-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
II. Agoryzm – nasz cel
Podstawowa
zasada, która prowadzi libertarianina od etatyzmu do społeczeństwa
wolnościowego, jest tą samą, której założyciele libertarianizmu
używali do odkrycia samej teorii. Zasadą tą jest spójność. A
zatem konsekwentne stosowanie teorii libertariańskiej w ramach
działań każdego libertarianina tworzy społeczeństwo
libertariańskie.
Wielu myślicieli mówiło o potrzebie spójności
między środkami i celami, a nie wszyscy z nich byli libertarianami.
Jak na ironię, wielu etatystów głosi niespójność chwalebnych
celów i godnych pogardy środków; jednak gdy ich prawdziwe cele –
większa władza i większy ucisk – zostają dostrzeżone, uznaje
się je za całkiem spójne. Próba zatajenia faktu, że spójność
środków i celów jest konieczna, stanowi jeden z etatystycznych
zabobonów; najistotniejsza zatem działalność teoretyka
libertariańskiego polega na ujawnianiu niespójności. Wielu
teoretyków robiło to w sposób godny podziwu; ale tylko nieliczni
próbowali – i większości się nie udało – opisać spójność
środków i celów w libertarianizmie1.
To, czy ten manifest jest sam w sobie prawdziwy,
można ustalić w oparciu o tę samą zasadę. Jeśli brak mu
spójności, cała jego zawartość nic nie znaczy; jego język jest
wtedy bełkotem, a istnienie – oszustwem. Podkreślania tego faktu
nigdy za wiele. Gdyby na tych stronach miano znaleźć jakąkolwiek
niespójność, wtedy Nowym Libertarianizmem nazwiemy sformułowaną
ponownie spójną teorię – nie to, co rozpoznano jako błędne.
Nowy Libertarianizm (agoryzm) nie może zostać zdyskredytowany bez
zdyskredytowania wolności lub rzeczywistości (albo ich obu); może
być jedynie błędnie sformułowany.
Zacznijmy od dokładnego przyjrzenia się naszemu
celowi. Jak wygląda wolne społeczeństwo lub przynajmniej
społeczeństwo na tyle wolne, jakie możemy mieć nadzieję osiągnąć
przy naszym obecnym rozumieniu sprawy2?
Niewątpliwie najbardziej wolnym spośród
społeczeństw, które sobie wyobrażano, jest to, które opisywał
Robert LeFevre. W takim społeczeństwie wszystkie relacje między
ludźmi opierają się na dobrowolnej wymianie – stanowią wolny
rynek. Nikt nie krzywdzi drugiego człowieka ani w żaden sposób nie
narusza jego praw.
Oczywiście, aby takie społeczeństwo zaistniało,
trzeba by wyeliminować ze świadomości każdego człowieka dużo
więcej niż sam etatyzm. Czymś najbardziej szkodliwym dla tego
doskonale wolnego społeczeństwa jest brak mechanizmu naprawczego3.
Wystarczy garstka ludzi praktykujących inicjowanie agresji, którzy
cieszą się owocami swojej niesprawiedliwej grabieży w gronie
wystarczająco dużym, aby się utrzymać – i wolność jest
martwa. Nawet jeśli wszyscy będą żyli w wolności, jeden „kęs
jabłka”, jeden krok do tyłu, nawrót do przeszłości albo
własnoręczne ponowne odkrycie zła „zniewoli” idealne
społeczeństwo.
Najbliższe wolnemu społeczeństwu ukazanemu
przez LeFevre’a jest społeczeństwo libertariańskie. „Ceną
wolności jest wieczna czujność” (Thomas Jefferson) – jest
możliwe, że na rynku będzie istniała pewna mała grupa osób
gotowych bronić siebie i innych przed sporadycznymi przypadkami
agresji. Albo też większa liczba osób może zaznajomić się z
podstawowymi metodami samoobrony, posiąść umiejętność użycia
ich do odparcia losowych przypadków napaści (napastnik nigdy nie
będzie wiedział, kto umie się dobrze bronić) i uczynić
systematyczne inicjowanie przemocy nieopłacalnym.
Jednak nawet w takiej sytuacji system „Anarchii
ze spontaniczną obroną” niesie ze sobą dwa szalenie trudne
problemy. Pierwszy dotyczy obrony tych, którzy są wyraźnie
bezbronni. Zakres tego problemu można ograniczyć, stosując
zaawansowaną technologię w przypadku ograniczonych umysłowo osób
z paraliżem kończyn (zakładając, że problem samej choroby nie
zostanie rozwiązany przez odpowiednią technologię) i bardzo małych
dzieci, które i tak wymagają stałej opieki. Zdarzają się również
przypadki osób bezbronnych przez pewien krótki okres oraz –
jeszcze rzadsze – tych napadanych z przeważającą siłą przez
agresorów chcących sprawdzić swoje umiejętności na przeciwniku
przypuszczalnie słabszym od nich. (Ostatni przypadek jest najrzadszy
po prostu ze względu na wysoki stopień ryzyka i niski dochód
materialny z inwestycji).
Ci, którzy nie potrzebują – i nie powinni –
być bronieni, to ci, którzy świadomie się na to zdecydowali:
pacyfiści. LeFevre i jego uczniowie nie muszą się nigdy obawiać,
że jakiś libertarianin użyje metod niezgodnych z ich
przekonaniami, aby ich bronić. (Może dla łatwego rozpoznania
mogliby przypinać sobie znaczek z gołąbkiem?)
Dużo ważniejsze jest pytanie o to, co zrobić z
człowiekiem inicjującym agresję już po akcie obrony. Od razu
przychodzi na myśl sytuacja, w której czyjaś własność zostaje
naruszona, a nieobecny właściciel nie może jej bronić. I wreszcie
– choć w istocie stanowi to szczególny przypadek wymienionych
wyżej wykroczeń – istnieje również możliwość oszustw oraz
innych form naruszania umów4.
Te sprawy można rozstrzygać drogą prymitywnej
„strzelaniny” lub porozumienia społecznego – to jest poprzez
interwencję trzeciej strony, która nie jest związana interesem z
żadną ze stron sporu. Ten przypadek to fundamentalny problem
dotyczący społeczeństwa5.
Jakiekolwiek próby forsowania rozwiązań
przeciwnych woli obu stron naruszają libertariańską zasadę. Zatem
„strzelanina”, która nie naraża na szwank trzeciej strony, jest
dopuszczalna – ale poza paroma maniakami nikt nie uzna jej za
rozwiązanie korzystne, skuteczne czy nawet cywilizowane
(zadowalające estetycznie).
Rozwiązanie wymaga zatem sędziego, „bezstronnego
obserwatora” lub arbitra. Gdy rozjemca lub sędzia wyda już i
zakomunikuje wyrok, konieczne może okazać się wyegzekwowanie go
siłą. (Swoją drogą, pacyfiści mogą wybrać arbitraż bez
wykonywania wyroku).
Powyższy system rynkowy został zaproponowany
przez Rothbarda, Lindę i Morrisa Tannehillów oraz innych; nie musi
być to jego ostateczny kształt; może zostać ulepszony dzięki
postępom teorii i technologii (co niżej podpisany już uczynił).
Na obecnym etapie historii wydaje się optymalny i jest tu
przedstawiony jako wyjściowy model roboczy.
Najpierw – zawsze wyłączając tych, którzy
zdecydowali się nie uczestniczyć w systemie, ubezpieczamy się od
napaści lub kradzieży. Człowiek może nawet przypisać konkretną
wartość swemu życiu na wypadek morderstwa (czy nieumyślnego
zabójstwa). Może ona przybrać różne formy – od odebrania
napastnikowi życia poprzez pobranie od niego organów zdatnych do
przeszczepu (jeśli pozwoli na to technologia), aby przywrócić
ofierze życie, po wpłatę na fundację pozwalającą kontynuować
czyjeś dzieło życia. Kluczowe jest tutaj to, że ofiara przypisuje
wartość swemu życiu, ciału i mieniu, zanim nastąpi nieszczęście.
(Dobra wymienialne można zwrócić, płacąc równowartość ich
ceny rynkowej. Zob. niżej).
A stwierdza ubytek mienia i zawiadamia o tym swoją
firmę ubezpieczeniową IA. IA prowadzi śledztwo (albo poprzez jeden
ze swoich działów, albo zatrudniając do tego zewnętrzną agencję
detektywistyczną D). IA bezzwłocznie przekazuje A taki sam
przedmiot, jaki utracił, minimalizując stratę użyteczności
dobra6.
Może się zdarzyć, że D nie odnajdzie zaginionej własności. W
takim przypadku strata poniesiona przez IA zostaje pokryta ze składek
ubezpieczeniowych. Zwróćmy baczną uwagę na to, że – aby udało
się utrzymać składki na niskim i konkurencyjnym poziomie – IA
musi mieć silną motywację do odzyskiwania jak największej liczby
skradzionych lub zaginionych dóbr. (Można by napisać całe tomy o
braku takiej motywacji w monopolistycznych systemach wykrywania
przestępstw, takich jak państwowa policja, oraz ich horrendalnym
koszcie społecznym).
Jeśli D stwierdza, że poszukiwane dobra znajdują
się, dajmy na to, w posiadaniu B, a B dobrowolnie je zwraca (może
skuszony nagrodą za znalezienie zguby), sprawa zostaje zamknięta.
Konflikt powstaje tylko wtedy, gdy B twierdzi, że ma prawo do
posiadania danego przedmiotu – i to samo twierdzi A.
B ma firmę ubezpieczeniową IB, która może
przeprowadzić niezależne śledztwo i przekonać IA o błędzie D.
Jeśli tak się nie stanie, IA i IB znajdują się w stanie
konfliktu. W tym momencie podnosi się standardowe zarzuty przeciw
anarchii rynkowej, twierdząc, że dojdzie do eskalacji „wojny”
między A i B, a w konflikt włączą się duże firmy
ubezpieczeniowe, które mogą mieć własne siły ochrony znacznej
wielkości albo kontrakty z agencjami ochrony (PA i PB). Ale na czym
miałby polegać bodziec skłaniający IA oraz IB do użycia przemocy
i zniszczenia nie tylko zasobów swojego konkurenta, ale z pewnością
przynajmniej części swoich własnych? Mają jeszcze mniejszą
motywację do stosowania przemocy w ugruntowanym od dawna
społeczeństwie rynkowym; firmy posiadają specjalistów i kapitał
związany z obroną. W społeczeństwie w przeważającej części
libertariańskim (o którym właśnie mówimy) każda firma
prowadząca dochodzenie z użyciem przemocy stałaby się wysoce
podejrzana i z pewnością straciłaby klientów.
IA oraz IB mogą po prostu wybrać bardzo tanie i
zyskowne rozwiązanie – zapłacić firmie arbitrażowej za
rozstrzygnięcie sporu, przedstawiając jej swoje roszczenia i
dowody. Jeśli roszczenie B okaże się słuszne, IA zaniecha
dalszego procesowania się, ponosząc niewielką (w porównaniu z
wojną!) stratę, i dostaje silny bodziec, aby podnieść poziom
prowadzonych przez siebie dochodzeń. Jeśli słuszne będzie
roszczenie A, w analogicznej sytuacji znajdzie się IB.
Do użycia przemocy dojdzie dopiero w momencie,
gdy sprawa została już poddana arbitrażowi, zbadana i osądzona, a
B wciąż odmawia zwrócenia skradzionej własności. (Do tego
momentu udział B w sprawie mógł ograniczyć się do przyjęcia
zawiadomienia o obronie prowadzonej w jego imieniu przez IB i
zignorować je; wezwanie sądowe mogłoby zostać wydane dopiero po
ogłoszeniu wyroku skazującego). Jednak PB oraz IB odstępują i B
musi teraz stawić czoła zespołowi kompetentnych, skutecznych w
zakresie odzyskiwania skradzionej własności fachowców. Nawet gdyby
w tym momencie B wciąż opierał się z niemal szaleńczym
zacięciem, zostałby prawdopodobnie zneutralizowany w
najdelikatniejszy spośród możliwych sposób przez rynkową agencję
ochrony, zabiegającą o dobry wizerunek publiczny i większą liczbę
klientów – z samym B włącznie kiedyś w przyszłości. Nade
wszystko PA musi działać tak, aby nie angażować w sprawę nikogo
niezainteresowanego i nie naruszać własności osób trzecich.
B oraz IB muszą teraz odpowiedzieć za szkodę.
Odpowiedzialność może być podzielona na trzy części:
restytucję, preferencję czasową i koszt pojmania winnego.
Restytucja to zwrot skradzionego dobra lub jego
rynkowej równowartości. Można by ją stosować nawet w odniesieniu
do części ludzkiego ciała albo wartości przypisanej przez kogoś
własnemu życiu.
Preferencja czasowa to zwrot potencjalnych zysków
utraconych w wyniku upływającego czasu; można ją łatwo ustalić
w oparciu o rynkową stopę procentową, którą IA musiała
zapłacić, aby bezzwłocznie przekazać A równowartość utraconej
własności.
Koszty pojmania winnego to suma kosztów
dochodzenia, wykrycia, arbitrażu i wykonania wyroku. Zważmy, jak
dobrze działa rynek, dając B dużą motywację do szybkiego
zwrócenia skradzionego przedmiotu w celu minimalizacji kosztów
ścigania go (dokładnie odwrotnie niż dzieje się to w większości
systemów etatystycznych) i narastających odsetek.
Zauważmy wreszcie wszystkie wbudowane w system
bodźce skłaniające do szybkiego, skutecznego wymierzania
sprawiedliwości i przywracania skradzionych dóbr przy minimum
zamieszania i przemocy. Porównajmy to ze wszystkimi innymi
stosowanymi systemami; zauważmy ponadto, że wszystkie elementy tego
systemu zostały z sukcesem wypróbowane na przestrzeni dziejów.
Nowatorstwo i wyjątkowość teorii libertariańskiej polega na
opisaniu ich jako całości.
Ten model przywracania sprawiedliwości został
wyjaśniony tak szczegółowo (chociaż może być jeszcze rozwijany
i ulepszany), ponieważ rozwiązuje on jedyny problem społeczny
związany z użyciem siły. Pozostałe aspekty społeczeństwa
libertariańskiego mogą być z powodzeniem przedstawione przez
obdarzonych wyobraźnią autorów science fiction dobrze obeznanych z
prakseologią (ukuty przez Misesa termin, oznaczający studiowanie
ludzkiego działania, szczególnie – choć nie tylko – ekonomii).
Pewnymi znakami szczególnymi opisywanego
społeczeństwa – libertariańskiego w teorii i wolnorynkowego w
praktyce, zwanego agorystycznym od greckiego słowa „agora”,
oznaczającego „otwarty rynek” – są błyskawiczne innowacje w
nauce, technologii, komunikacji, transporcie, produkcji oraz
dystrybucji. To samo możemy powiedzieć o rozwoju sztuk pięknych
oraz nauk humanistycznych, które będą nadążać za bardziej
„materialnym” postępem; postęp nie-materialny będzie zaś
prawdopodobny także ze względu na całkowitą wolność wszystkich
form ekspresji artystycznej nie powiązanej w jakikolwiek sposób z
inicjowaniem przemocy i coraz szybsze oraz pełniejsze przekazywanie
jej chętnym odbiorcom. Literatura libertariańska wysławiająca te
dobrodziejstwa wolności już jest dość pokaźna i rozwija się w
szybkim tempie.
W zakończeniu opisu teorii przywracania
sprawiedliwości należy zająć się pewnymi stawianymi jej
podchwytliwymi zarzutami. Większość z nich ogranicza się do
kwestionowania idei przypisywania wartości naruszanym dobrom czy
osobom. Pozostawienie tej decyzji bezosobowemu rynkowi oraz ofierze
wydaje się jednak bardzo sprawiedliwe – zarówno wobec ofiary, jak
i agresora.
Sprawiedliwe traktowanie agresora oburza tych,
którym wydaje się, że istnieje potrzeba karania za niepraworządne
myślenie; odwracalność skutków czynu im nie wystarcza7.
Chociaż ani Rothbard, ani David Friedman nie
zajmują się moralnymi podstawami stosowania kar, spośród
libertarian zwłaszcza oni opowiadają się za ekonomiczną potrzebą
wykorzystania ich funkcji odstraszającej. Dowodzą, że każdy
wskaźnik skuteczności zatrzymywania przestępców niższy od 100%
daje małe prawdopodobieństwo sukcesu; „racjonalny przestępca”
może zdecydować się na podjęcie ryzyka dla uzyskania
spodziewanych korzyści. Trzeba zatem zastosować dodatkowy element
odstraszający w postaci kary. Nie bierze się pod uwagę tego, że
zmniejszy to motywację agresora do oddania się w ręce
sprawiedliwości i w ten sposób wskaźnik zatrzymań obniży się
jeszcze bardziej – albo tego, że kary trzeba będzie w coraz
szybszym tempie zaostrzać, aby przeciwdziałać rosnącemu
wskaźnikowi skutecznego unikania ich. W chwili, gdy to piszę,
najniższy wskaźnik uchylania od kar za czyny definiowane przez
państwo jako przestępstwa wynosi 80%; większość przestępców ma
ponad 90% szans na to, że nie zostanie złapana. Dzieje się to w
ramach systemu karno-rehabilitacyjnego, gdzie nie dochodzi do żadnej
naprawy krzywd (ofiarę ograbia się dalej w podatkach przeznaczanych
na utrzymanie systemu karnego), a rozwiązania rynkowe zostają
odrzucone. Nie ma się co dziwić, że istnieje doskonale
prosperujący „czerwony rynek” niepaństwowej agresji!
Krytycy agorystycznej teorii przywracania
sprawiedliwości i tak nie zauważają, że istnieje czynnik
„entropii”. Potencjalny agresor musi położyć na jednej szali
zysk z kradzieży przedmiotu, na drugiej zaś – perspektywę straty
tego przedmiotu plus konieczność płacenia karnych odsetek oraz
pokrycia kosztów aresztowania. To prawda, że jeśli odda się w
ręce sprawiedliwości bez zwłoki, to odsetki i koszty aresztowania
będą minimalne – tak samo jak koszty poniesione przez ofiarę i
ubezpieczyciela.
Agorystyczna metoda przywracania sprawiedliwości
– pozostająca we wzajemnej relacji z posłuszeństwem prawu –
stanowi nie tylko skuteczny środek odstraszający: rynkowe
wyliczenie kosztów pojmania winnego pozwala na precyzyjny pomiar
społecznego kosztu przymusu w społeczeństwie. Tej możliwości nie
daje żaden inny spośród znanych dotychczas systemów. Jak mawia
większość libertarian, wolność działa.
W agorystycznej teorii przywracania
sprawiedliwości myśli agresora nie odgrywają żadnej roli.
Przyjmuje się tylko, że agresor to osoba, która odpowiada za swoje
czyny. Poza tym – czyja to sprawa, co ktoś sobie myśli? Istotne
jest to, co agresor robi. Myśl nie jest czynem; przynajmniej w
dziedzinie myśli anarchia jest wciąż absolutna8.
Jeśli zrywasz się nagle i z przerażeniem
stwierdzasz, że wpadłem przez okno do twojego domu, wybijając
szybę, nie dbasz zbytnio o to, czy potknąłem się i wpadłem do
środka, przechodząc obok, czy wpadłem w irracjonalną złość i
skoczyłem, albo nawet czy był to świadomy plan, mający odwrócić
uwagę ochroniarzy po drugiej stronie ulicy, aby nie zauważyli
napadu na bank. To, czego chcesz, to aby szyba jak najprędzej
znalazła się na swoim miejscu (a bałagan został posprzątany).
To, co myślę, jest dla sprawy zwrotu mienia nieistotne. W istocie
rzeczy można z łatwością wykazać, że angażowanie w to
najmniejszego nawet nakładu energii to czyste marnotrawstwo.
Motywacja – albo domniemana motywacja, bo możemy się jej tylko
domyślać9
– może być istotna dla wykrycia agresora, a nawet pozwolić
arbitrowi na ustalenie prawdopodobieństwa, z jakim przestępstwa
dokonała każda z dwóch równie podejrzanych osób, ale dla
sprawiedliwości – tak jak postrzega ją libertarianin –
znaczenie ma tylko to, aby możliwie najpełniej odwrócić skutki
krzywdy wyrządzonej ofierze. „Grzeszne myśli” niech karze Bóg
albo sumienie10.
Inny kontrargument dotyczy obaw o to, co stanie
się z inicjatorami przemocy, którzy spłacili swój dług (wobec
konkretnego człowieka, nie – „społeczeństwa”), są „wolni”
i mogą spróbować ponownie – mając większe doświadczenie. Co z
recydywą, tak rozpowszechnioną w społeczeństwie etatystycznym?
Oczywiście, od chwili, gdy ktoś zostanie
rozpoznany jako agresor, będzie prawdopodobnie poddany baczniejszej
obserwacji i – gdy zostanie popełnione przestępstwo podobne do
tego, którego się niegdyś dopuścił – pierwszy znajdzie się na
liście podejrzanych. I choć w nielicznych szczególnych przypadkach
do pokrycia kosztów zwrotu mienia można wykorzystać obozy pracy,
większości agresorów dla spłacenia zobowiązań umożliwiona
zostanie praca we względnej swobodzie. Tak więc nie będą istniały
żadne „wyższe uczelnie edukacji przestępczej”, takie jak
więzienia, które uczą agresji i zachęcają do niej.
Charakterystyczną cechą tego precyzyjnie
skonstruowanego i wysoce efektywnego systemu sądzenia i ochrony
będzie to, że jego koszt – pod względem angażowanych przez
poszczególne osoby czasu, myśli i pieniędzy – będzie znikomy.
Ktoś może z kolei utrzymywać, że nie opisaliśmy w ogóle 99%
agorystycznego społeczeństwa. Co z eliminacją działań
autodestrukcyjnych (którą libertarianizm się nie zajmuje),
badaniem kosmosu i kolonizacją, przedłużaniem życia, wzrostem
inteligencji, relacjami międzyosobowymi i różnymi gustami? W tych
sprawach tak naprawdę można i trzeba powiedzieć tyle, że –
podczas gdy współczesny człowiek musi zużywać połowę albo
nawet więcej swojego czasu i energii, służąc lub opierając się
państwu – tę czaso-energię (fizyczna definicja działania)
będzie można wykorzystać do wszelkiego rodzaju innych celów
służących samodoskonaleniu i okiełznywaniu natury. Potrzeba
naprawdę cynicznego spojrzenia na ludzkość, żeby wyobrażać
sobie cokolwiek innego niż bogatsze, szczęśliwsze społeczeństwo.
Mamy zatem zarys naszego celu oraz szczegółowy
opis (przybliżony obraz) kwestii sprawiedliwości i bezpieczeństwa.
Znamy już „tutaj” i „tam”. Teraz przyjrzymy się drodze do
celu – kontrekonomii.
_____
PRZYPISY
1
Aby wspomnieć o najbardziej spektakularnych dotychczas próbach:●
Murray Rothbard użyje dowolnej znanej z przeszłości strategii
politycznej, żeby posunąć sprawę libertarianizmu do przodu,
odwołując się do coraz bardziej radykalnych, gdy dotychczasowe
zawiodą.
●
Robert
LeFevre postuluje czystość myśli i czynu każdego człowieka;
postulat ten niżej podpisany oraz wiele innych osób uważa za
inspirujący. LeFevre powstrzymuje się jednak od opisania
całościowej strategii wynikającej z tej osobistej taktyki,
częściowo ze względu na obawę, że zostanie oskarżony o to, iż
– opisując ją – przepisuje komuś konkretne zachowania. Niżej
podpisany nie ma takich obaw. Również pacyfizm LeFevre’a osłabia
siłę przyciągania jego libertariańskiej taktyki, prawdopodobnie
dużo bardziej niż [taktyka] na to zasługuje.
●
Andrew J.
Galambos prezentuje całkiem kontrekonomiczne stanowisko (zob.
następny rozdział), ale skutecznie odstrasza potencjalnych nowych
libertarian swoją negatywną postawą względem ruchów i
propozycją oparcia organizacji o „tajne stowarzyszenia”. Jego
obsesja na punkcie „pierwotnej własności intelektualnej”,
podobnie jak pacyfizm LeFevre’a, prawdopodobnie zniechęca do
pozostałej części jego teorii bardziej niż to uzasadnione.
●
Jak
znalazłem wolność w zniewolonym świecie
Harry’ego Browna to niezwykle popularny przewodnik do osobistego
wyzwolenia. Brown – czerpiący inspirację z myśli Rothbarda,
LeFevre’a i Galambosa – nakreśla w dość przekonujący sposób,
choć powierzchownie, skuteczną taktykę osobistą, pozwalającą
przetrwać i odnosić sukcesy w społeczeństwie etatystycznym.
Brown nie proponuje żadnej całościowej strategii, a jego metody
stałyby się bezużyteczne w zaawansowanym, kontrekonomicznym
systemie w miarę zbliżania się do wolnego społeczeństwa.
●
Koncepcja
osiągnięcia wolności przez zdobycie technologicznej przewagi nad
państwem nie ma jednego określonego rzecznika, ale jest w dużym
stopniu związana z magazynem „Libertarian Connection”. Ta idea
wydaje się mieć całkiem przekonujące podstawy – uwidocznione
niedawno, kiedy państwo Stany Zjednoczone zdecydowało się nie
regulować przeżywającego gwałtowny rozwój przemysłu
informatycznego. Ale w wyżej wymienionej koncepcji nie bierze się
pod uwagę pomysłowości tych, którzy będą usiłowali utrzymywać
etatyzm przy życiu tak długo, jak długo ludzie będą się go
domagali.
2
Możemy zakładać, że gdy zwiększa się nasza zdolność
pojmowania, jesteśmy w stanie osiągnąć bardziej wolne
społeczeństwo.
3
W Wielkiej eksplozji
[The Great Explosion]
Eric Frank Russell, pisarz science fiction, postuluje istnienie
społeczeństwa bliskiego wyobrażanemu sobie przez LeFevre’a.
Pacyfistyczni Gandowie mieli sposób na „Próżnych Jasiów” –
nieliczne osoby odbiegające od normy. Niestety, bojkot zawiódłby
z chwilą, gdy inicjatorzy agresji osiągnęliby „przełomową
liczbę”, wystarczającą do utworzenia zwartego,
samowystarczalnego subspołeczeństwa. Jest oczywiste, że mogliby
to zrobić – zrobili to!
4
Według Misesa i Rothbarda oszustwo i niedopełnienie umowy
(odpowiednie jej punkty mogą, oczywiście, określać postępowanie
w takim przypadku) samo w sobie stanowi kradzież – kradzież
przyszłych dóbr. Podstawą każdej umowy jest wymiana obecnych
dóbr (zapłata tu i teraz) na przyszłe dobra (zapłata tam i w
przyszłości).Każda kradzież
jest inicjacją przemocy – niezależnie od tego, czy będzie to
użycie siły w celu zagarnięcia cudzej własności bez zgody
właściciela, czy niedopuszczenie do przyjęcia dóbr lub opłaty
za dobra, których tytuł własności został zgodnie z umową
przeniesiony.
5
Jak wskazuje Mises, społeczeństwo istnieje dzięki korzyściom z
podziału pracy. Wskutek specjalizowania się w różnych rodzajach
produkcji, ludzie uzyskują większą łączną sumę wytworzonego
bogactwa, niż każdy z nich zdołałby osiągnąć na własną
rękę.
6
W tym miejscu musimy wprowadzić Misesowską koncepcję preferencji
czasowej. Przyszłe dobra są zawsze niżej cenione niż
teraźniejsze ze względu na niemożność ich natychmiastowego
użycia. Chociaż poziom preferencji czasowej jest u poszczególnych
osób różny, ludzie o wysokiej preferencji czasowej mogą pożyczać
od tych o niższej preferencji czasowej, jako że suma, jaką ci
pierwsi zapłacą w przyszłości tym drugim, będzie przez
wierzycieli ceniona wyżej niż to, z czego wcześniej zrezygnowali,
udzielając pożyczki. Punkt, w którym wszystkie te transakcje
preferencji czasowej równoważą się na wolnym rynku, definiuje
podstawową, czyli pierwotną, stopę procentową wszystkich
pożyczek oraz inwestycji kapitałowych.
7
Murray Rothbard zajmuje tu najbardziej umiarkowane stanowisko:
popiera zwrot mienia podwójnej wartości; to znaczy, agresor musi
nie tylko doprowadzić (w miarę możliwości) do przywrócenia
ofierze równowartości dóbr sprzed naruszenia sprawiedliwości,
ale sam musi stać się ofiarą grabieży równej wielkości! To
podwajanie wydaje się nie tylko arbitralne; Rothbard nie
przedstawia też nigdzie moralnej podstawy dla takiej kary, nie
mówiąc już o „rachunku moralnym” (á
la
Bentham).Inni są znacznie gorsi i domagają się ograbienia
schwytanego agresora na jeszcze większą skalę, czyniąc
prawdopodobnym to, że nikt – poza największym głupcem, któremu
zdarzyło się na chwilę zbłądzić – nie odda się dobrowolnie
w ręce sprawiedliwości i raczej spróbuje sprawić, aby ścigający
go drogo zapłacili za próbę schwytania go. Wielu neorandystów
(Gary Greenberg na przykład) zastrzeliłoby dziecko za kradzież
cukierka; inni przykuliby nastolatków łańcuchami do łóżek dla
odpłaty za drobne występki.
To
jednak dopiero początek tego horroru. O wiele większą parodię
sprawiedliwości proponują ci, którzy nie chcą zmuszać
inicjującego przemoc do zwrotu skradzionego mienia ani nawet lekko
go karać, ale rehabilitować go. Chociaż niektórzy spośród
bardziej oświeconych zwolenników rehabilitacji zaakceptowaliby
jednoczesne „odpracowywanie” zaciągniętego długu w ramach
restytucji mienia, wykorzystaliby scedowane na nich przez ofiarę
prawo do samoobrony (podstawę wszystkich legalnych działań), aby
uwięzić agresora i – teraz, kiedy jest już bezbronny – poddać
go praniu mózgu.
Rehabilitatorzy
– którym nie wystarcza ukaranie człowieka, wychłostanie go czy
nawet relatywne miłosierdzie okrutnych tortur fizycznych –
usiłują doprowadzić do zniszczenia wartości i motywacji, to
jest: do zniszczenia ego. Mówiąc bardziej kwiecistym, ale
uzasadnionym językiem: pragną pochłonąć duszę schwytanego
agresora!
8
Jeśli odkryto by telepatię i okazałoby się, że da się ją w
praktyce zastosować, mogłoby stać się możliwe przynajmniej
badanie motywów oraz intencji; tym niemniej w systemie
agorystycznym telepatia nadałaby się do zastosowania wyłącznie w
przypadku próśb o ułaskawienie – ułaskawienie nakładające na
ofiarę dalsze koszty. Ten przypis dotyczy także kolejnego akapitu
– dlatego odnośnik do niego zaznaczono w tekście w dwóch
miejscach.
10
Kiedy w ogóle zaczęto posługiwać się „karami”? – to dobre
pytanie. Koncepcję tę da się zastosować tylko wobec niewolników,
którzy nie mają nic do stracenia oprócz niedoświadczania bólu,
wobec osób nieposiadających niczego (jeśli takie istnieją) oraz
wobec bardzo małych dzieci, niezdolnych do wnoszenia opłaty za
przywracanie sprawiedliwości i uważanych za niewystarczająco
odpowiedzialne, aby zaciągnąć dług. Co oczywiste, prymitywna
ekonomia miała o wiele za dużo problemów z racjonalnością i
technologią, żeby zapewnić wiele solidnych usług w dziedzinie
wykrywania przestępców i mierzenia utraconej wartości.Niemniej
jednak niektóre prymitywne społeczeństwa, takie jak Irlandczycy,
Islandczycy oraz Ibo, wprowadziły zasadę rekompensaty, żeby
ograniczyć liczbę aktów zemsty – i szybko ewoluowały w
quasi-anarchie.
Tłumaczenie: Łukasz Kowalski
Projekt okładki: Sztukmistrz
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz