Było tak: następcę PGRu celowo doprowadzono do "stanu upadłości", po czym sprzedano za grosze Niemcowi. I dzięki uzyskanym w nieuczciwy sposób pozycji i majątkowi to on prowadzi skup owoców z całej okolicy i dyktuje ceny.
Jak to "dyktuje"? - zapytamy. Ano tak. A okoliczni Polacy robią na Niemca. (Przy czym jego narodowość nie stanowi tu głównego zarzutu - chodzi przede wszystkim o nieuczciwy sposób, w jaki zdobył obecną pozycję).
Zamysł jest prosty: niech polski rolnik rokrocznie trochę zarabia - ale nie za dużo; ma wychodzić tylko nieco ponad zero; aby się nie wybił, nie zyskiwał większego wpływu na rzeczywistość, nie stanowił dla inżynierów społecznych i cudzoziemskich nieuczciwców konkurencji.
Próbowano uzyskać dla siebie coś więcej drogą strajku: dajesz nam, Niemcze, za niskie ceny - to my nie sprzedamy ci naszych owoców i splajtujesz. Jeden rolnik się wyłamał. Kolejni - po kolei również.
Może zabrakło konsekwencji, sąsiedzkiej pomocy i zaciśnięcia pasa? "Będzie nam przez ten pewien czas trudniej, trzeba będzie się pewnych wygód wyrzec, ale gra warta świeczki - pomagajmy sobie wzajemnie, a w pierwszej kolejności wesprzyjmy najbardziej potrzebujących sąsiadów - i może się uda?". Tym razem się nie powiodło.
Do następnego razu? Do następnej próby?
Wszystko zaczyna się od miłości Boga i bliźniego. I na nich się ostatecznie kończy.
Wyrzeczenia też grają istotną rolę.
Chcecie wykurzyć Niemca i sami zyskać kontrolę nad skupem i dystrybucją Waszych wyrobów? Może trzeba będzie pójść tą właśnie nienajłatwiejszą z dróg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz