-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XX
Ksiądz Smith liczył sobie
sześćdziesiąt jeden lat, gdy w roku 1929 Biskup uczynił go
kanonikiem prokatedry, ponownie ustanowił proboszczem Najświętszego
Imienia, a kanonika Bonnyboata przeniósł do parafii świętego
Mungo w Strathtochter. Monsignore O’Duffy niepomiernie się
uradował i powiedział, że pokazuje to tylko, że wszystko
przychodzi do tego, który czeka, i że zakonnice w klasztorze
urządzą mu owację, jak tłum na meczu piłkarskim, gdy zobaczą go
wkraczającego powolnym krokiem do prezbiterium w purpurowej
sutannie. W uroczystość świętych Marcelina, Piotra i Erazma,
męczenników1,
Tomasz Edmund Smith odprawił tedy w prokatedrze swoją pierwszą
uroczystą mszę kapitulną z kanonikiem Muldoonem jako diakonem,
kanonikiem Bonnyboatem jako subdiakonem i samym monsignore O’Duffym
jako mistrzem ceremonii.
Jako że był to dzień
powszedni, wierni pojawili się nielicznie, a lady Ippecacuanha
bardzo rzucała się w oczy w pierwszej ławce. Kanonicy jednak
zjawili się wszyscy, wpasowali w stalle jak fajki na stojaku i
kanonik Smith mocno się zdenerwował, był bowiem świadom, że jego
głos, który nigdy nie był zbyt dobry, teraz był stary i łamał
się. Bardzo trapiło go, jak wykona kolektę, więc zdecydował, że
zaśpiewa ją cicho, tak by jego niedociągnięcia trudniej było
zauważyć; lecz zanim dośpiewał do końca pierwszą frazę,
stojący za nim monsignore O’Duffy wyszeptał:
– Śpiewajże głośniej,
Tom; te stare kobieciny z tyłu nie będą w stanie cię usłyszeć.
Gdy msza się skończyła,
spotkanie kapituły odbyło się na plebanii, bo nie istniał
odpowiedni dom kapituły. Rozebrani z szat mszalnych następcy
świętych Andrzeja, Kentigerna, Blaana, Drostana2 i
Kolumbana siedli wokół ciemnego stołu jadalnego w czarnych butach
o kwadratowych noskach i płaszczach z alpaki, sięgających im do
połowy uda. Krzysztof kanonik Bonnyboat z parafii świętego Mungo w
Strathtocher, Alojzy Patryk Franciszek kanonik Muldoon z
Najświętszego Serca w Drumfillans, Piotr kanonik Dobbie z kościoła
Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Abergirnie, Jakub kanonik
Sellar z parafii Pięciu Ran Zbawiciela w Kilngavie, Franciszek
Ksawery kanonik Poustie z Niepokalanego Poczęcia w Lochmuchtyhead,
Tomasz Edmund kanonik Smith z kościoła Najświętszego Imienia –
byli tam wszyscy – mężczyźni o starych twarzach i młodych
oczach; rzeźnicy, piekarze i wytwórcy świeczni-ków3 przekształceni
bezszelestnie w kapłanów. Przez otwarte okna dochodziło krakanie
mew i radosne okrzyki dzieci, bawiących się nad czerwcowym morzem.
Po tym jak monsignore O’Duffy
otworzył spotkanie modlitwą, kanonik Poustie podniósł się i
zwrócił do członków kapituły z pytaniem o to, jaki jest według
nich najlepszy sposób radzenia sobie z zakochanymi, nakrytymi na
migdaleniu się w drzwiach kościoła. Powiedział, że jego sposób
polega na tym, iż co dzień wieczorem po adoracji Najświętszego
Sakramentu obchodzi swój kościół z latarką i wygania zakochanych
spod przypór i z kruchty, ale nie na wiele się to zdaje, bo ci
bezwstydnicy idą po prostu na przeciwną stronę do zboru baptystów
i kontynuują tam swoje niecne praktyki. Kanonik Dobbie powiedział,
że całkowicie rozumie kanonika Poustiego, bo zakochani zawsze
tłoczyli się także w kruchcie kościoła Matki Bożej
Wspomożycielki Wiernych w Abergirnie, ale że doszedł do wniosku,
iż najlepiej zostawić ich w spokoju tam, gdzie są, ponieważ to,
że ich dusz dotknie łaska Najświętszego Sakramentu, jest równie
możliwe jak to, że żywiołowość ich uścisków może Najświętszy
Sakrament obrazić.
Wówczas wstał monsignore
O’Duffy i powiedział, że sądzi, iż odpowiedź, jakiej kanonik
Dobbie udzielił kanonikowi Poustiemu jest bardzo piękna i
pocieszająca i że żaden ze zgromadzonych nie powinien nigdy
zapominać o tym, że Bóg działa w tajemniczy sposób4 oraz
że Najświętszy Sakrament jest w istocie bardzo cudownym
Sakramentem i może rozsyłać
na wszystkie strony wszelkie rodzaje łask,
nawet przez kamień i wapno, i trafiać do ludzi, którzy nie mają
najmniejszego nawet pojęcia, że działa tu sam Jezus Chrystus i nie
przeszkadza w tym odległość nawet miliona mil. Być może jednak
jego stary przyjaciel, kanonik Smith, którego wszyscy z ogromną
radością witają w swoim gronie, chciałby powiedzieć na ten temat
parę słów.
– Przewielebni i czcigodni
księża – zaczął ksiądz Smith. – Dziękuję monsignore
O’Duffy’emu za tak życzliwe słowa w stosunku do mojej osoby.
Sądzę wszelako, że kanonik Dobbie ma rację, gdy sugeruje, aby
zostawić zakochanych działaniu naszego Pana, ponieważ sakramenty
mają w tym względzie wielką moc, a nauczanie Kościoła na ten
temat jest dobrze znane. Istotnie, nauczanie Kościoła na temat
moralności seksualnej jest znane tak dobrze, nawet wśród heretyków
i schizmatyków, że powszechnie zakłada się, iż słowo „grzech”
oznacza niemal wyłącznie poważniejsze występki cielesne i że
brak miłości to drobne przewinienie, które Bóg odpuści z
łatwością. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie próbuję w
jakikolwiek sposób zminimalizować wagi albo usprawiedliwić
zachowań, na które uskarżają się kanonik Poustie i kanonik
Dobbie. Jestem świadom tego, jak głęboko obraża naszego
błogosławionego Pana takie zachowanie i w pełni rozumiem, że
żaden rozpustnik ani cudzołożnik nie zdoła bez trudu pojąć
duchowych prawd naszej świętej religii. Ale dla katolików istnieją
sakramenty, aby przynosić im ochłodę, a nawet niekatolikom nasza
nauka jest, powtarzam, dobrze znana, zatem cokolwiek o charakterze
specjalnej kampanii byłoby, jak sądzę, wyrazem nadgorliwości.
Istnieją jednak inne kwestie,
na które, jak sądzę, my, księża, moglibyśmy z pożytkiem
zwrócić uwagę. Francuski
agnostyk spytał kiedyś: „Si
Dieu a parlé, pourquoi le monde n’est-il pas coinvancu?”.
Skoro Bóg przemówił, dlaczego
świat nie dał się przekonać?5.
Bóg, jak wiemy, przemówił, a świat, co również wiemy, nie jest
przekonany. Wiemy ponadto, że to, iż świat nie jest przekonany,
nie może być winą Kościoła, ponieważ kieruje nim Duch Święty
i jest on nieomylnym depozytariuszem tych prawd, które wszechmogący
Bóg zdecydował się objawić; lecz niewykluczone, że winę mogą
ponosić duchowni, którzy kładli nacisk na niektóre spośród tych
prawd kosztem innych, na które niemal wcale nie kładli nacisku.
Jedną z przyczyn, dla których
świat nie jest przekonany, stanowi, jak sądzę, przeświadczenie
ludzi, że Kościół, który błędnie utożsamiają z duchownymi,
naucza moralności raczej w węższym niż szerszym wymiarze. Słyszą
z ambony słowa nagany dla cudzołożnika, złodzieja i mordercy, ale
nie słyszą ich dla pracodawcy wyzyskującego robotników,
akcjonariusza fabryk broni, dla ludzi zarabiających na filmach o
gangsterach, dla polityków, którzy układają się ze sprawcami
okrucieństw w dalekich krajach. Ludzie argumentują, że w oczach
Kościoła posiadacz akcji w firmie, która osiąga zysk, płacąc
głodowe pensje chińskim kulisom6,
jest dobrym chrześcijaninem, o ile nie morduje przyjaciela,
wygrywającego z nim w golfa lub żyjącego w konkubinacie z jego
pokojówką. My, będący księżmi, wiemy, że nie tak brzmi
nauczanie Kościoła, ale czy możemy uczciwie powiedzieć, że
zadaliśmy sobie trud uświadomienia ludziom dobrej woli, że nie tak
brzmi nauczanie Kościoła? Bo, jak doskonale widzimy, wielu ludzi
dobrej woli pozostaje poza Kościołem. Czy nie powinniśmy zapytać,
czy to nie my sami, ganiąc tylko te grzechy, których krytykowanie
wymaga małej odwagi, przeszkodziliśmy im w znalezieniu drogi do
Chrystusowej Owczarni?
Przewielebni i czcigodni
księża, na świecie jest dziś ponad trzysta milionów katolików,
należących w większości do cywilizowanych narodów Europy. Jakież
niesłychanie dobre moglibyśmy mieć oddziaływanie, gdyby każdy
spośród tych trzystu milionów katolików był gorliwym naśladowcą
Chrystusa, gotowym przedłożyć nauki swojej świętej religii nad
interesy własne lub swojego kraju. Kogóż widzimy zamiast tego?
Widzimy, że heretycy i schizmatycy, nawet ateiści, roszczą sobie
pretensje do praktykowania cnoty miłości doskonalszej niż nasza.
Czymże innym jest bowiem komunistyczna herezja, jak nie chełpieniem
się, że jesteśmy w stanie kochać bliźniego, nie kochając wprzód
Boga? Przewielebni i czcigodni księża, mówię z pełną powagą.
Kościół Boży nie może popełnić błędu, ale duchowni mogą, i
opóźnią powodzenie jego misji, jeśli nie wezwą wiernych na
powrót do praktykowania wiary w sposób rygorystyczny i
bezkompromisowy. Musimy być czyści – tak, bo cudzołożnicy z
pewnością nie będą oglądać Boga. Musimy być również pokorni,
bo nasza cnotliwość jest tak wątła. Ale nade wszystko musimy być
odważni i głośnym krzykiem wzywać ludzi do praktykowania cnót,
które są mniej popularne od czystości i pokory. Musimy im mówić,
że wiele spraw, których chrześcijaństwo na pozór wcale nie
dotyczy, dotyczy ich w stopniu najwyższym. Musimy spowodować, że
zrozumieją, iż współczesne reklamy stanowią grzech przeciw Bogu,
jak również przeciw dobremu smakowi, bo odwodzą zmysły od
wyrażania Mu wdzięczności, a uczą ludzi kochać to, co tandetne,
prostackie i przemijające. Musimy uczyć ludzi, że brzydkie
zwierzęta mogą doświadczać bólu tak dojmującego jak zwierzęta
piękne; że owad może odczuwać męczarnie tak przenikliwie jak
hipopotam; że milion ludzi, którzy giną w bitwie, to milion
samotności, każda odrębna i odseparowana od innych, z własnymi
gwiazdami, drzewami i lasami. Musimy uczyć ludzi, że zły czyn nie
staje się dobry przez to, że w jakimś społeczeństwie nagminnie
się go popełnia. Musimy domagać się uczenia w naszych szkołach
tak zwanych bezużytecznych przedmiotów, bo to nie poeci wywołują
wojny. Krótko mówiąc, przewielebni i czcigodni księża, dopóki
mamy jeszcze czas, musimy starać się ocalić świat przed kolejną
wojną, a można tego dokonać tylko jednym sposobem: głosząc w
całości bezkompromisową naukę Chrystusa, ucząc religii
Jezusa tak samo,
jak religii o
Jezusie,
rozgłaszając, że Bóg oczekuje od ludzi, że będą dla siebie
wzajemnie sprawiedliwi i życzliwi tak samo, jak oczekuje od nich
wiary, że jest On rzeczywiście i prawdziwie obecny w Sakramencie
Ołtarza. W ten sposób szata Chrystusowej Oblubienicy będzie lśnić
taką bielą, że zobaczą ją wszyscy ludzie, bo nasza wiara
zostanie usprawiedliwiona naszymi uczynkami; ponieważ doktryna bez
miłości jest tylko mniej niebezpieczna od miłości bez doktryny.
Siadając, ksiądz Smith od
razu spostrzegł, że nie zrozumieli. Zorientował się po tym, jak
unikali jego wzroku i spoglądali na siebie nawzajem z ukosa, gdy
wydawało im się, że nie patrzy. Nawet monsignore O’Duffy i
kanonik Bonnyboat wydawali się zaniepokojeni i niezadowoleni. A
jednak wszyscy oni, gdy byli młodzi, ujrzeli to, co naprawdę ważne,
podążyli za tym i zostali kapłanami. Wiedzieli wtedy, że
bezpieczeństwo i dostatek to marne cele i że jedyne, co się liczy,
to osiągnięcie świętości. Nawet jeśli żaden z nich nie jest
świętym, za ich zmęczonymi twarzami wciąż musi kryć się
świadomość, że obowiązkiem wszystkich ludzi jest próbować stać
się świętymi, bo są kapłanami, pokornymi ludźmi wyróżnionymi
wielkim powołaniem. Czemuż zatem nie pojmowali, gdy wezwał ich,
aby na nowo dostrzegli miasto Boże, które w dniu ich święceń
musiało mignąć przed oczami im wszystkim? Czy chodziło o to, że
ich pobożność stała się nawykiem, a może on sam źle dobrał
słowa? Wciąż się nad tym głowił, gdy wstał kanonik Sellar.
– Czy gdy biskup sprawuje
obrzędy Wielkiej Soboty na sposób pontyfikalny, powinien zdjąć
mitrę prostrując przed ołtarzem podczas litanii do wszystkich
świętych? – zapytał.
1
Święci Marcelin, biskup, i Piotr, egzorcysta, zostali umęczeni w
Rzymie na przełomie III i IV wieku. Ich imiona pojawiają się w
Kanonie Rzymskim. Erazm z Formii (znany też jako Elmo) (ok.
240–303) – biskup, jeden z Czternastu Świętych Wspomożycieli.
Uroczystość wszystkich trzech świętych przypada 2 czerwca.
2
Święty Blaan (znany również jako święty Blane), biskup i
wyznawca (zm. 590) – szkocki mnich; święty Drostan (zm. na
początku VII wieku) – uczeń i towarzysz świętego Kolumbana,
założyciel i opat klasztoru w Old Deer, pustelnik; przypisuje mu
się liczne cuda.
3
Aluzja do osiemnastowiecznej angielskiej rymowanki pt.
Rub-a-dub-dub,
której bohaterami są przedstawiciele wspomnianych zawodów.
Poniżej
wersja z 1825 roku:
Hey!
rub-a-dub, ho! rub-a-dub, three maids in
a tub,
And
who do you think were there?
The
butcher, the baker, the candlestick-maker,
And
all of them gone to the fair.
5
Pytanie to zadał
angielski poeta i dramaturg Percy Bysshe Shelley w opublikowanej w
1810 roku broszurze pt. O
konieczności ateizmu.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz