-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XIX
W maju roku 1928
radioodbiornik matki de la Tour umiał wydawać z siebie dźwięki
tak głośne, że nie potrzebowała żadnych słuchawek, aby
usłyszeć, cóż takiego śpiewają w Londynie śliczne dziewczęta.
Ale nie wszystkie dźwięki, które z siebie wydawał, były
świątobliwe, więc Wielebna Matka zasugerowała, aby włączać go
tak rzadko jak to możliwe, choć przyznała, że nie ma żadnych
poważnych zarzutów wobec piosenek Tea
For Two And Two For Tea
oraz Rose Marie, I
Love You1,
nawet jeśli żadna z nich nie przyczyniała się do uświęcania
dusz. Filmy obecnie również mówiły, monsignore O’Duffy zaś
posunął się aż do przypuszczenia, że w przeciągu kilku lat będą
również śmierdzieć; nie przejmowało to jednak signora Sarno,
który na afiszach przed swoim kinem miał ładną grupkę nowych
nazwisk: dżentelmenów, których godność brzmiała R. Novarro oraz
J. Gilbert, oraz dam, których godność brzmiała C. Bennett oraz G.
Garbo2
– wszyscy byli szałowi, ale szczególnie panna G. Garbo – ze
względu na niezrównany sposób, w jaki potrafiła nosić płaszcz.
Powieściopisarze także tworzyli na całego: John Galsworthy, Arnold
Bennett, H.G. Wells, D.H. Lawrence, Aldous Huxley, wujek Hugh Walpole
i cała reszta. W roku 1927 mężczyźni woleli blondynki3,
ale mieliśmy też Most
świętego króla Ludwika
i Na zachodzie bez
zmian4
i wszyscy zgadzali się, że wojna to istotnie straszliwy dopust,
a „Highlandzki Herold” posunął się nawet do stwierdzenia, że
jeśli dudy pomagałyby rozbudzać wojennego ducha, należy od dud
stronić, konfiskować je, zwalczać i rozbijać na kawałki w tym
celu, by do wojny już nigdy nie doszło. Postęp wszędzie
postępował, a kultura przeżywała wspaniałą koniunkturę:
mieliśmy loty transatlantyckie, Ala Capone, krzyżówki, zamki
błyskawiczne, antykoncepcję z automatu i brydża kontraktowego, a
ludzie zaczęli trochę żałować Greków, którzy mieli tylko
Arystotelesa, Sokratesa i Platona, chociaż trzeba im oddać, że to
i tak coś.
Kościół jednakże wciąż
miał swoich wyznawców, doktorów, dziewice i męczenników i choć
święci Mariusz, Marta, Audyfaks i Abachum5
byli na razie mniej znani niż Harold Lloyd i Gloria Swanson,
wyglądało na to, że pamięć o nich może przetrwać dłużej. Tak
właśnie rozmyślał sobie ksiądz Smith, idąc pewnego piątkowego
popołudnia do klasztoru, aby wysłuchać spowiedzi sióstr. Zaledwie
tego ranka przeczytał w „Trąbce Codziennej”6 o
młodym amerykańskim milionerze, który do prowadzenia swojej
korespondencji towarzyskiej zatrudnił pięćdziesiąt maszynistek, a
wszystkie musiały mieć rude włosy i bladozielone oczy. W
wywiadzie, jakiego udzielił przedstawicielowi prasy w swojej
ulubionej łazience, milioner powiedział: „Jestem progresistą.
Wyzwolony z kajdan przesądów i dogmatów, wierzę w pulsację życia
i podstawową zasadę biologiczną. Chcę dobrze się bawić, a jako
że mam forsiaki, czemu, u diabła, nie miałbym tego robić?”. Nie
miało to sensu dla księdza Smitha, który nigdy nie był w stanie
zrozumieć, jak ludziom rozdzielającym bezokoliczniki, czytającym
dla przyjemności Edgara Wallace’a7 i
wierzącym, że czarne koty przynoszą pecha, może na poziomie
intelektualnym ubliżać doktryna transsubstancjacji8;
ale z drugiej strony nic nigdy nie miało sensu w „Trąbce
Codziennej”, która przekonywała czytelników o tym, że godni
podziwu są jednocześnie Steve Donoghue, dziekan Inge, siostry
Dolly, Aga Chan oraz pani Aimee MacPherson9.
Spowiedzi zakonnic zawsze
podnosiły księdza Smitha na duchu, bo powodowały, że uświadamiał
sobie, iż inni ludzie na świecie brali udział w tej samej samotnej
walce o łaskę. Wywoływały w nim również uczucie pokory; było
bowiem oczywiste, że zakonnicom bycie świętymi wychodzi o wiele
lepiej niż jemu: nigdy nie traciły panowania nad sobą, nigdy nie
krytykowały bliźnich, nigdy nie próbowały szturchać Pana
Boga łokciem, aby skłonić Go do myślenia na nasz sposób;
przyjmowały swoje cierpienia i niedoskonałości innych jako
naturalne na tym padole płaczu. Słuchając ich potoczystej
francuszczyzny wśród zapachu kadzidła, starego drewna i czystych
obrusów ksiądz Smith czuł często, że to on powinien spowiadać
się im, a nie one jemu.
Zawsze odczuwał lekkie
podenerwowanie, gdy do konfesjonału wchodziła Wielebna Matka;
wiedział bowiem, że pod względem duchowym jest o niebo bardziej
kompetentna niż on i że będzie potrzebował nieskończenie
wielkiej pomocy Ducha Świętego, jeśli nie ma wyjść na głupca,
udzielając jej nauki. Dziś jednak po raz pierwszy wywołała na
jego twarzy uśmiech. Zeszłej soboty miała sposobność zwrócić
się do dziewcząt ze szkoły podstawowej, który były w wieku od
pięciu do dziesięciu lat, i powiedziała im, jak bardzo źle
postępują dziewczęta, które nakładają na twarze kosmetyki, bo
stanowi to obrazę własnoręcznego dzieła naszego błogosławionego
Pana, ponieważ, gdyby zamierzył On, aby wargi kobiet miały barwę
cynobru, sam stworzyłby je w tym kolorze. Zapomniała w tamtej
chwili, że mówi do tak młodych dziewcząt i zastanawia się teraz,
czy zachowała się mądrze, czy głupio. Czy nie wyrządziła może
więcej szkody niż pożytku? Czy może nienaumyślnie zachęciła
niektóre dziewczęta do kierowania myśli w stronę praktyki, o
której nie słyszały, zanim ona im o niej nie powiedziała? Niech
ksiądz ją pobłogosławi, bo zgrzeszyła, ale bardzo chciałaby
usłyszeć poradę księdza Smitha w tej sprawie.
Później, gdy spacerowali
razem po ogrodzie, ksiądz nadal się uśmiechał. Za „duchową
nierozważność” dał Wielebnej Matce do odmówienia jedno
dodatkowe Zdrowaś
Mario i na
wspomnienie o tym rozweselał się. Chodzili tam i z powrotem wzdłuż
rabat wśród zapachu świeżo skoszonej trawy, a różaniec u pasa
Wielebnej Matki wydawał z siebie drewniany stukot, gdy się
poruszała.
– Alors, mon
père?10 –
spytała, bo wiedziała, że ksiądz zawsze lubi porozmawiać z nią
o znakach, które, jak mu się zdawało, rozpoznawał w świecie
zewnętrznym.
– Królestwo Boże jeszcze
nie nadeszło, ma
révérende mère,
ale są pierwsze znaki, które wskazują na przemianę ducha –
powiedział.
Wielebna Matka nic nie
odpowiedziała, ale szła dalej z rękami złożonymi pod
szkaplerzem11,
czekając aż ksiądz będzie mówił dalej.
– Ludzie są głupi –
powiedział ksiądz Smith. – Wrzaskiem domagają się nowości; a z
drugiej strony, zawsze wrzaskiem się ich domagali. Właśnie w tej
chwili te nowości przelatują Atlantyk, zostają sobie poślubione –
przez protestanckich pastorów – w strojach kąpielowych na dnie
basenów albo tańczą przez dwadzieścia cztery godziny bez przerwy;
lecz pewnego dnia, gdy przywódcy świata nauczą się mądrości i
przekażą ją dalej, ludzie uświadomią sobie, że dużo więcej
przyjemności daje posłuszeństwo Bogu. A istnieją znaki, mówiące,
że przywódcy świata się budzą albo przynajmniej, że myśliciele
świata mają zamiar ich przebudzić. Wydano dwie dobre książki:
jedna nosi tytuł Most
świętego króla Ludwika,
a druga – Na
zachodzie bez zmian.
Pierwsza z nich to piękna książka, która ślicznie odmalowuje
niedoścignioną sprawiedliwość wszechmogącego Boga. Sądzę, że
to bardzo krzepiące, iż taka książka staje się bestsellerem.
Druga książka jest wstrętna, a może należałoby powiedzieć
gwoli prawdy, że wstrętny jest temat, o którym traktuje, bo
traktuje o wojnie, sianym przez nią zniszczeniu i jej bezcelowości.
Została napisana przez Niemca i sprzedaje się we wszystkich krajach
w olbrzymich nakładach. Gdybyż tylko udało się skłonić
polityków do zrozumienia, że wojna jest złem, ale niekoniecznie
złem, które musi się cyklicznie powtarzać. Wojny plemienne
ustały. Dlaczego nie miałyby ustać również wojny międzynarodowe?
Dlaczego niemożliwe miałoby być przekonanie polityków, że
morderstwo nie staje się bardziej usprawiedliwione, gdy dokonuje go
ludzka zbiorowość, niż gdy dokonuje go jednostka? Dlaczego
niemożliwe miałoby być przekonanie ich, że człowiek, który
zostaje ranny w brzuch, nie cierpi mniej z tego powodu, iż
jednocześnie trzysta tysięcy innych ludzi zostaje rannych w brzuch?
A jeśli wojny uda się zmieść z powierzchni ziemi, ludzie będą
mieli większe szanse służyć Bogu. Zawsze utrzymywałem, że jedną
z przyczyn, dla których ludzie tak strasznie błądzą, jest to, że
nie żyją wystarczająco długo, by nauczyć się czegoś na
własnych błędach. Cóż, pozbycie się wojen będzie jednym ze
sposobów, aby ludzkość jako całość żyła dłużej. –
Wypowiedział większą część swojej mowy w ruchomy dywan trawy
pod stopami, ale teraz, gdy skończył, spojrzał w górę na mądrą
spokojną twarz Wielebnej Matki, aby przekonać się, jak to wszystko
przyjęła.
– Mon père,
mam nadzieję, że ma ksiądz rację, ale obawiam się, że ksiądz
się myli – powiedziała Wielebna Matka. – We wszystkich czasach
istnieli ludzie marzący o pozbyciu się wojen i zawsze ponosili
porażkę. Ponosili porażkę, bo ludzie nie chcieli być posłuszni
Bogu i kochać Go, a swoich bliźnich jak siebie samych. Wojna
przychodzi ze względu na brak miłości, lecz nie oznacza to, że
miłość przyjdzie ze względu na brak wojny. W Kościół zawsze
uderzało wiele wiatrów, mon
père: nienawiść
jego wrogów, nieposłuszeństwo jego dzieci, ambicja jego mniej
cnotliwych dostojników. I sądzę, że zawsze będzie w ten sposób
uderzany, bo nasz Pan obiecał, że dopiero w niebie Kościół
będzie tryumfował. Tymczasem możemy tylko modlić się i dziękować
wszechmogącemu Bogu, że zielona trawa pachnie tak rozkosznie i mieć
nadzieję, iż w niebie będzie pachnieć tak samo rozkosznie.
– Ale musimy również
działać, ma
révérende mère,
musimy współdziałać z łaską uświęcającą – powiedział
ksiądz Smith. Czuł, że mógłby dalej rozmawiać z Wielebną Matką
jeszcze godzinami, ale matka Leclerc podeszła do nich, przecinając
trawnik w swoim łopoczącym czarnym habicie, i powiedziała, że
oboje muszą natychmiast iść do rozmównicy i zobaczyć nowe
zdjęcie Elviry Sarno, które właśnie przybyło z Ameryki, z
miejsca zwanego Hollywood.
Elvira przebywała w Ameryce
już od ponad roku i ksiądz Smith bardzo chciał zobaczyć jej
zdjęcie, ale jeszcze bardziej chciał powiedzieć Wielebnej Matce,
że jego zdaniem przywódcy Kościoła tak przyzwyczaili się do
widoku świata lekceważącego mądrość Chrystusa, że przestało
ich to bulwersować i że to, czego potrzeba, to odnowienie ducha
apostolskiego wśród kardynałów, arcybiskupów i papieskich
nuncjuszy. Na nic zdawało się głoszenie ewangelii tylko tym,
którzy przychodzili do kościołów, aby jej słuchać. Ewangelię
należało głosić również tym, którzy nie chcieli jej słuchać:
przemysłowcom w ich biurach, klubistom za szybami ich klubów,
robotnikom na dziedzińcach i w fabrykach, pijakom w ich knajpach,
nierządnicom w ich bramach – ich wszystkich należało nauczać
radosnej nowiny o Chrystusie. Smutną refleksję budziła obserwacja,
że to wyłącznie heretycy odważali się stawiać czoło drwinom
pospólstwa, wykrzykując głośno Imię Jezusa na rogach ulic i na
targowisku. Wszystko to chciał powiedzieć Wielebnej Matce, ale
towarzysząca im matka Leclerc nie przestawała trajkotać o tym, jak
pięknie Elvira wygląda na fotografii i że nie wygląda nawet w
przybliżeniu tak światowo, jak siostra sądziła i czego się
obawiała – a poza tym z trudem przyszłoby mu tłumaczenie na
bieżąco na francuski tego dość złożonego ciągu zapatrywań.
Elvira istotnie wyglądała
pięknie na lśniącej fotografii, na której napisała w rogu: „Moim
kochanym drogim zakonnicom w dowód pamięci wielu radosnych
minionych dni. Elvira Sarno”. Wielebna Matka podniosła zdjęcie do
światła i przyjrzała się jej uważnie, a ksiądz Smith wiedział,
że bacznie przypatruje się oczom w poszukiwaniu oznak kompromisu ze
światem. On również uważnie przyjrzał się fotografii:
błyszczące wargi wyglądały na niemal czarne, brwi zaś zdawały
się dziwnie cienkie, ale oczy były tymi samymi błyszczącymi
oczami, które widział spoglądające ponad balaskami przy
okazji Pierwszej Komunii.
– Ale czy
zgodzi się na to jego wielebność Biskup? – spytała matka
Leclerc. – Je
sais qu’elle est ravissante mais elle est tout de même actrice et
ma mère m’a
toujours dit que les actrices c’étaient tout de même des actrices
et puis il y a déjà la photographie de Sa Sainteté12.
– Jego wielebność Biskup
zgodzi się, bo wie tak samo dobrze jak ja, że to możliwe, aby
występować w filmach, podobnie jak palić w piecu albo modlić się
na większą chwałę Bożą – powiedziała Wielebna Matka. – I
jestem pewna, że Jego Świątobliwości też by to nie
przeszkadzało. Elvira Sarno była naszą uczennicą, a teraz jest
naszą przyjaciółką. Nawet jeśli wybrała niebezpieczny zawód,
naszym obowiązkiem jest modlić się za nią, aby mogła zanieść w
dalekie strony tę lampę, którą tutaj dla niej zapaliłyśmy. A
nawet jeśli jej się nie uda, modlić się za nią wciąż będzie
naszym obowiązkiem, tak aby mogła na powrót stać się tym
dzieckiem, którym była, gdy chodziła do naszej szkoły.
Ksiądz Smith poczuł, że za
tę przemowę mógłby Wielebną Matkę ucałować. Zamiast tego
powiedział, że chyba ma na plebanii ramkę, do której fotografia
będzie idealnie pasować. Obecnie znajdował się w niej wizerunek
jego przyjaciela, który niedawno został wikariuszem apostolskim w
Basutolandzie13,
lecz nie sądził, by wikariuszowi apostolskiemu przeszkadzało
ustąpienie ramki Elvirze, szczególnie że jego fotografia była już
bardzo wyblakła. Tak czy inaczej jutro przyniesie ramkę. Wielebna
Matka i matka Leclerc powiedziały, że to ze strony księdza Smitha
bardzo miłe, a matka Leclerc dodała, że być może Elvira pewnego
dnia przyniesie im wszystkim wielki zaszczyt, grając w filmie rolę
Bernadetty Soubirous, świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, świętej
Małgorzaty Marii Alacoque albo nawet samej Najświętszej Panienki.
Gdy ksiądz Smith był
rozradowany, zawsze śpiewał urywki psalmów, idąc ulicą. Dziś
wracając na plebanię, śpiewał Magnificat.
Tak bardzo cieszył się z tego, co Wielebna Matka powiedziała o
Elvirze, że niemal wykrzykiwał wersety: „Magnificat
anima mea Dominum. Et exsultavit spiritus meus in Deo salutari meo”14.
Gdy mijał ludzi, ci odwracali się i gapili na niego, lecz ksiądz
był zbyt rozradowany, aby zwracać na to uwagę, i śpiewał dalej
aż do samego końca, wykrzykując Bogu swoją wdzięczność
dudniącą łaciną, fałszywymi nutami i czym tam jeszcze: „Sicut
locutus est ad patres nostros: Abraham et simini eius in saecula”15.
Gdy skończył, zorientował się, że znajduje się przed kinem
signora Sarno. Sam właściciel stał na stopniach, wietrząc swój
potrójny podbródek.
– Buona sera,
reverendo padre mio16 –
przywitał się signor Sarno. – Przyszedł ksiądz zobaczyć, jak
gra moja mała dziewczynka. Bardzo ładnie. Bardzo wzruszająco. Jest
szczególnie wyśmienita w scenie łazienkowej. Bardzo zapalczywa,
bardzo niewinna. „Bill – mówi – albo się stąd, do diabła,
wyniesiesz, albo wyrzucę cię na zbity pysk”, a potem bierze
kąpiel i śpiewa Ave
Maria, tylko po to,
by pokazać, że żadna z niej latawica. Wpadnie ksiądz, żeby
zobaczyć, wielebny księże. Zaklępię dla księdza cudownie
wyściełane siedzenie.
Ksiądz Smith zastanawiał
się, dlaczego nie zauważył na afiszach nazwiska Elviry Sarno, ale
przypuszczał, że to dlatego, iż przez wszystkie lata widział je
naszpikowane tak wieloma nazwiskami – od Hoota Gibsona po Toma
Mixa17 –
że przestał zwracać na nie jakąkolwiek uwagę. Wszystkie filmy
wydawały się nosić podobne tytuły i zajmować podobnie banalnymi
zagadnieniami, takimi jak to, czy żona może prowadzić agencję
reklamową i jednocześnie być w doskonałej formie fizycznej oraz
intelektualnej, gdy spotyka się w centrum ze swoim mężem-maklerem
na obiedzie. Tytuł filmu Elviry też nie tchnął zbytnią
głębią: „miłość
na godzinę”.
Ponieważ ksiądz za wszelką cenę chciał móc dalej wierzyć w
Elvirę, zdecydował, że nie przyjmie zaproszenia jej ojca.
Wiedział, że to z jego strony tchórzostwo, ale pocieszył się,
przypominając sobie, że monsignore Robert Hugh Benson całe życie
wystrzegał się czytania Nowego Testamentu po grecku, z obawy o to,
aby nie zniszczyło to jego wiary.
Signor Sarno wydawał się
rozczarowany, gdy ksiądz Smith odmówił skorzystania z jego
propozycji, ale rozjaśnił się, kiedy kapłan z grzeczności
zapytał go, czy sądzi, że po sześciu latach faszystowskich rządów
warunki życia we Włoszech polepszyły się.
– Questo Mussolini è
il piu gran uomo di stato del mondo18 –
odpowiedział. – Zrobił z mojego kraju uporządkowany dom. Nie ma
już żadnych brudnych papierków walających się po ulicach,
żadnych spóźnionych pociągów – są tylko punktualne pociągi.
A wkrótce uczyni z Włoch również kraj potężny. W ciągu
dziesięciu lat będziemy mieli sześćdziesiąt milionów
ludności, sesanta
milioni d’abitanti,
wielebny księże, i wtedy ci parszywi Francuzi mogą bać się o
swoją skórę. A tymczasem przygotowujemy się. W moim kraju
zakazano sprzedaży Na
zachodzie bez zmian,
bo w faszystowskich Włoszech wiemy, że żaden kraj nie może być
wielki bez wojny. „Wiek dziewiętnasty był wiekiem naszej
wolności, ale wiek dwudziesty będzie wiekiem naszej potęgi” –
tak mówi Mussolini. Evviva
il Duce!19
Ksiądz Smith z miejsca
powiedział signorowi Sarno, na tyle ostro, na ile pozwalało jego
kapłańskie powołanie, za jak wspaniałą książkę uważa Na
zachodzie bez zmian
i za jak niegodziwe – ambicje Mussoliniego, który powinien
rozumieć, że prawdziwa wielkość narodów jako złożonych z
jednostek ma swoje źródło w ich duszach, nie zaś w ich
zdobyczach; ale signor Sarno tylko się uśmiechnął i pokręcił
głową, tak jak uśmiechnął się i pokręcił głową, gdy ksiądz
prosił go, aby przyjął z powrotem do pracy Angusa McNaba.
Przechodząc ulicę w drodze
na plebanię, ksiądz Smith nie śpiewał już psalmów, bo serce
zaciążyło mu w piersi świadomością, że nawet wielcy ludzie
mogą być tak głupi. Przed samymi drzwiami plebanii zatrzymał go
żebrak, prosząc o jałmużnę. Nie sprawiał wrażenia uczciwego,
ale ksiądz dał mu szylinga (choć właściwie nie mógł sobie na
to pozwolić), bo monsignore O’Duffy zawsze utrzymywał, że
obowiązkiem chrześcijanina jest ryzykować, iż wspomagając kogoś,
jesteśmy w błędzie, niż ryzykować odesłaniem z pustymi rękami
człowieka, który naprawdę jest odbiciem naszego Pana.
1
Tea For Two And Two
For Tea (ang.)
– Herbata dla
dwojga i dwoje do herbaty [piosenka
z musicalu No,
No, Nanette (Nie,
nie, Nanette)] z
1925 roku; Rose
Marie, I Love You (ang.)
– Różo
Mario, kocham cię (piosenka
z musicalu z 1924 roku o tym samym tytule).
2
Ramón Novarro (1899–1968) – meksykański aktor filmowy,
teatralny i telewizyjny; John Gilbert (1897–1936) – amerykański
aktor, reżyser i scenarzysta filmowy; załamanie jego popularności
zbiegło się z nastaniem ery filmów dźwiękowych; Constance
Bennett (1904–1965) – amerykańska aktorka; Greta Garbo (właśc.
Greta Lovisa Gustafsson) (1905–1990) – szwedzka aktorka filmowa,
gwiazda Hollywood.
4
Most świętego
króla Ludwika (ang. The
Bridge of San Luis Rey)
– powieść Thorntona Wildera; Na
zachodzie bez zmian –
antywojenna powieść Ericha Marii Remarque’a opublikowana po raz
pierwszy w roku 1928.
5
Święci Mariusz i Marta oraz ich synowie Audyfaks i Abachum –
męczennicy perscy, którzy zginęli w Rzymie w roku 270. Ich
wspomnienie przypada 19 stycznia.
7
Edgar Wallace (1875–1932) – angielski pisarz, autor ponad 170
powieści, wśród nich wielu awanturniczo-kryminalnych.
9
Steve Donoghue (1884–1945) – czołowy angielski dżokej; William
Ralph Inge (1860–1954) – angielski pisarz anglikański, dziekan
katedry świętego Pawła w Londynie; Rose Dolly (właśc.
Rozsika Deutsch) (1892–1970) i Jenny Dolly (właśc. Janka
Deutsch) (1892–1941) – amerykańskie tancerki i aktorki
węgierskiego pochodzenia, bliźniaczki; Aga Chan – honorowy tytuł
imamów jednego z odłamów islamu; podczas trwania akcji powieści
imamem był Sultan
Mahommed Szah (1877–1957),
znany jako Aga Chan
III; Aimee MacPherson
(1890–1944) – założycielka protestanckiej wspólnoty
religijnej i osobowość medialna; pionierka wykorzystania radia do
celów popularyzacji swojego wyznania.
12
Je sais... (franc.)
– Wiem, że jest zachwycająca, ale jednak jest aktorką, a moja
matka mówiła mi, że wszystkie aktorki są takie same; co więcej,
jest tam już fotografia Jego Świątobliwości.
13
Basutoland – kolonia brytyjska w południowej Afryce; po uzyskaniu
w 1966 roku niepodległości nazwę państwa zmieniono na Lesotho.
14
Magnificat anima mea
Dominum... (łac.)
– „Wielbi dusza moja Pana / i raduje się duch mój w
Bogu, Zbawicielu moim” (początkowe słowa kantyku Maryi,
wypowiedziane przez Nią podczas spotkania ze świętą Elżbietą
niedługo po Zwiastowaniu).
15
Sicut
locutus est ad patres nostros... (łac.)
– „Jak obiecał naszym ojcom, / Abrahamowi i jego potomstwu na
wieki”.
17
Hoot Gibson (1892–1962) – amerykański mistrz rodeo, aktor,
producent i reżyser filmowy; Tom Mix (1880–1940) – amerykański
gwiazdor westernów ery kina niemego.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz