Absurdem wydaje się, że dziś można postawić obok siebie właśnie balerona i jakiegoś nowego lśniącego merca - i ten pierwszy będzie kosztował przykładowo pięć tysięcy; a za drugiego zażądają na przykład tysięcy dwustu pięciu. Jakie istotne cechy pojazdu - podstawowe, fundamentalne: że dojedzie tam, gdzie ma dojechać i w miarę wygodnie - uzasadniają taką różnicę cenową? Wiek pojazdu, oczywiście, gra swoją rolę, ale że nowy mesio jest od starego dobrego W124 40 razy lepszy, nie uwierzę.
Szczególnie, że baleron to naprawdę solidna konstrukcja, a teraz - mówią mi - celowo produkuje się tak, by się psuło i trzeba było regularnie ponosić koszty naprawy.
Tak nastawiono gros ludzi, że ci chcą nie posiadać, a nabywać: "Muszę wymienić samochód, bo jest stary - ma trzy lata". A spróbujmy ustalić definicję NOWEGO TELEFONU. Co to jest? Taki, co ma rok? Nie, to już staroć!
* W * W * W *
Pan Bóg nie wymyślił tak, żeby ludzie produkowali dziadostwo, "bo inaczej nie będzie się opłacać". Jak to się stało, że pozwalamy sobie wmówić taką współczesną filozofię marnotrawstwa? I że się do niej stosujemy, nabywając i kupując, nabywając i kupując, nabywając...
Gdyby tak ktoś wyprodukował współcześnie nieco ulepszoną wersję balerona (tak, w tym aucie dałoby się co nieco poprawić!) - i kosztowałaby ona nawet, no, może nie dwieście, ale dwadzieścia pięć tysięcy - osobiście poczułbym się pokuszony...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz