Szczepić czy nie szczepić? (Perspektywa publicysty)

Crossover: MOJE BOJE Z TRADYCJĄ /i zdrowym rozsądkiem/

"Bo wy uważacie, że..." - zdarzało mi się często słyszeć - w odniesieniu do mnie i (niepotrzebne skreślić)
- mojej rodziny;
- grona przyjaciół, znajomych
czy też osób, z którymi wspólnie pracowałem.

Jesteś "tradycjonalistą", a zatem obowiązkowo rodzisz dzieci w domu, a potem ich nie szczepisz.

Przyjęło się uważać, że grupa ludzi spokrewnionych ze sobą lub skupionych wokół jakiejś idei (dogmatu) ma absolutnie identyczne poglądy na wszystko. Łączą nas rzekomo nie tylko te zasadnicze więzy (czy to krwi, czy to związane z zasadami, którymi wspólnie się kierujemy) - ale wszystko inne. Mamy te same bez wyjątku poglądy i jeśli na przykład ktoś z tak zwanego środowiska Tradycji (z drżeniem serca :) przyzna, że zaszczepił dzieci, okaże się dziwakiem, wyrzutkiem i w ogóle bestią.

Tak, dziś mowa będzie właśnie o szczepionkach.

Dla niektórych to ucieleśnienie zła. Za nic w świecie nie pozwolą zaszczepić swoich dzieci. Innych też będą namawiać do zaniechania szczepień. Czy mają do tych postaw moralne prawo i naukowe podstawy?

Na początku podkreślmy, że:

1. Niniejszy tekst nie rości sobie żadnych praw do bycia analizą naukową (jeśli się uda, w przyszłości i taką postaramy się na naszych łamach zamieścić).

2. Tzw. "państwowy przymus szczepień" (niemoralny z zasady) a szczepienia per se potraktujemy roboczo jak osobne tematy. Skoncentrujemy się na zastanowieniu, jakie szanse i zagrożenia może nieść za sobą szczepienie dzieci.
Jako realiści nie możemy twierdzić, że "państwowy przymus szczepień" i dzisiejsze szczepionki to sprawy zupełnie ze sobą niepowiązane - wpływ nieuczciwych z gruntu koneksji prywatnych firm i funkcjonariuszy państwowych może prowadzić do tego, że celowo produkuje się, rozprowadza i wmusza ludziom towar (w tym przypadku szczepionki) nieskuteczny, a nawet szkodliwy.
[To jest właśnie ból wolnościowca: stara się zastanawiać i działać na rzecz rzeczywistości (choć trochę bardziej) normalnej w rzeczywistości głęboko nienormalnej. I nie może przy tym mówić wyłącznie o sytuacji idealnej, abstrahując od realiów].

Nie można też uciec od tematu (nawet, przyjmijmy, mających dobre, pożądane działanie) szczepionek wytwarzanych w sposób niemoralny - na przykład z użyciem ciał ludzi zamordowanych w ramach tzw. aborcji). To jest dopiero dylemat naszego niedoskonałego świata: czy korzystać z potrzebnego, a jedynego dostępnego nam na razie produktu powstałego w taki sposób? A może zawsze istnieje alternatywa?

A może prawdą jest zarówno to, że liczni gracze z branży farmaceutycznej wykorzystują istniejący system patentów i innych ograniczeń wolności do nieuczciwego wyzuwania klientów z pieniędzy - jak i to, że (statystycznie rzecz biorąc) produkowane przez ten biznes szczepionki raczej pomagają niż szkodzą? Jeśli Stalin, Napoleon czy Pinochet - przy całym ogromie popełnionego przez siebie zła - twierdziłby, że Ziemia kręci się wokół słońca, to nie przeczylibyśmy mu dla samej przekory, prawda?

Uczciwość wymaga porównywania ideałów, a nie wypaczeń. Dla (tradycyjnego) przykładu: do przeprowadzenia zasadnej krytyki Novus Ordo Missae wystarczy  Krótka analiza krytyczna NOM kardynałów Ottavianiego i Bacciego, porównująca przebieg liturgii tak jak wygląda ona "w ideale", na papierze - bez brania pod uwagę nadużyć, których mogą dopuszczać się zarówno kapłani sprawujący Mszę tradycyjną, jak i NOM.
[Choć nie da się też ukryć, że "Z owoców ich poznacie je", a od czasów zmian firmowanych przez kard. Montiniego niewiara w świecie (również wśród księży) wzrosła chyba zdecydowanie bardziej niż w epoce jedności rzymskiego kultu liturgicznego].

Spróbujmy więc zastanowić się nad zagadnieniem szczepionek przy założeniu, że produkuje się je bez celowego wprowadzania do nich szkodliwych substancji.

W jakiej sytuacji mam prawo bronić dziecka nawet wbrew woli jego rodziców? Na przykład wtedy, gdy dziecko uległo wypadkowi i utraciło tyle krwi, że nieprzetoczenie jej niechybnie skończy się jego zgonem. W takim wypadku mamy prawo wystąpić przeciw sprzeciwiającym transfuzji rodzicom nawet z użyciem przemocy. Prawo, a nawet obowiązek ratowania dziecka w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia stoi wyżej niż prawo rodziców do podejmowania (w pewnym zakresie) decyzji w imieniu potomka.

Zdarza się (czy tak?), że dziecko nieszczepione przeżyje całe życie bez zapadania na chorobę, która bezpośrednio grozi mu śmiercią.

Stąd wniosek, że przymus szczepień jest niemoralny.

(Ważny jest też aspekt czasu: decyzje podejmowane w imieniu niemowląt dziś mają dalekosiężne skutki).

Czy dzieci nieszczepione na żadne poważne choroby nie zapadną? A może ich rodzice mają rację - nie szczepiąc dzieci - bo ewentualny uszczerbek na zdrowiu potomstwa (zakładamy, że związany bezpośrednio z zaszczepieniem się) to cena zbyt wysoka za (ewentualne) ochronienie go przed zapadnięciem na gruźlicę czy tężec?

No właśnie: kwestia ryzyka i prawdopodobieństwa.

Może więc rozsądnie będzie podjąć decyzje o szczepieniu dzieci lub nie w oparciu o kryterium potencjalnego niebezpieczeństwa jakie grozi im w przypadku a) zaszczepienia; b) niezaszczepienia.

Mawia się niekiedy, że istnieją kłamstwa, wierutne kłamstwa i statystyka.

Ale ~
Jeśli szczepiąc dziecko z większym prawdopodobieństwem ochronimy je przed ewentualnym zapadnięciem na ciężką chorobę niż narazimy jego zdrowie na ewentualny szwank wynikający z kontaktu z zawartością szczepionki - liczby są po naszej stronie. Szczepimy (przynajmniej na niektóre choroby).

Dodatkowy kłopot: osób, które w wyniku szczepienia na polio etc. nie zachorowały - nie widzimy (bo nie zachorowały); osoby, u których stwierdzono niepożądany odczyn poszczepienny - widzimy.

Skłonności antyszczepionkowe to w Polsce zjawisko stosunkowo nowe. Mamy zbyt krótką perspektywę czasową, by ocenić ich długofalowe skutki. Po prostu: dzieci programowo nieszczepione w większości są dziś najdalej nastolatkami.

Ponadto grupy i środowiska antyszczepionkowe są w Polsce stosunkowo nieliczne, więc nie doszło jeszcze do żadnej epidemii.

Ciekawe, że ideologia antyszczepionkowa znalazła tak podatny grunt w pewnej przynajmniej części środowisk katolickiej Tradycji, które poważnie angażują się w przygotowania do wojny - w wymiarze zupełnie ziemskim: zbrojenie się, ćwiczenia taktyczne i tak dalej. Czy nieszczepienie dzieci nie oznacza w tym kontekście zmniejszania szans na przetrwanie?

A może nieszczepienie dzieci to wyraz zaufania Panu Bogu aż do szaleństwa?

Ciekawe pytanie: Czy osoby (w szczególności lekarze) zaangażowane w walkę ze szczepionkami (i postulujące w zakresie szczepienia lub nieszczepienia dzieci wolność wyboru) okazują się równie wolnościowo nastawione w innych sprawach? Czy odpowiedzią na nękające ludzkość zagwozdki jest ich zdaniem dobrowolność czy raczej domagają się interwencji funkcjonariuszy państwowych - tylko skierowanej przeciw komuś innemu niż dotychczas?

Ciekawe jak lekarze i rodzice zachowaliby się w realiach wolnorynkowych...

Jan Lech Karski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz