-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
III. Kontrekonomia – nasz środek
Opisawszy
szczegółowo naszą przeszłość oraz etatystyczną teraźniejszość
i przedstawiwszy w zarysie wiarygodny opis dużo lepszego
społeczeństwa możliwego do osiągnięcia przy naszej obecnej
zdolności pojmowania i technologii, jaką dysponujemy – bez
konieczności zmiany ludzkiej natury – dochodzimy do najważniejszej
części manifestu: jak dostać się „stąd” – „tam”?
Odpowiedź dzieli się naturalnie – albo może nienaturalnie – na
dwie części. Bez państwa rozróżnienie między mikro (działania
podejmowane przez konkretnego człowieka w jego własnym środowisku
– z rynkiem włącznie) i makro (działania kolektywów) będzie co
najwyżej ciekawym ćwiczeniem statystycznym, odnoszącym się w
pewnym niewielkim stopniu do realiów rynku. Mimo to człowiek o
wysokim poczuciu przyzwoitości może pragnąć rozumieć społeczne
konsekwencje swoich czynów, nawet jeśli nie krzywdzą one nikogo.
Państwo plugawi każdą czynność i
zanieczyszcza nasze umysły bezpodstawnym poczuciem winy – dlatego
niezwykle istotne staje się zrozumienie społecznych konsekwencji
naszych działań. Na przykład: jeśli nie zapłacimy podatku i
ujdzie nam to płazem, kto jest pokrzywdzony? My? Państwo? Niewinni?
Libertariańska analiza pokazuje nam, że państwo jest
odpowiedzialne za wszelkie ponoszone przez niewinnych straty;
odpowiedzialnością za nie stara się obarczyć „egoistów
unikających podatków”, a „usługi”, których „dostarcza”,
są iluzoryczne. Ale mimo to musi chyba istnieć coś więcej niż
zmyślnie zamaskowany samotny opór albo „zniknięcie z radarów
państwa”? Jeśli partia polityczna lub armia rewolucyjna są dla
osiągnięcia libertariańskich celów nieodpowiednie i samobójcze,
jakie wspólne działanie daje rezultaty?
Odpowiedzią jest agoryzm.
Zachęcenie wielkich grup ludzi do przejścia ze
społeczeństwa etatystycznego do agory jest możliwe, praktyczne, a
nawet opłacalne. Na tym polega – w najgłębszym sensie tego słowa
– prawdziwa działalność rewolucyjna, którą zajmiemy się w
następnym rozdziale. Ale – aby zrozumieć tę odpowiedź w skali
makro, musimy najpierw przedstawić w zarysie odpowiedź w skali
mikro1.
Celem ekonomii establishmentu, tej pseudonauki,
dla klasy panującej istotniejszym nawet od formułowania
przepowiedni (podobnych do przepowiedni augurów w Imperium
Rzymskim), jest dezorientowanie klasy rządzonych w kwestii tego, na
co przeznacza się jej mienie, i jak jest jej odbierane. Nauka
zajmująca się wyjaśnianiem, jak ludzie mogą chronić swój
majątek i własność przed państwem, jest więc ekonomią
wymierzoną przeciw establishmentowi albo, w skrócie,
kontrekonomią2.
Praktykowanie przez ludzi działań polegających na unikaniu
państwa, wystrzeganiu się go i przeciwstawianiu się mu to
działalność kontrekonomiczna. Terminu „kontrekonomia” będzie
się niewątpliwie używać – wskutek swego rodzaju niestaranności
– tak jak wyrazu „ekonomia” – odnosząc go zarówno do nauki
(teorii), jak i do tego, co stanowi przedmiot jej badań (praktyki).
Skoro niniejszy tekst jest sam w sobie kontrekonomiczną teorią,
słowo „kontrekonomia” będzie się odnosić do praktyki.
Dokładne przedstawienie i opisanie całej
kontrekonomii albo nawet tylko jakichś jej szczególnie pożytecznych
aspektów wymagałoby co najmniej jednego opasłego tomu3.
Tutaj zostanie naszkicowane tylko to, co umożliwi zrozumienie
pozostałej części manifestu.
Przejście od społeczeństwa agorystycznego do
etatystycznego będzie uciążliwe i żmudne – jak droga wysoko
negatywnej entropii w fizyce. W końcu, gdy ktoś żyje w dobrze
funkcjonującym wolnym społeczeństwie i rozumie jego działanie,
dlaczego miałby życzyć sobie powrotu do systematycznego przymusu,
grabieży i niepokoju? Szerzenie ignorancji oraz irracjonalności
wśród osób zorientowanych i racjonalnych jest trudne; ukrywanie
tego, co stało się już zupełnie jasne, jest prawie niemożliwe.
Społeczeństwo agorystyczne powinno być – w porównaniu z
dekadenckim – całkiem stabilne, a jednocześnie gotowe wciąż się
doskonalić.
Cofnijmy się w czasie – jakby przewijając do
tyłu film – od społeczeństwa agorystycznego do współczesnego
społeczeństwa etatystycznego. Co spodziewalibyśmy się zobaczyć?
Najpierw pojawiłyby się małe, wyizolowane, w
większości przylegające do siebie obszary etatystyczne, ponieważ
państwo wymaga terytorialnego monopolu. Przebywające wciąż na
etatystycznych obszarach ofiary stają się coraz bardziej świadome
istnienia wokół nich wspaniałego wolnego świata i „ulatniają
się”. Wielkie syndykaty rynkowych agencji ochrony powstrzymują
państwo, broniąc tych, którzy zawarli umowy ubezpieczeniowe na
ochronę. Co najważniejsze, ludzie poza etatystycznymi obszarami lub
subspołeczeństwami cieszą się dobrodziejstwami społeczeństwa
agorystycznego – być może za cenę wyższych składek
ubezpieczeniowych i potrzebę zwracania uwagi na to, dokąd
podróżują. W tym okresie agoryści mogliby współistnieć z
etatystami, zachowując izolacjonistyczną „politykę zagraniczną”,
jako że koszty inwazji na subspołeczeństwa etatystyczne i
wyzwolenia ich byłyby wyższe niż bezpośredni zysk (chyba że
państwo przypuści ostateczny atak na wszystkich frontach), ale nie
ma żadnego poważnego powodu, aby wyobrażać sobie, że ofiary
znajdujące się na terenach etatystycznych wybiorą dalszy ucisk,
gdy libertariańska alternatywa będzie tak dobrze widoczna i łatwo
dostępna. Obszary państwa są jak roztwór przesycony gotowy do
wytrącenia anarchii.
Cofnijmy się jeszcze o krok, a ujrzymy odwrotną
sytuację. Stwierdzamy, że większa część społeczeństwa żyje w
warunkach etatyzmu, a mniejsza – tak agorystycznie, jak to tylko
możliwe. Jest jednak widoczna różnica: agoryści nie muszą
zajmować zwartego terytorium. Mogą żyć gdziekolwiek, chociaż
będą się skłaniali ku współdziałaniu z innymi agorystami –
nie tylko po to, aby uzyskać silniejszą pozycję społeczną, ale
dla ułatwienia i zwiększenia korzyści z wymiany handlowej. Zawsze
bezpieczniej i zyskowniej dokonywać transakcji z klientami i
dostawcami, których darzymy większym zaufaniem. Osoby nastawione
bardziej agorystycznie będą miały tendencję do ściślejszej
współpracy, a zbiorowości bardziej etatystyczne – do atomizacji.
(Tendencja ta potwierdza się nie tylko w teorii; ona istnieje już
obecnie w stadium embrionalnym). Pewne łatwe do obrony terytoria –
których państwo nie jest w stanie zniszczyć – być może miejsca
w kosmosie, wyspy na oceanie (lub pod oceanem) albo wielkomiejskie
„getta”, mogą być prawie całkowicie agorystyczne. Jednak
większość agorystów będzie żyła w obrębie obszarów, nad
którymi prawo do kontroli rości sobie państwo.
U większości osób dojrzymy całe spektrum
postaw agorystycznych o różnym natężeniu – tak jak i dziś.
Pewna grupa osób będzie czerpała korzyści z głębokiego
zetatyzowania Państwa, inna grupa będzie w pełni świadoma
agorystycznej alternatywy i zdolna do życia w jak największej
wolności, a reszta – w różnym stopniu zdezorientowana –
znajdzie się w środku.
Wreszcie cofamy się do punktu, w którym widzimy
tylko garstkę ludzi rozumiejących agoryzm, ogromną większość
postrzegającą pozytywnie iluzoryczne korzyści z istnienia państwa
albo niezdolną do uświadomienia sobie alternatywy i samych
etatystów: aparat rządowy i klasę czerpiącą zyski z interwencji
państwa w rynek4.
To opis naszego obecnego społeczeństwa. Jesteśmy
„w domu”.
Zanim zawrócimy i opiszemy drogę od etatyzmu do
agoryzmu, spojrzyjmy na dzisiejsze społeczeństwo wyposażeni w
naszą nowo nabytą agorystyczną świadomość. Podobnie jak
podróżnik, który wraca do domu i widzi rzeczy w nowym świetle,
mając wiedzę o obcych krajach i innych sposobach życia, możemy
zyskać umiejętność wnikliwego spojrzenia na naszą obecną
sytuację.
Oprócz zdania sobie sprawy z tego, że istnieje
pewna liczba oświeconych Nowych Libertarian tolerowanych na bardziej
liberalnych obszarach etatystycznych na świecie (z „tolerancją”
mamy do czynienia w takim stopniu, w jakim libertarianizm
rozprzestrzenił się na etatystycznym obszarze), uświadamiamy sobie
teraz coś jeszcze: istnieje wielka liczba ludzi, którzy działają
w sposób agorystyczny, rozumiejąc niewiele z jakiejkolwiek teorii,
ale, powodowani materialnymi pobudkami, unikają państwa,
wystrzegają się go i przeciwstawiają się mu. Można chyba z
pewnością powiedzieć, że wiążą się z nimi obiecujące
możliwości.
W Związku Sowieckim, bastionie arcyetatyzmu i
niemal całkowicie zrujnowanej „oficjalnej” gospodarki,
rozwinięty na gigantyczną skalę czarny rynek zapewnia Rosjanom,
Ormianom, Ukraińcom i innym wszystko: od jedzenia i naprawy
telewizora, po urzędowe papiery i protekcję klasy rządzącej. Jak
donosi „Guardian Weekly”, Birma to niemal całkowicie czarny
rynek, na którym rząd jest zredukowany do armii, policji i kilku
nadętych polityków. To samo odnosi się w różnym stopniu do
całego niemal Drugiego i Trzeciego Świata.
Co z „Pierwszym” Światem? W krajach
socjaldemokratycznych czarny rynek osiąga mniejsze rozmiary,
ponieważ „biały rynek” akceptowanych przez prawo państwowe
transakcji rynkowych jest większy – ale ten pierwszy i tak ma dość
znaczne rozmiary. Włochy na przykład mają „problem” ze znaczną
częścią pracowników administracji państwowej, którzy oficjalnie
pracują od siódmej do czternastej, a przez resztę dnia wykonują
różne prace nieoficjalnie, zarabiając „na czarno”. Holandia ma
wielki czarny rynek w budownictwie mieszkaniowym wskutek wysokiego
stopnia regulacji tej branży. W Danii ruch na rzecz unikania
podatków osiągnął takie rozmiary, że ci spośród jego
uczestników, których uwiodła polityka, utworzyli drugą co do
wielkości partię. A to tylko najbardziej wyraziste przykłady,
które prasa miała możliwość lub była gotowa opisać.
Powszechnie unika się kontroli walutowych: przypuszcza się, że na
przykład we Francji każdy trzyma w ukryciu znaczną ilość złota,
a wycieczki do Szwajcarii w celach innych niż tylko zwiedzanie i
jazda na nartach są powszechne.
Żeby naprawdę docenić zakres tej
kontrekonomicznej działalności, trzeba spojrzeć na względnie
wolne gospodarki „kapitalistyczne”. Przyjrzyjmy się czarnym i
szarym rynkom5
w Ameryce Północnej i pamiętajmy, że mamy tam do czynienia z
przypadkiem najmniejszego nasilenia aktywności kontrekonomicznej na
świecie.
Według amerykańskiego Urzędu Skarbowego co
najmniej dwadzieścia milionów ludzi należy do „ekonomicznego
podziemia”, którego uczestnicy używają gotówki lub dokonują
handlu wymiennego, aby uniknąć wykrycia transakcji i płacenia
podatków. Miliony trzymają pieniądze w złocie i na zagranicznych
kontach, żeby uniknąć ukrytego opodatkowania w postaci inflacji.
Według Urzędu Imigracji i Naturalizacji zatrudnione są miliony
„nielegalnych imigrantów”. Jeszcze więcej osób handluje
marihuaną oraz innymi zakazanymi narkotykami, z letrilem,
tryptofanem, lekami przeciw AIDS i innymi zakazanymi substancjami
medycznymi włącznie, lub używa ich.
Wreszcie są też osoby dopuszczające się
„przestępstw bez ofiar”. Możemy tu wymienić – poza używaniem
narkotyków – prostytucję, pornografię, przemyt, fałszywe
dokumenty tożsamości, hazard i zakazane zachowania seksualne, w
których uczestniczą dobrowolnie dwie dorosłe osoby. Niezależnie
od „ruchów reformatorskich”, starających się o legalizację
wymienionych wyżej działań metodami politycznymi, społeczeństwo
postanowiło działać bez zwłoki – i, czyniąc to, tworzy
kontrekonomię.
Ale na tym nie koniec. Odkąd w USA wprowadzono
odgórnie rządowe ograniczenie prędkości do 55 mil na godzinę,
większość Amerykanów stała się kontrekonomicznymi kierowcami.
Kierowcy ciężarówek rozwinęli komunikację radiową, żeby
uniknąć egzekwowania przez państwo tych regulacji. Dla kierowców
niezrzeszonych, którzy mogą zrobić cztery kursy, jeśli jadą 75
mil na godzinę, zamiast trzech, które przejechaliby przy prędkości
55 mil, kontrekonomiczne prowadzenie ciężarówki to kwestia
przetrwania.
Kwitnie prastara tradycja przemytu, przybierając
rozmaite formy: od łodzi wypełnionych marihuaną i sprowadzanych z
zagranicy urządzeń obłożonych wysokim cłem, poprzez ciężarówki
przewożące ludzi z mniej rozwiniętych krajów, po turystów
ukrywających w bagażu coś „ekstra” i nie zgłaszających tego
celnikom.
Niemal każdy w jakiś sposób zniekształca lub
nagina fakty w swoim formularzu podatkowym, nie księguje opłat za
usługi, nie zgłasza transakcji z krewnymi i nie informuje o
nielegalnych pozycjach przyjętych podczas uprawiania seksu ze swoimi
partnerami.
Zatem każdy jest w pewnym stopniu
kontrekonomistą! I z punktu widzenia teorii libertariańskiej jest
to do przewidzenia. Niemal każdy aspekt ludzkiego działania jest
zakazany, regulowany albo poddany kontroli przez państwową
legislację. Przepisy te są tak liczne, że nawet gdyby istniała
taka Partia „Libertariańska”, która zapobiegałaby powstawaniu
nowych regulacji i sprawnie doprowadzała do zniesienia dziesięciu
czy dwudziestu ustaw podczas każdej sesji obrad, nie doprowadziłoby
to do znacznego ograniczenia lub zniesienia państwa (nie wspominając
o samym mechanizmie!) i przez tysiąc lat6!
Oczywiście państwo jest niezdolne do skutecznego
egzekwowania swoich ustaw. Wciąż jednak istnieje. A skoro każdy
jest poniekąd kontrekonomistą, dlaczego kontekonomia nie ogarnęła
całej gospodarki?
Poza Ameryką Północną jako jedną z przyczyn
tego stanu rzeczy możemy ponadto wskazać wpływ imperializmu. W
latach trzydziestych XX wieku Związek Sowiecki otrzymał od bardziej
rozwiniętych krajów wsparcie, a podczas II wojny światowej –
wielkie ilości broni. Nawet dziś wysoko dotowany bezzwrotnymi
pożyczkami „handel” wspiera reżimy radziecki i chiński. Ten
przepływ kapitału (albo: anty-kapitału, jako że powoduje on
niszczenie wartości) oraz pomocy wojskowej z obydwu bloków
utrzymuje reżimy w pozostałej części świata. Ale nie wyjaśnia
to przypadku Ameryki Północnej.
Tym, co jest obecne wszędzie na Ziemi, i pozwala
państwu nadal istnieć, jest przyzwolenie jego ofiar7.
Każda ofiara etatyzmu w pewnym stopniu uznaje państwo. Coroczne
obwieszczenie Urzędu Skarbowego, że podatek dochodowy zależy od
„dobrowolnego przyzwolenia” jest, o ironio, prawdziwe. Gdyby
podatnicy zupełnie odcięli wampirowi państwa dopływ krwi, ten
niechybnie by zginął; jego nieopłacone policja i armia niemal
natychmiast zdezertowałyby, pozbawiając potwora zębów. Gdyby
każdy porzucił „legalny środek płatniczy”, a do wszelkich
transakcji zaczął używać złota i innych dóbr, wątpliwe, by
nawet opodatkowanie pozwoliło na utrzymanie współczesnego państwa
przy życiu8.
Kluczowa staje się tutaj rola państwowej
kontroli nad edukacją i mediami informacyjnymi, zarówno
bezpośrednia, jak i sprawowana przez posiadaczy z klasy panującej.
Dawniej państwowi kapłani mieli za zadanie sankcjonowanie działań
króla i arystokracji, ukrywanie prawdy dotyczącej opartych na
ucisku stosunków społecznych i wzbudzanie poczucia winy u osób
stosujących uniki i stawiających opór. Rozdział religii od
państwa przeniósł ten ciężar na nową klasę intelektualną
(którą Rosjanie nazwali inteligencją). Niektórzy intelektualiści,
uznając (tak jak wcześniej dysydenccy teologowie i duchowni) prawdę
za wartość najwyższą, zajmują się raczej wyjaśnianiem
rzeczywistości niż jej zaciemnianiem, ale są lekceważeni albo
obrzucani obelgami i z trzymani z dala od pieniędzy kontrolowanych
przez państwo i rozmaite fundacje. W ten sposób tworzy się
zjawisko dysydencji i rewizjonizmu; i tym sposobem postawa
antyintelektualistyczna tworzy się wewnątrz społeczeństwa, które
traktuje z podejrzliwością bądź nie całkiem rozumie funkcję
salonu intelektualistów.
Zwróćmy uwagę na to, jak anarchistyczni
intelektualiści są atakowani i represjonowani w każdym państwie;
a ci, którzy opowiadają się za odrzuceniem obecnej klasy rządzącej
– nawet jeśli chcą jedynie zastąpić ją inną – są uciszani.
Ci, którzy proponują zmiany mające wyeliminować niektórych
beneficjentów państwa i wprowadzić innych, są wychwalani przez
zyskujących na tym członków wyższych sfer i atakowani przez
potencjalnych przegranych.
Wspólną cechą najbardziej zatwardziałych
czarnorynkowców jest poczucie winy. Chcą oni bowiem „zrobić
majątek” i wrócić do „normalnego społeczeństwa”.
Przemytnicy i prostytutki czekają z utęsknieniem dnia, gdy zostaną
ponownie zaakceptowani przez społeczeństwo – nawet jeśli obecnie
tworzą udzielające sobie wzajemnego wsparcia „subspołeczności”
wyrzutków. Niemniej jednak zdarzały się wyjątki od tego zjawiska
poszukiwania akceptacji: grupy dysydentów religijnych w XVIII wieku,
utopijne wspólnoty polityczne na początku XIX wieku, a w
niedalekiej przeszłości – kontrkultura hipisów i Nowej Lewicy.
Cechą wyróżniającą te grupy było przekonanie, że ich
subspołeczności są lepsze niż reszta społeczeństwa. Trwożna
reakcja, którą wywołali w reszcie społeczeństwa, była
spowodowana obawą, że mają rację.
Wszystkie te obliczone na samowystarczalność
subspołeczeństwa upadły przede wszystkim z jednego powodu:
nieznajomości ekonomii. Żadne więzy społeczne, niezależnie od
tego, jak piękne, nie mogą oddziaływać na społeczeństwo tak
silnie jak jego podstawowe spoiwo – podział pracy. Antyrynkowa
wspólnota sprzeciwia się jedynemu dającemu się egzekwować prawu
– prawu natury. Podstawową strukturą organizacyjną społeczeństwa
(powyżej poziomu rodziny) nie jest wspólnota (czy plemię, związek
plemion albo państwo), ale agora. Bez względu na to, jak wielu
pragnie, żeby komunizm zadziałał i poświęca się temu celowi,
komunizm poniesie porażkę. Zwolennicy komunizmu mogą przez czas
nieokreślony i kosztem wielkiego wysiłku powstrzymywać agoryzm,
lecz gdy poluzują więzy, „naturalny prąd”, albo „Niewidzialna
Ręka”, albo „fala historii”, albo „bodziec zysku”, albo
„robienie tego, co przychodzi naturalnie”, innymi słowy
„porządek spontaniczny” niechybnie powiedzie społeczeństwo
coraz bliżej czystej agory.
Dlaczego ludzie tak opierają się osiągnięciu
ostatecznego szczęścia? Psychologowie próbowali odpowiedzieć na
to pytanie, odkąd zaczęli się zajmować swoją dziedziną. Możemy
wszakże udzielić dwóch odpowiedzi ogólnych, jeśli chodzi o
kwestie socjoekonomiczne: opór jest wywoływany przez internalizację
antyzasad (które wydają się prawdziwe, ale w rzeczywistości są
sprzeczne z prawem naturalnym) oraz sprzeciw grup interesu.
Teraz widzimy jasno, czego potrzeba, aby utworzyć
społeczeństwo libertariańskie. Z jednej strony potrzebujemy uczyć
libertariańskich aktywistów i zwiększać świadomość
kontekonomistów, aby przekonać ich do libertariańskiej teorii i
wzajemnego wspierania się. „Mamy rację, jesteśmy lepsi, żyjemy
w moralny, spójny sposób i budujemy lepsze społeczeństwo –
przynoszące korzyści nam i innym” – mogłyby potwierdzić nasze
„grupy aktywistów”.
Zwróćmy uwagę na to, że mało prawdopodobne
jest, aby ci libertariańscy aktywiści, którzy sami nie praktykują
w pełni kontrekonomii, byli przekonujący. „Libertariańscy”
kandydaci na stanowiska polityczne swoim działaniem zaprzeczają
wszystkiemu (wartościowemu), co mówią; niektórzy spośród nich
zajmowali nawet stanowiska w urzędach podatkowych i departamentach
obrony!
Z drugiej strony, musimy się bronić przed
grupami interesu albo przynajmniej ograniczyć, w takim stopniu, w
jakim to możliwe, stosowany przez nie ucisk. Jeśli rezygnujemy z
reformistycznego działania politycznego, które przynosi efekt
odwrotny od zamierzonego, jak możemy to osiągnąć?
Jednym ze sposobów jest angażowanie coraz
większej liczby osób w działalność kontrekonomiczną i
utrudnianie państwu dostępu do tych dóbr, które może zagrabić.
Ale uniki to za mało; jak powinniśmy się bronić, a nawet –
kontratakować?
Będziemy powoli, ale nieprzerwanie zmierzać ku
wolnemu społeczeństwu, przekonując coraz więcej kontrekonomistów
do libertarianizmu i coraz więcej libertarian do kontrekonomii,
łącząc ostatecznie teorię z praktyką. Kontrekonomia będzie się
rozwijać i rozprzestrzeniać – aż osiągnie następny etap, który
widzieliśmy w naszej podróży do przeszłości, z coraz większą
subspołecznością agorystyczną wszczepioną w społeczeństwo
etatystyczne. Niektórzy agoryści mogą nawet zgromadzić się w
większych skupiskach, tworząc rozpoznawalne dzielnice oraz getta i
przeważać liczebnie na wyspach lub w kosmicznych koloniach. W tym
momencie istotna stanie się kwestia ochrony i obrony.
Posługując się naszym agorystycznym modelem
(zob. rozdział II), możemy przewidzieć, jak rozwiną się usługi
ochrony. Przede wszystkim, dlaczego ludzie angażują się w
działalność kontrekonomiczną bez pewności, że nic im nie grozi?
Zysk osiągany za cenę podejmowanego ryzyka jest większy niż
ewentualna strata. To twierdzenie jest, oczywiście, prawdziwe w
odniesieniu do każdej działalności ekonomicznej, ale wymaga
specjalnego podkreślenia w przypadku kontrekonomii:
Fundamentalną zasadą kontrekonomii jest wymiana
ryzyka na zysk9.
Im większy jest spodziewany zysk, tym większe
ryzyko. Zauważmy, że jeśli ryzyko maleje, ludzie podejmują z
powodzeniem dużo więcej działań kontrekonomicznych – stanowi to
niewątpliwie wskazówkę, że wolne społeczeństwo jest
zamożniejsze od takiego, w którym brak wolności.
Ryzyko można zmniejszać dzięki większej
przezorności, ostrożności, wzmacniając środki bezpieczeństwa
(zamki, schowki, domy służące za kryjówki) i darząc zaufaniem
wyłącznie osoby, na których rzeczywiście można polegać. To
ostatnie spostrzeżenie wskazuje, że agoryści szczególnie cenią
prowadzenie interesów z innymi agorystami. Świadczy też o silnej
motywacji ekonomicznej, która spaja subspołeczeństwo agorystyczne
i skłania jego członków do angażowania w nie kolejnych osób oraz
wspierania wszelkich prób tego rodzaju.
Kontrekonomiczni przedsiębiorcy mają motywację
do wprowadzania lepszych urządzeń ochronnych i kryjówek,
instrukcji pozwalających stosować uniki oraz do „prześwietlania”
potencjalnych klientów i dostawców innych kontrekonomicznych
przedsiębiorców. W ten sposób powstaje kontrekonomiczna branża
usług ochronnych.
W miarę swojego rozwoju może ona zacząć
ubezpieczać od przypadków „dorwania” kontrekonomisty przez
funkcjonariuszy państwowych, zmniejszając jego ryzyko i
przyspieszając kontrekonomiczny wzrost. W następnej kolejności
branża usług ochronnych może zapewnić obserwację i ochronę
terenów strzeżonych, stosując systemy alarmowe i wykorzystujące
zaawansowaną technologię urządzenia maskujące. Może też
oferować usługi strażników chroniących przed przestępcami
innymi niż państwo. Już teraz wiele dzielnic mieszkaniowych,
biznesowych czy zajmowanych przez mniejszości zatrudnia prywatne
patrole, straciwszy wiarę w rzekomą ochronę własności przez
państwo.
Jednocześnie arbitraż zmniejszy ryzyko łamania
umów między uczestnikami kontrekonomicznej wymiany. Agencje ochrony
zaczną egzekwować dotrzymywanie warunków umów między agorystami,
chociaż w początkowych stadiach rozwoju kontrekonomii największym
„egzekutorem” pozostanie państwo, któremu będzie można wydać
innego agorystę. Jednakże podobny czyn zaowocuje szybkim
wykluczeniem z subspołeczności; tak więc cenny okaże się
wewnętrzny mechanizm egzekucyjny.
W ostatnich stadiach opisywanego procesu
dopełnienie warunków kontrekonomicznych transakcji z etatystami
będzie egzekwowane przez agencje ochrony, a agoryści będą w ten
sposób chronieni przed przestępczą działalnością państwa10.
W tym momencie docieramy do ostatniego etapu przed
osiągnięciem społeczeństwa libertariańskiego. Społeczeństwo
jest podzielone na ogromne, bezpieczne obszary agorystyczne i
kurczące się błyskawicznie sektory państwowe.
Stoimy na krawędzi rewolucji.
_____
PRZYPISY
1
Mikro i makro to terminy zaczerpnięte z obecnej ekonomii
establishmentu. Podczas gdy kontrekonomia jest częścią agoryzmu
(dopóki państwo nie zaniknie), agoryzm obejmuje zarówno
kontrekonomię (jeśli chodzi o praktykę), jak i libertarianizm
(jeśli chodzi o teorię). Ponieważ teoria ta przewiduje
konsekwencje praktykowania kontrekonomii na wielką skalę, będę
używał terminu „agorystyczny” w sensie makro, a
„kontrekonomiczny” – w sensie mikro. Ponieważ rozróżnienie
to jest z natury niejednoznaczne, wspomniane terminy czasami
nakładają się na siebie i wtedy będą stosowane zamiennie.
2
Termin „kontrekonomia” utworzono w taki sam sposób, jak
wyrażenie „kontrkultura”; nie oznacza on antyekonomii – tak
jak kontrkultura nie oznaczała antykultury.
3
Pisanie tego tomu, noszącego tytuł Kontrekonomia,
zostało rozpoczęte i powinno zostać ukończone w 1981 r., a
opublikowane w 1982, jeśli taka będzie wola rynku!Uwaga do
drugiego wydania: rynek jeszcze nie wyraża tej woli, ale wkrótce…
Uwaga
do czwartego wydania: SEK3 zmarł przed ukończeniem swojego magnum
opus,
ale KoPubCo jest w trakcie przygotowywania do publikacji w
najbliższej przyszłości fragmentów Kontrekonomii
istniejących w rękopisie.
4
Tę klasę nazywano „klasą panującą”, „elitą władzy”
lub „spiskiem” – w zależności od tego, czy analiza
pochodziła od marksisty, liberała czy kogoś związanego ze
Stowarzyszeniem Johna Bircha. Terminy te będą stosowane zamiennie,
aby pokazać, że znaczą to samo.
5
Chociaż pewne działania wiążące się z inicjowaniem przemocy –
takie jak morderstwo czy kradzież – wrzuca się często do
jednego worka z etykietką „czarny rynek”, libertarianin uważa
ogromną większość czynów określanych mianem „zorganizowanej
przestępczości” za całkowicie dopuszczalną, choć czasami
napawającą go obrzydzeniem. Mafia, na przykład, nie jest czarnym
rynkiem, ale działa na pewnych obszarach czarnego rynku jako rząd,
wymuszając od swoich ofiar pieniądze za ochronę (podatki) i
narzucając swoją władzę drogą morderstw i pobić (wymuszanie
posłuszeństwa prawu), a nawet prowadzi wojny, gdy jej monopol jest
zagrożony. Te działania będą określane mianem czerwonego rynku
– aby odróżnić je od moralnych działań czarnorynkowych,
którymi zajmiemy się poniżej. Krótko mówiąc, „czarny rynek”
oznacza dowolne nie związane z inicjowaniem przemocy działania
zabronione przez państwo, które podejmuje się mimo tego
zakazu.Mianem „szarego rynku” będziemy określać handel
dobrami i usługami, które same w sobie nie są nielegalne, ale
zostały uzyskane lub są dystrybuowane w sposób zabroniony przez
państwo. Do tej kategorii zalicza się znaczna część tego, co
nazywamy „przestępczością »białych kołnierzyków«”, którą
większość społeczeństwa aprobuje z pobłażliwym uśmiechem.
Wyznaczenie
granicy między czarnym i szarym rynkiem zależy w ogromnej mierze
od stanu świadomości społeczeństwa, w którym żyjemy. Łatwo
rozpoznać czerwony rynek. Morderstwo to czerwony rynek; bronienie
się przed przestępcą (gdy państwo zakazuje samoobrony) – z
policjantem włącznie – to czarny rynek w Nowym Jorku, a szary w
Orange County.
6
W ten sposób Partia „Libertariańska” będzie podtrzymywać
etatyzm. W dodatku zaangażuje się w ochronę nieuczciwie
osiągniętych zysków klasy rządzącej oraz utrzymywanie
państwowego systemu wymuszania posłuszeństwa.
8
Mimo że w literaturze libertariańskiej omówiowo obszernie
prawdziwą naturę i mechanizm inflacji, wiele osób wciąż nie
rozumie tego tematu.W skrócie: ogólny wzrost cen to tylko skutek
inflacji, która jest zwiększeniem podaży pieniądza. O wiele
bardziej niszcząca jest redystrybucja własności i jej efekty
uboczne, które zaburzają gospodarkę. Państwo „kreuje”
pieniądz, który w ramach redystrybucji trafia do pierwszego
szeregu beneficjentów – wielkich bankierów, aby opłacić
działania wojenne i ustawodawstwo socjalne – oraz do drugiego
szeregu użytkowników: pracowników administracji państwowej. Gdy,
korzystając z niepopartej niczym poza dodrukowanymi kwitami siły
nabywczej, podnoszą oni swoje ceny, wszyscy inni dochodzą do
wniosku, że nie są w stanie kupować tyle, ile wcześniej.
Nieoczekiwany
wzrost cen (rynek radzi sobie ze spodziewaną inflacją) sygnalizuje
przedsiębiorcom, że powinni inwestować w dobra kapitałowe w
związku ze wzrastającym popytem. Gdy konsumpcja zmniejsza się ze
względu na ogólny spadek siły nabywczej pieniądza,
przedsiębiorcy stwierdzają, że przeinwestowali i muszą
sprzedawać ze stratą, zwalniać pracowników oraz likwidować
kapitał – skutkuje to kryzysem gospodarczym. Żądania
bezrobotnych pracowników i stojących na krawędzi bankructwa
kapitalistów często skłaniają państwo do ponownego zwiększenia
podaży pieniądza w celu „stymulowania” gospodarki – to
znaczy wywołania kolejnego iluzorycznego ożywienia gospodarczego.
Niestety,
nie można się spodziewać, że ten nowy zastrzyk pustego pieniądza
zadziała; jego skutkiem jest jeszcze większa inflacja. Jeżeli ten
cykl będzie trwał dalej, doprowadzi do hiperinflacji (klasycznym
przykładem są Niemcy w roku 1923) i załamania waluty (Mises
opisowo określał to mianem „gorączki prowadzącej do
katastrofy”).
Rzekomo
wolnorynkowi ekonomiści ponaglają państwo do „przełknięcia
gorzkiej pigułki” kryzysu (postąpienia podobnie jak człowiek
uzależniony, który z miejsca odstawia swój narkotyk, aby nie
przedawkować), aby poradzić sobie ze skutkami zastrzyku
pieniężnego i uzdrowić system. Jak można zauważyć, powoduje to
głębokie utrwalanie etatyzmu.
O
wiele lepsze rozwiązanie polegałoby na tym, że ludzie
zrezygnowaliby z niemającej pokrycia waluty państwowej na rzecz
środków wymiany niepodatnych na [wywoływaną przez państwo]
inflację, takich jak złoto, srebro lub inne surowce, albo mających
większe pokrycie walut zagranicznych, w celu przyspieszenia upadku
pustego pieniądza.
9
Pomocny może być przykład ukazujący, jak ta zasada funkcjonuje.
Załóżmy, że chciałbym przyjąć i sprzedać dobra pochodzące z
przemytu, uniknąć podatku lub złamać jakieś prawo. Powiedzmy,
że mogę zarobić na każdej transakcji 100 tys. dolarów.Posługując
się rządowymi statystykami – zawsze wskazujących zawyżoną na
korzyść funkcjonariuszy państwa liczbę aresztowań (nie są oni
w stanie stwierdzić, jaka część działalności kontrekonomicznej
uchodzi praktykującym ją osobom na sucho) – oceniam stopę
zatrzymań na 20%. Można potem ustalić, jaki procent tych spraw
zostanie skierowanych do sądu i jaki odsetek zakończy się
skazaniem, nawet jeśli ma się dobrego prawnika. Powiedzmy, że 25%
spraw idzie pod sąd, z czego 50% kończy się skazaniem. (Ostatni
wskaźnik jest wysoki, ale do spraw „przegranych” wliczamy te,
których koszty musimy pokryć sami – nawet jeśli zostajemy
uniewinnieni). Ponoszę zatem ryzyko w wysokości 2,5%
(0,2×0,25×0,5=0,025). To dużo w porównaniu z większością
rzeczywistych transakcji.
Załóżmy,
że maksymalna kara, jaką mogę dostać, to 500 tys. dolarów
grzywny lub 5 lat więzienia – lub też obie te kary łącznie.
Pominąwszy moje kontrekonomiczne transakcje (nie można ich z
pewnością wliczać, gdy decyduję o tym, czy je podejmować, czy
nie), mógłbym zarobić 20 tys. dolarów rocznie, więc podczas
pobytu w więzieniu straciłbym dodatkowo 100 tys. dolarów. Bardzo
ciężko określić koszt pięciu lat więzienia, ale przynajmniej w
naszej obecnej sytuacji nie jest to o wiele gorsze niż inne
przymusowe zakłady zamknięte (szkoła, armia, szpital), a
kontrekonomista nie będzie nękany poczuciem winy i wyrzutami
sumienia.
Kładę
więc na szali: 2,5% z 600 tys. dolarów (czyli 15 tys. dolarów)
straty i 5 lat przeciw 100 tys. dolarów zysku! A z łatwością
mógłbym ubezpieczyć się na sumę 15 tys. dolarów (lub
mniejszą), która pokryłaby koszt wszystkich opłat i kar! Krótko
mówiąc: to działa.
10
Trzeba by pewnie w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że w
kontrekonomii firmy mogłyby osiągać całkiem znaczne rozmiary.
Można spierać się o to, czy na wszystkich etapach produkcji
istnieliby „pracownicy najemni” zamiast „niezależnych
kontrahentów”, chociaż zdaje mi się, że cała koncepcja pracy
opartej o model „pracownik/szef” jest reliktem czasów
feudalizmu, a nie, jak twierdzi Marks, podstawą „kapitalizmu”.
Oczywiście, państwowy kapitalizm jest przeciwieństwem tego, co
postuluje libertarianin.Co więcej, nawet dziś duże firmy mogłyby
przynajmniej częściowo przejść na działalność
kontrekonomiczną, przeprowadzając pewną część transakcji na
„białym rynku”, aby zadowolić funkcjonariuszy państwowych,
zapłacić niewielki podatek i zgłosić symboliczną liczbę
pracowników. Reszta interesu rozwijałaby się nieoficjalnie (co
często już ma miejsce) dzięki transakcjom z niezależnymi
kontrahentami, którzy dostarczą gotowy produkt, dokonają jego
naprawy i zajmą się jego dystrybucją. Nikt – żadna firma,
żaden pracownik, ani żaden przedsiębiorca – nie musi działać
na białym rynku.
Tłumaczenie: Łukasz Kowalski
Projekt okładki: Sztukmistrz
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz