-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XXVIII
Wojna ponownie nawiedziła
Wielką Brytanię, marynarze znów wytaczali się z pubów, a
wulgarne kobiety wytaczały się razem z nimi, tyle że nie nosiły
już wysoko sznurowanych butów, ponieważ rubryki zmieniły się w
tej materii.
Wojna ponownie nawiedziła
też parafię Najświętszego Imienia. Kanonik Smith nie miał już
wikariusza, który odprawiałby za niego poranne msze, a w niedziele
sam musiał odprawić obie msze – i czytaną, i śpiewaną – i na
dodatek wygłosić dwa kazania, więc znów było mniej więcej tak
jak dawnymi czasy, z wyjątkiem tego, że kanonik liczył sobie teraz
siedemdziesiąt jeden lat, a kolana trzeszczały mu przy klękaniu
znacznie bardziej niż niegdyś.
Wojna nawiedziła też branżę
budowlaną, więc stało się prawie niemożliwością zatrudnić
jakichkolwiek murarzy, aby ukończyli wzniesioną niemal do końca
nową nawę; lecz kanonik Bonnyboat, który podczas swoich wysoce
intelektualnych wczasów liturgicznych w Buckfast trzymał się
blisko z tamtejszymi benedyktynami, powiedział, że zakonnicy
nauczyli go całkiem sporo o budowaniu kościołów i że więcej niż
z przyjemnością odda swoją wiedzę na usługi kanonika Smitha i
pokaże mu, jak z pomocą kilku wiernych przyjaciół samemu można w
lot ukończyć budowę pozostałej części świątyni. Zatem przez
trzy popołudnia w tygodniu kanonik Smith, kanonik Bonnyboat,
monsignore O’Duffy oraz ksiądz Scott stękali, tynkowali,
smarowali, stukali i czuli się szczęśliwi, siedząc okrakiem na
kamieniach wzbijających się wysoko w niebo. Biskup zazwyczaj
również przychodził, ale mówił, że wysokości zawsze wywołują
u niego zawroty głowy, więc zostawał na ziemi, gdzie mieszał
zaprawę i przewoził ją na taczce.
W marcu roku 1940 pracującym,
którzy siedzieli wysoko na dmącym im wokół uszu wietrze, było
zimno, ale monsignore O’Duffy powiedział, że jakąkolwiek
niewygodę, której mogliby doświadczać, powinna więcej niż
rekompensować świadomość, iż bez najmniejszego wątpienia
wykonują Boże dzieło i że jego zdaniem na zawsze zaprzestano by
prowadzenia wojen, gdyby ludzie na całym świecie mogli otrzymać
wzniosły i słodki przywilej zadawania swoim ramionom, nogom i oczom
trudu poprzez cięcie, uderzanie, dłubanie i noszenie dla Boga i
Jego świętych. Mówiąc to, czuł się tak radosny, że oświadczył,
iż po prostu musi zaśpiewać na głos, więc z kapeluszem na tyle
głowy wyryczał piosenkę, o której powiedział, że cieszyła się
wielką popularnością w latach dziewięćdziesiątych1
podczas widowisk rewiowych:
No more
getting up at half-past six,
Climbing
up a ladder with a hodful of bricks;
No more
clay pipes, nothing but cigars;
For now
I am a driver on the tramway cars2.
Kanonik Bonnyboat powiedział
natychmiast, że nie sądzi, by Biskup aprobował śpiewanie przez
kapłana na otwartym powietrzu tego rodzaju piosenek, więc prałat,
patrząc w dół na małą plamkę Biskupa zajętego przy taczce,
pośpiesznie ryknął „per
omnia saecula saculorum”
tak głośno, jak potrafił.
– Czasami czuję, że tej
wojnie można było zapobiec, gdybyśmy ja i inni, nie oglądając
się na to, co o nas powiedzą, mówili otwarcie o kwestiach, które
głęboko nas przejmują – powiedział kanonik Smith. – Gdybyśmy
tylko śmielej głosili, że chrześcijaństwo to nie szacowny
zwyczaj pewnej powściągliwości, lecz głośny, niewyszukany,
hałaśliwy heroizm.
– Może ksiądz mówić, co
chce, ale moim zdaniem nie ma żadnych wątpliwości – powiedział
kanonik Bonnyboat. – Ta wojna to krucjata.
– Muszę wyznać, że to
wyrażenie zaczyna mnie dość nużyć – powiedział ksiądz Scott.
– W istocie cała ta wojenna retoryka uderza mnie jako nudna,
nieścisła i bardzo często nieszczera.
– To dlatego, że nic nigdy
nie brzmi aż tak straszliwie jak właściwe wyrażenie na
niewłaściwych wargach – powiedział kanonik Bonnyboat. – Ale
pozostaje faktem, że, niezależnie od tego, czy podobają nam się
akcent i twarze niektórych osób walczących po naszej stronie,
nasza sprawa pozostaje słuszna.
– Mimo wszystko bardzo bym
pragnął, aby politycy przestali brać nas za bandę zupełnych
gamoni – powiedział ksiądz Scott. – Mówią o obecnym
konflikcie jako o „bólach porodowych nowej Europy”. Ta metafora
jest nieścisła. Matka albo dochodzi do siebie po porodzie, albo
umiera w jego trakcie, a w tym pierwszym przypadku sama doświadcza
radości z tego, że urodziła; podczas gdy w tym krwawym boju
tysiące zostaną w samotności okaleczone, nowa Europa zaś, do
której powstania doprowadziły, zostanie prawdopodobnie zżarta
przez grube świnie, które pozostały w domu, robiły pieniądze i
paliły cygara. I całe to gadanie dotyczące walki o wolność. Czy
górnik jest wolny? Czy robotnik jest wolny? Czy cała wolność nie
jest zależna od czynników ekonomicznych? A nadto: czyż
posłuszeństwo nie jest cnotą?
– I ja muszę stwierdzić,
że chciałbym, aby niektórzy nasi apostołowie wolności umieli
kroczyć ścieżką większej pokory i prawości – powiedział
kanonik Smith, patrząc w dół na ciżbę wtłaczającą się do
kina signora Sarno, aby zobaczyć Spencera Tracy’ego3.
– Bez wątpienia niezła z
was banda pleciug – powiedział monsignore O’Duffy. – Świat
jest jak rosół gotowany przez wszechmogącego Boga, więc może
lepiej pozwolicie Mu mieszać go i gotować na Jego własny sposób.
Żaden z księży nie miał
nic przeciwko temu, że prałat mówi w ten sposób, bo wiedzieli, że
głęboko w duszy ukrytej pod purpurowym odzieniem był zaniepokojony
wojną dokładnie tak samo jak oni i wiedział, że patriotyzm nie
wystarczy, aby ją wygrać. Poniżej, w oddali, wzdłuż łuku
skręcających torów kolejowych, gdzie spotykały się pole golfowe
i posiadłość sir Dugalda Ippecacuanhy, nad drzewami pojawiła się
chmurka dymu, a po nasypie potoczyła doprawdy malusieńka,
miniaturowa dżdżownica pociągu. Zakonnice spacerowały ze
złożonymi rękami zgodnie z układem ścieżek w ogrodzie, w górę
i w dół, przechodząc ostrożnie koło kwiatów matki de la Tour; z
tym że nie były one już kwiatami matki de la Tour, bo ona również
umarła i została pochowana obok matki Leclerc. A na powierzchni
morza bawił się wiatr, marszcząc je jak dziewczęcą sukienkę.
Patrząc w dół na naznaczony głębokim spokojem krajobraz Szkocji,
kanonik Smith poczuł się pokrzepiony.
„Może jesteśmy zbyt
niecierpliwi” – pomyślał.
Gdy skończyli pracę i znów
zeszli na ziemię, zobaczyli jak sir Dugald Ippecacuanha żegna się
z Biskupem, który zmywał z rąk zaprawę.
– Oczywiście, od samego
początku mówiłem, że Chamberlain powinien odejść – mówił
sir Dugald. – A między nami mówiąc, wasza wielebność, byłem
jednym z niewielu, którzy chcieli w Monachium przyjąć twarde
stanowisko. I jeszcze ten Baldwin4.
I to, jak wpuścił nas w maliny. Tylko że, co stwierdzam z
zadowoleniem, mnie nie wpuścił. Zbyt dobrze znałem Niemcy, aby dać
się nabrać. „Strzeżmy się Niemiec” – zwykłem mawiać.
Skoro wspominaliśmy o tym w parlamencie: i Churchill, i Eden, i Duff
Cooper5,
i ja, to tak jakbyśmy wskazywali na to sto razy. Nie,
mój panie. Z
całym szacunkiem dla sukienki duchownego, jeśli o mnie chodzi,
jedyny dobry Niemiec to martwy Niemiec.
Stojący i słuchający
kanonik Smith i ksiądz Scott z przerażeniem spostrzegli, że sir
Dugald naprawdę wierzy w to, co mówi.
2
No more getting
up... (ang.) –
„Koniec z wstawaniem o wczesnej godzinie, / Tachaniem cegieł po
drabinie; / Nie raczę się już fajką – tylko cygarami; / Bo
jestem motorniczym i jeżdżę tramwajami”.
4
Stanley Baldwin (1867–1947) – brytyjski polityk, premier
Wielkiej Brytanii w latach 1923–1929 i 1935–1937.
5
Winston Churchill (1874–1965) – brytyjski polityk, mówca,
strateg, pisarz i historyk, malarz; Anthony Eden (1897–1977) –
brytyjski polityk; Alfred Duff Cooper (1890–1954) – brytyjski
polityk, dyplomata i pisarz.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz