z tym, co dobre i co
piękne, po prostu nie ma żadnego znaczenia. Pewnego razu w pociągu
wielce gburowaty lekarz o twarzy pawiana spytał go: „Co wy,
młodzi, robicie dzisiaj ze swoim wolnym czasem – wóda czy
kobiety, czy może jedno i drugie?”. Wtedy młody Tomasz Edmund
Smith, zdeterminowany, by ze względu na opinię ludzi nie zaprzeczać
prawdzie, którą miał w sobie, i ryzykując, że zostanie wzięty
za zarozumialca,
odpowiedział:
„Nie wiem tego, bo, widzi pan, mam zamiar zostać księdzem”. Na
to lekarz gwałtownie i z nienawiścią zarechotał i powiedział:
„To, czego potrzebujesz, młody człowieku, to dorosnąć”. Cóż,
jeśli dorosnąć oznaczało godzić się na obrzydliwości, które
przyczyniają się do wielkiej niedoli człowieka, ksiądz Smith czuł
zadowolenie, myśląc, że jeszcze nie dorósł.
Oczywiście, zostać księdzem
nie było łatwo. Nie było łatwo zrezygnować z miękkich,
wygodnych rzeczy tego świata, które same w sobie nie są grzeszne.
Także z dziewcząt. Wszechmogący Bóg stworzył ich piękne ciała
i nie było łatwo zrezygnować z nadziei, że spotka kiedyś taką,
której umysł będzie tak piękny jak włosy; ale teraz, gdy widział
i słyszał kobiety, które mógł poślubić, paplające w miejscach
publicznych, mimo wszystko nie wydawało mu się, aby Bóg oczekiwał
od niego aż tak olbrzymiego poświęcenia. A potem, gdy zobaczył
kilka z nich ubranych w stroje kąpielowe, całych mokrych i
ociekających wodą, praktykowanie czystości nie wydało mu się tak
trudne jak opisywali to niektórzy święci.
Były również wspaniałe
pociechy: dni zaczynały się modlitwą, przebiegały w jej rytmie i
nią się kończyły; wczesnoporanne msze w seminarium w dni
powszednie, a świat na zewnątrz cały orzeźwiony i spokojny, zanim
ludzie wstali, by znów go zbrukać; Biskup, który go wyświęcił,
mówiący po angielsku, po tym jak młody ksiądz przyrzekł mu
posłuszeństwo po łacinie: „Tomaszu Edmundzie, drogi chłopcze,
ufam, że bierzesz to poważnie”; pierwsza msza z jego siwą
skromną starą matką przy balaskach, czekającą, aby otrzymać z
jego rąk Ciało Boga.
Teraz jego matka już nie
żyła; sam ją pochował na nowym cmentarzu na zboczu góry. Ona,
która jako pierwsza nauczyła go modlić się, wydawała się dumna,
że otrzymała wcześniej ostatnie namaszczenie z rąk własnego
syna; ale ksiądz Smith czuł wielką pokorę i miał pewność, że
starsza pani idzie prosto do nieba. Nadal czuł pokorę, gdy o niej
myślał, i przeciwstawiał się rzadkim pokusom duchowej pychy
sposobem, którego nauczyła go matka, a którego ona sama, jak
mówiła, nauczyła się od irlandzkiego benedyktyna: „Zawsze
pamiętaj, że nie potrafisz wejrzeć w dusze innych ludzi, ale
potrafisz wejrzeć w swoją własną i, o ile ci naprawdę wiadomo,
wśród żywych nie ma nikogo nikczemniejszego i bardziej
niewdzięcznego względem wszechmogącego Boga niż ty sam” –
mówiła.
Próbował teraz jej sposobu,
leżąc na plecach i modląc się z chłodnymi rękami na chłodnej
pościeli. Modlił się za siebie, bo wiedział, że powinien być
znacznie bardziej święty niż był, ponieważ był księdzem. Potem
modlił się o spokój duszy Judasza Iskarioty, bo wiedział, że
nawet jego sprawa nie jest beznadziejna, ponieważ Bóg mógł
udzielić mu łaski żalu doskonałego, w momencie gdy zawisał na
gałęzi. Potem modlił się za Marię Corelli, bo sądził, że
naprawdę powinna mieć więcej rozumu i mniemał, że Bóg też tak
sądzi. W dole, na ulicy inny chłopiec na posyłki zaczął śpiewać:
„Anybody here seen
Kelly?”, ale
ksiądz Smith go nie słyszał, bo już zasnął.
2
Anybody here seen
Kelly… (ang.)
– Czy ktoś widział tu Kelly, / Ka – E – dwa razy L –
Igrek, / Czy ktoś widział tu Kelly / Kelly z Wyspy Man?
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz