-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XII
W uroczystość świętego
Andrzeja w 1919 roku, gdy ksiądz Smith poszedł jak zwykle pomodlić
się w katedrze świętego Idziego, wciąż nie było w kraju oznak
religijnego odrodzenia, choć wszędzie wokół unosiło się mnóstwo
kultury: nowa powieść Hugona Walpole’a, Abraham
Lincoln Johna
Drinkwatera w teatrze Lyric w londyńskiej dzielnicy Hammersmith;
Niemcy, oczywiście, mieli zapłacić1,
strajk kolejarzy został szczęśliwie zażegnany, a panna Lee White
chrapliwym głosem śpiewała w rewii pioseneczki; w klubie Geneva
pojawiło się mnóstwo ciepłych posadek, a młodzi mężczyźni
przechodzili pod jego oknem, a tam, och, śpiewano tak czule, tak
czule, że ojejku, ale wszystko to nie zdawało się oznaczać, że
skruszeni ludzie w pokorze i na klęczkach wracają do Pana Boga.
Więc gdy ksiądz Smith pomodlił się za Szkocję, aby Bóg
przywrócił jej to światło, które straciła, pomodlił się
również za świat i za jego władców oraz za Arnolda Bennetta,
H.G. Wellsa i Horacio Bottomleya2,
aby Bóg dał im mądrość i rozsądek, gdy będą pisali artykuły
do prasy.
Gdy ksiądz Smith wychodził,
pastor znów stał w kruchcie pod swoim wysokim kapeluszem.
Przywitali się przyjaźnie, a gdy porozmawiali już o pogodzie,
nowych modelowych domkach robotniczych i panu Bonarze Law3,
ksiądz Smith spytał pastora zupełnie bezpośrednio, czy zauważył
jakiekolwiek przejawy duchowego przebudzenia wśród swoich wiernych.
– Obawiam się, że nie,
proszę księdza – odpowiedział pastor. – Podobnie jak ksiądz,
liczyłem na wielkie rzeczy, ale wygląda na to, że po prostu się
nie wydarzą.
– Zastanawiam się, czy to
nie dlatego, że przez tych kilka ostatnich lat ludzie zbyt często
przebywali w tłumach – powiedział ksiądz Smith. –
Spostrzegałem często, że inteligencja dowolnego zgromadzenia
ludzkiego jest zawsze odwrotnie proporcjonalna do liczby obecnych.
Być może tak samo jest z pobożnością. Być może nasz Pan
zamyślił, abyśmy dosłownie interpretowali Jego wypowiedź, gdy
mówił: „Albowiem gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię
moje, tamem jest w pośrodku ich”4.
Być może miał na myśli to, że, gdy zgromadziło się sześciu
lub siedmiu, nawet w Jego imię, będzie w pośrodku ich w mniejszym
stopniu. W każdym razie, gdy gromadzą się wielkie tłumy ludzi, z
pewnością nie ma Go w pośrodku nich, a jeśli jest, tłum nie
zwraca na Niego uwagi.
– Ale to dzieje się wtedy,
gdy nie są zgromadzeni w Jego imię – powiedział pastor.
– Jeśli naprawdę jesteśmy
chrześcijanami, nie powinny istnieć sytuacje, w których nie
gromadzimy się w Jego imię – odpowiedział ksiądz. – Powinien
być w naszych salach balowych i teatrach tak samo jak w naszych
kościołach. Ale w tłumie boimy się być sobą, bo lękamy się,
że nie będziemy przypominać tych, za których uważamy naszych
bliźnich, a nasi bliźni lękają się, że nie będą przypominać
tego, za co nas uważają. A zatem każdy udaje mniej pobożnego,
mniej cnotliwego i mniej uczciwego niż jest w rzeczywistości.
– Sądzę, że – za
księdza pozwoleniem – skorzystam z tego kiedyś podczas kazania –
powiedział pastor.
– To jest to, co nazywam
nowoczesną hipokryzją – powiedział ksiądz Smith. – W dawnych
czasach ludzie udawali lepszych niż w rzeczywistości, a teraz udają
gorszych. W dawnych czasach mężczyzna mówił, że w niedziele
chodzi do kościoła, nawet jeśli tego nie robił, a teraz mówi, że
gra w golfa i byłby bardzo zakłopotany, gdyby jego przyjaciele
odkryli, że tak naprawdę chodzi do kościoła. Innymi słowy,
hipokryzja była niegdyś tym, co francuski pisarz5 nazywa
hołdem, jaki występek składa cnocie, ale teraz jest hołdem, jaki
cnota składa występkowi; i jest to, jak sądzę, znacznie gorszy
stan rzeczy, bo oznacza, że nasze standardy się obniżyły i że
nie odważamy się już być wewnętrznie uczciwi, ale zamiast tego
stajemy się atrapami i udajemy coś ze względu na szacunek u ludzi.
Pastor nie odpowiedział, ale
ksiądz Smith spostrzegł, że głęboko się namyśla. U szczytu
schodów stały przed nimi dwie młode dziewczyny w krótkich
spódniczkach rozwianych na tle drzew na skraju posiadłości sir
Dugalda Ippecacuanhy.
– Jasne, że Jim nie znosi
rzeczy tego rodzaju – powiedziała jedna z nich. – Jest
strasznie, no wiesz, jaki.
– Wiem, Alec też taki jest
– powiedziała druga dziewczyna.
– Zabawne, prawda? –
powiedziała pierwsza.
– Jasne, że robi różnicę,
gdy używasz noży do ryb – powiedziała druga.
Stały tak minutę lub dwie,
wgapiając się bezmyślnie w miasto. Pod ich prześwitującymi
bluzeczkami trygonometryczny układ ramiączek, sznureczków i
tasiemek krzyżował się raz po raz jak tory kolejowe w Crewe6.
– No, nara – odpowiedziała
druga.
Zeszły ze schodów w różne
strony, potrząsając małymi tyłeczkami mędrszymi od Arystotelesa.
– Słyszał to pastor? –
zapytał ksiądz Smith. – Boją się powiedzieć: „Do
zobaczenia”, bo to coś znaczy; mówią „nara”, które, poza
tym, że jest najbrzydszym słowem, jakie znam, nic nie znaczy i jest
pomyślane jako pozbawione wszelkiego znaczenia. Niedługo nie będą
w stanie doznać „do
zobaczenia”, „na zdrowie”, ani żadnego innego szlachetnego
ludzkiego odczucia.
– Są nowoczesne, jak sądzę
– powiedział pastor.
– Są pogankami, ma pastor
na myśli – powiedział ksiądz, a potem roześmiał się głośno,
na wypadek, gdyby pastor mniemał, że jego sympatie i antypatie
faktycznie wynikają z jakiegoś zarozumialstwa.
1
Aluzja do przemówienia Edwarda Geddesa, parlamentarzysty, który w
odniesieniu do projektowanych zapisów traktatu wersalskiego
stwierdził: „Niemcy zapłacą. Osobiście nie mam wątpliwości,
że wyciśniemy z nich wszystko, co zdołamy – jak z cytryny – i
trochę więcej. Nie tylko całe znajdujące się w posiadaniu
Niemiec złoto powinno zostać im odebrane – także całe srebro i
wszystkie kosztowności. Wszystkie ich obrazy i biblioteki winny
zostać sprzedane aliantom, a dochody przeznaczone na spłatę
reparacji wojennych”.
2
Arnold Bennett (1867–1931) – angielski pisarz; Horacio Bottomley
(1860–1933) – angielski finansista, dziennikarz, redaktor,
właściciel gazet i członek parlamentu; skazany za oszustwa.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz