-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XXV
Biedna matka Leclerc zmarła
na dyzenterię w uroczystość świętego Franciszka Ksawerego1
roku 1935 i została pochowana dwa dni później w przyklasztornym
ogrodzie, w którym matka de la Tour wybrała miejsce na jej grób w
rogu, gdzie następnej wiosny zakwitną wszystkie najpiękniejsze
kwiaty zmarłej. Kanonik Bonnyboat odprawił uroczystą mszę
żałobną, jako że miał być szczególnym przyjacielem matki
Leclerc, ponieważ to on ofiarował zakonnicom papugę; sama papuga
zaś, w klatce pokrytej kokardami z czarnej wstążki, znalazła się
na chórze, bo Wielebna Matka wiedziała, iż życzyłaby sobie tego
jej zmarła niedawno córka w Chrystusie.
Mowę pogrzebową wygłosił
sam Biskup. Jego głos osłabł i stał się drżący, bo Biskup
liczył sobie teraz siedemdziesiąt pięć lat, ale przemawiał tak
głośno i wyraźnie, jak potrafił, bo chciał, aby wszyscy
usłyszeli, za jak piękne uważa życie zakonnic.
– Zakonnicy i zakonnice –
powiedział Biskup – nie oczekiwali od świata żadnych pochwał za
to, co robią; wszystko, czego chcieli, to aby zostawiono ich w
spokoju, by mogli wieść życie ukryte z Bogiem w Chrystusie.
„Uspokójcie się a obaczcie, żeciem ja jest Bóg”2.
Takie polecenie każdy zakonnik i każda zakonnica słyszeli szeptane
w swoim sercu i była to najwyższa misja, którą mogła otrzymać
jakakolwiek dusza ludzka, bo stanowiła jedyny sposób, aby przebić
się na stronę blasku i chwały, które świeciły jasno po drugiej
stronie zasłony, i rzucić mały ich odblask na niezważające na to
rzesze. To było polecenie, któremu ludzie winni być najbardziej
posłuszni dziś, gdy wszystko w świecie jest tak głośne – od
radioodbiorników po samochody. To było polecenie, które matka
Leclerc usłyszała za młodu we Francji, gdy jej włosy były
czarne, mocne i młode, a posłuszeństwo zaprowadziło ją w
nieznane miejsca; ale gdy zmarła, jej oczy pozostały, ach!, tak
niebieskie, bo całe życie była zakochana we wszechmogącym Bogu.
Gdy Biskup to powiedział, papuga wyskrzeczała: „per
omnia saecula saeculorum”,
ale nikt się nie roześmiał, bo wszystkim było tak przykro, że
matka Leclerc ich opuściła.
Poważne głosy dziewczynek z
klasy matki Leclerc zaśpiewały ofertorium. Dziewczynki miały tylko
po dziesięć lat i pewnego dnia zapomną całkiem o matce Leclerc i
będą chodzić ze swoimi amantami nad rzekę, urodzą dzieci i
zestarzeją się w obcych łóżkach; śpiewały jednak z boleścią:
„Domine Jesu
Christe, Rex gloriae, libera animas omnium fidelium defunctorum de
poenis inferni, et de profundo lacu”3.
Gdy dzieci śpiewały, kanonik Smith modlił się o spokój duszy
matki Leclerc. Potem modlił się za starego marynarza, którego
rozgrzeszył tak wiele długich lat temu, za Angusa McNaba, za Annie
Rooney, za lubiącego zaglądać do kieliszka majora i za D.H.
Lawrence’a, który wiedział tak dużo, a wiedział tak mało –
aby Bóg mógł również ich przyjąć do wiecznych przybytków.
Później modlił się za Abisyńczyków zabijanych właśnie przez
Włochów4,
aby Bóg łagodnością zrekompensował okrucieństwo ich śmierci i
szybko uczynił ich szczęśliwymi w Raju; modlił się też za
Włochów, bo śmierć również dla nich była bolesna, gdy leżeli
z rozpłatanymi twarzami i wydłubanymi oczami – a oni też byli
kiedyś małymi chłopcami, bawiącymi się beztrosko. Gdy skończył
się modlić, dzieci doszły do: „Fac
eas, Domine, de morte transire ad vitam”5,
a ich głosy ani razu się nie załamały, choć tak bardzo kochały
matkę Leclerc.
Gdy msza się skończyła i
udzielono absolucji, zaniesiono drewnianą trumnę na zewnątrz, do
ogrodu, i złożono w dole pod pozbawionymi liści drzewami; wszyscy
trzymali w rękach zapalone świece na znak tego, że dusza matki
Leclerc nie zgasła, ale wciąż gdzieś jaśniała. Odziany w
czarno-srebrne szaty wątły stary Biskup modlił się, aby Bóg dał
jej wieczny odpoczynek, aby świeciła jej światłość wiekuista i
aby mogła spoczywać w pokoju.
Gdy nabożeństwo się
skończyło, Wielebna Matka odprowadziła Biskupa i kanonika Smitha
do bram klasztoru, ponieważ Biskup obiecał, że podwiezie kanonika
do domu swoim samochodem. – Elle
était toujours si gaie, la pauvre, mais maintenant elle est
probablement en train de chercher une bonne histoire pour raconter au
Bon Dieu6
– powiedziała.
Biskup nie był wcale pewien,
że duszom czyśćcowym dawano czas na wymyślanie zabawnych
historyjek do opowiadania Bogu, ale jako że teologowie nie
wypowiedzieli się oficjalnie w tej kwestii i nie chciał ranić
uczuć Wielebnej Matki, zatrzymał te wątpliwości dla siebie.
Kanonik Smith od tak dawna
nie znajdował się w obecności Biskupa sam, że nie wiedział
zbytnio, co mu powiedzieć, gdy przetaczali się przez głębokie
wąwozy brzydkich ulic w małym blaszanym samochodziku jego
wielebności. Znali się, oczywiście, dobrze, lecz nie wystarczająco
dobrze, by nie musieć wydawać nawzajem w swoich kierunkach
dźwięków, gdy znaleźli się sam na sam. Ponadto ich naturalną
nieśmiałość wzmagało to, że kanonik Smith przypuszczał, iż
Biskup zawsze odnosił się do niego z lekką dezaprobatą, od kiedy
wygłosił tę swoją mowę na pierwszym spotkaniu kapituły, w
którym uczestniczył, oraz to, że przypuszczał, iż Biskup wie o
jego przypuszczeniu. Jednak to Biskup pierwszy przerwał nieco
niezręczną ciszę.
– Myślałem ostatnio o
księdzu Scotcie – powiedział. – Zastanawiałem się, czy nie
powinienem przenieść go do innej parafii.
– Kościołowi Najświętszego
Imienia będzie go strasznie brakowało, jeśli ksiądz Biskup tak
uczyni – powiedział kanonik Smith. – Moim zdaniem jest on
najlepszym kaznodzieją, jakiego mieliśmy od lat. Niewdzięcznym
zadaniem dla kogoś tak niewprawnego w mowie jak ja będzie głosić
kazania podczas adoracji, gdy jego nie będzie.
– To o dobru tego młodego
człowieka myślę, ale i o najwyższym dobru diecezji jako całości,
rzecz jasna – powiedział Biskup. – Jeśli istnieje coś, co
grozi podsycaniem płomienia ludzkiej próżności, a
ryzykowniejszego niż bycie popularnym aktorem, jest nim bycie
popularnym kaznodzieją. Wszystkie te kolejki przed kościołem
księdza w niedzielne wieczory. I to nie tylko katolicy, ale również
protestanci. Młody człowiek potrzebuje być zaiste świętym, aby
tego rodzaju sukces nie uderzył mu do głowy. A ponadto pewne
stwierdzenia, które wypowiada, są dość zadziwiające. Na przykład
ta jego uwaga o tym, że moralność wymaga czegoś więcej niż
tego, by atrakcyjne dziewczyny powstrzymywały się od odkrywania
swoich śladów po szczepieniu w obecności biskupów. A potem jego
stwierdzenie dotyczące tego, że to z powodu kościelnej dyscypliny,
nie zaś prawa Bożego, kapłani w diecezji Quebec powinni nosić
sutanny, kiedy
idą pływać.
Kanonik Smith poczuł ulgę.
Obawiał się, że Biskup ma zamiar zacytować jeszcze bardziej
zadziwiające stwierdzenie z przemówienia, jakie ksiądz Scott
wygłosił w przykościelnej salce do Cechu Mężczyzn w Wigilię
uroczystości świętego Jana Chrzciciela7,
za które on sam udzielił mu reprymendy.
– Nie sądzę, wasza
wielebność, aby ksiądz Scott chciał uczynić jakąś szkodę
stwierdzeniami, które ksiądz biskup cytuje i, co więcej, nie
sądzę, aby ją uczynił – powiedział. – Z pewnością zaś nie
miał zamiaru okazać żadnego lekceważenia znanym poglądom Jego
Świątobliwości na temat kobiecych strojów; jego intencją nie
było również krytykowanie przepisów i zarządzeń ordynariusza
Quebecu. Jestem pewien, że wszystko, co miał na myśli, to to, że
damy, które noszą długie rękawy, gdy udają się do Watykanu,
oraz kapłani, którzy skaczą do wody z trampoliny odziani w
sutanny, nie dostaną się do Królestwa Niebieskiego wyłącznie ze
względu na tę powściągliwość. – Za zasłoną swojej powagi
uśmiechnął się, przypomniawszy sobie dzień, gdy przed szesnastu
laty osobiście powiedział Biskupowi, jak dużo czystszy byłby jego
zdaniem świat, gdyby kobiety chodziły całkiem bez ubrań. –
Ksiądz Scott często mówił mi, że według niego stare prawdy
domagają się ponownego przedstawienia w zrozumiałym dla ludzi
języku. Istotnie – jestem tego samego zdania. Kościół posiada
prawdę, więc dlaczegóż nie miałby wykrzykiwać ostrej
bezkompromisowej ewangelii Chrystusa ostrym bezkompromisowym
językiem? Ponieważ większym grzechem w oczach Bożych jest to, że
księżna zaniża lokajowi wynagrodzenie niż to, że pojawia się
przed kardynałem, ukazując niezbyt ponętną polędwicę swojego
ramienia, dlaczego o tym nie mówić? A ksiądz Scott nie tylko głosi
chrześcijaństwo; on je praktykuje. Na przykład w zeszłym
miesiącu, gdy szedł z ostatnimi sakramentami do pewnej umierającej
kobiety żyjącej w pobliżu doków, natrafił w tym samym domu na
inną kobietę, która nie pozwalała korzystać z łóżka dwojgu
swoim dzieciom, bo wynajmowała ich pokój przychodzącym z ulicy
rozpustnym parom. Ksiądz Scott powiedział jej dokładnie, co o niej
sądzi, i osobiście wyrzucił na ulicę parę zajmującą pokój
dzieci. Może ksiądz biskup powiedzieć, że takie działania nie
wchodzą w normalny zakres kapłańskich obowiązków, ale, z całym
szacunkiem, twierdzę, że powinny. Twierdzę, że nasz Pan zrobiłby
dokładnie to samo, ponieważ Jemu też zdarzało się wpaść w
prawdziwy gniew, kiedy wymagały tego okoliczności, tak jak wtedy,
gdy wyrzucił ze świątyni bankierów. Twierdzę ponadto, że gdyby
więcej kapłanów postępowało i mówiło tak jak ksiądz Scott, w
całym świecie o wiele więcej ludzi będących teraz poganami
stałoby się chrześcijanami, a ci, którzy już są chrześcijanami,
staliby się lepszymi chrześcijanami. Doktryna – tak, Najświętszy
Sakrament, niebo, i piekło, i czyściec – lecz krzyczmy o nich
odważnie i głośno – tak, aby zmęczony stary świat pełen
nawyków i szacowności usłyszał i zrozumiał, że chrześcijaństwo
to jedyna prawdziwa i śmiała rewolucja.
– Prawdopodobnie obaj mamy
trochę racji i obaj trochę się mylimy – powiedział Biskup z
uśmiechem. – Widzi ksiądz, za każdym razem, gdy idę za krzyżem
procesyjnym, wydaje mi się, że mam jaśniejsze spojrzenie na
zamysły naszego Pana. Bo czasami ministrant trzyma krzyż równo,
prosto i pewnie, a niekiedy pozwala mu lekko się wyślizgnąć, tak
że chwieje mu się w rękach. Otóż tak właśnie dzieje się z
religią chrześcijańską, księże kanoniku: bitwa toczy się
nieraz po naszej myśli i to nasze sztandary postępują naprzód; a
nieraz walka nie układa się szczęśliwie, a nasze sztandary są
rozdarte i chwieją się; lecz w naszym świętym krzyżmie zawsze
znajduje się łaska Boża, bo to On sam ją tam wlał.
Biskup nie powiedział już
nic więcej, ale z jego zachowania, gdy rozstawali się przed
drzwiami plebanii, kanonik wniósł, że księdzu Scottowi nie grozi
na razie przeniesienie do innej parafii.
Po drugiej stronie ulicy
signor Sarno spacerował z księdzem Scottem we własnej osobie;
ksiądz Scott nie mógł uczestniczyć w pogrzebie matki Leclerc,
musiał bowiem zostać w kościele, aby odprawić tam obrzędy
pogrzebowe innego zmarłego. Kanonik Smith obserwował z okna, jak
przechadzali się tam i z powrotem przed pstrokatym plakatem, który
mówił coś o „cudownych dziewczynach i ich
znajomkach-lowelasach”. Sposób, w jaki od czasu do czasu
zatrzymywali się, by wymachiwać gwałtownie rękami, wskazywał bez
wątpienia na to, iż prowadzą spór. Potem nagle ukłonili się
sobie nawzajem, zdejmując kapelusze, i uścisnęli sobie ręce.
Signor Sarno, zamyślony, wszedł po schodach do kina, a ksiądz
Scott przeszedł przez ulicę i wrócił na plebanię.
– Właśnie sprawiałem
staremu Sarno łaźnię w związku z B. Mussolinim – powiedział
młody ksiądz, wchodząc do środka. – Powiedziałem mu, że to
nic chwalebnego ani bohaterskiego, szlachetnego ani imponującego,
gdy naród tak wielki jak Włochy bombarduje, zagazowuje, atakuje
bronią chemiczną, wysadza w powietrze i masakruje chmarę
nieprzeszkolonych i stosunkowo niewinnych dzikusów. Z początku
skłaniał się ku protestowaniu, ale sądzę, że poczyniłem
istotne kroki na drodze do przekonania go. I nie zgadnie ksiądz,
jakie ogłoszenie przeczytałem wczoraj w „Tubie Katolickiej”:
„Ksiądz z Devonshire chce nabyć używany słownik bułgarski”.
O cóż, u licha, chodzi kapłanowi Bożemu, który marnuje swój
czas na uczenie się bułgarskiego, gdy w dzisiejszym świecie mamy
aż tyle wierutnej niegodziwości?
– Może ten biedaczyna chce
przezwyciężyć wierutną niegodziwość w Bułgarii – powiedział
kanonik Smith.
– Co też ksiądz powie –
odparł ksiądz Scott.
3
Domine Jesu
Christe...
(łac.) – „Panie Jezu Chryste, Królu chwały, wybaw dusze
wszystkich wiernych zmarłych z mąk czyśćcowych, z głębokiej
otchłani”.
6
Elle était
toujours...
(franc.) – Była zawsze taka wesoła, biedaczka, a teraz pewnie
szuka jakiejś zabawnej historii do opowiedzenia dobremu Bogu.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz